Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Kiedy o tym pomyślał, krew znowu zagotowała mu się w żyłach. Był wściekły. Nie bez powo- du Dom Lata umieszczono na odległej orbicie, nachylonej wzglę- dem ekliptyki pod wyjątkowo dużym kątem. Dostać się tutaj wcale nie było łatwo. Tajemniczy prześladowca potrzebował cza- su, żeby umieścić struktor wewnątrz Domu Lata, prawdopodobnie snuł sieć spisku od wielu miesięcy. Jedna Matka Natura wie, od jak dawna obserwował ofiarę i bezszelestnie zbliżał się, a Nikko niczego nawet nie podejrzewał. Kiedy serce przestało łomotać jak oszalałe i oddech wrócił do normy, zmobilizował się na tyle, by niezdarnie wdrapać się po śliskim pniu drzewa i położyć się brzuchem w dół na jednej z większych gałęzi. Drzewa o czarnym pniu i srebrnych liściach były jednym z dwu gatunków, rosnących w próżniowym lesie. Wznosiły się pełnymi wdzięku łukami, wzrastając prostopadle do powierzchni łącznika i gnąc korony w stronę przeciwną do kierunku rotacji satelity. Pomiędzy nimi wzrastały łamliwe krzewy, stanowiące idealne środowisko dla populacji małych, płochliwych stworzeń, wyglądem przypominających jaszczurki. Nikko nie miał pojęcia, czego boją się te zwierzęta, ponieważ w próżniowym lesie nigdy nie było drapieżników. Najprawdopodobniej ich zachowanie wy- nikało z instynktu odziedziczonego po przodkach, instynktu daw- niej bardzo użytecznego. Zagłębił się w łącznik na trzy kilometry. Stanowiło to zaledwie ułamek jego długości, jednak wystarczająco duży, aby ze stano- wiska na gałęzi drzewa ogarnąć wzrokiem znajdującą się w dole, zamieszkaną część Domu. Dom był organicznym, żyjącym światem, kontrolowanym przez sieć złożoną z prawie dziesięciu tysięcy ośrodków nerwo- wych. Zewnętrzne ściany sekcji mieszkalnych tworzyły oceany, ogromne komory wypełnione wodą, imitujące wodne środowisko Ziemi. Przez nie do westybuli i korytarzy wpadało światło słonecz- ne, które biegło dalej, aż do wielkiego lasu deszczowego, wypeł- niającego rdzeń miasta. Łącznik stanowił przedłużenie siedliska, wiążąc je ze spełnia- jącym rolę przeciwwagi asteroidem, który z egzaltacją nazywano Skałą Matką. Nazwa dobrze oddawała zastosowanie asteroidu w powstaniu satelity, ponieważ połowę jego pierwotnej masy zu- żytkowano na stworzenie struktury Domu Lata. Obecnie był on jeszcze stosowany jako zapasowe źródło substancji organicznych. Daleko, na drugim krańcu łącznika, lśnił w kosmicznej ciemni jak drobna, biała gwiazda, odbijając promienie słoneczne od lodowej powierzchni, skrywającej się pod warstwą stabilizującej farby, która ograniczała do minimum efekt parowania. Mijały minuty i umysł Nikko uspokajał się. Wspomnienia stopniowo układały się we właściwej kolejności, odsłaniając pra- wdę o wydarzeniach, które na Ziemi stały się udziałem jego uprowadzonego ducha. Pierwsze wypłynęło z głębin uczucie pogardy, jakie towarzy- szyło mu, gdy patrzył na Jensena Van Nessa. Jeszcze kilka godzin temu był starszym inspektorem policji Wspólnoty, znakomitym inżynierem molekularnym, ustępującym sławą tylko Foxowi. Teraz Van Ness był zbiegiem. Siedział ze skrzyżowanymi nogami na brudnym dywanie w jakimś walącym się hoteliku w Spili, zapatrzony w pustkę przed sobą, z drżącymi ustami i ramionami bezwładnie opuszczonymi pod ciężarem przygnębie- nia. Zdawał się nie widzieć mrowia pcheł, przeskakujących z dy- wanu na jego ubranie. Ale Nikko czuł ich obecność aż za dobrze. Był wprawdzie tylko widmem w atrium Van Nessa, lecz sztucznie generowane środowisko miało bardzo wysoki współ- czynnik naturalności, symulując również ukąszenia pcheł w deli- katną skórę na ludzkich kostkach, ludzkich, ponieważ Nikko — jak zwykle — przybył do Van Nessa ukryty pod postacią swego brata Sandora. Znał swoją rolę. — Wszystko będzie dobrze — skłamał, desperacko ignorując potworne swędzenie w okolicy kostek i okropny żar, wyciskający pot z każdego pora w skórze. — Wyjdziemy z tego. Ostatecznie jednak żarłoczne pchły do spółki z dokuczliwym upałem odebrały mu resztki cierpliwości i nie panując nad sobą, wrzasnął: — Weź się w garść, zanim zabijesz nas obu! Van Ness nie zareagował. Zdradziecki skurwiel. Próbował ukraść struktor Bohra na własny rachunek, tylko dla siebie, bez wiedzy Nikko. Zabrał struktor i zaszył się w domu, ale wątpliwo- ści i strach sprawiły, że ostatecznie wylądował w Spili. Nagle Van Ness westchnął, jakby chciał pobudzić do oddy- chania płuca. Kiedy uniósł głowę, podbródek wyraźnie mu drżał. Przeniósł zalęknione spojrzenie na Nikko. Miał powierzchowność dwudziestolatka, choć w rzeczywisto- ści musiał przekroczyć setkę