Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Przebywając później w pomieszczeniach dla ludzi, odniosłem wrażenie, że wielu nie zdawało sobie sprawy z powagi sytuacji. Sztuczna Wyspa na Głębi Gdańskiej, zbudowana w latach 1970—74 na zakotwiczonych pontonach z tworzywa lżejszego od wody, była dwukrotnie poważnie niszczona przez sztormy. Obecnie opracowano nowy system ochrony, oparty na zasadzie rozbijania fali wody i wiatru daleko przed nią. Jak wykazało dzisiejsze do- świadczenie, urządzenie działa zadowalająco. 1 maja 1981 r. Po wczorajszym sztormie pogoda pierwszomajowa prześliczna. Błękit nieba, białość chmur i blask słońca najlepiej uczciły Święto Pracy. Sylwia wyciągnęła mnie na wieczór literacki, poświęcony współ- czesnej poezji. Sama ona jest awangardową poetką. Słuchałem tych recytacji, dzisiejszą modą wygłaszanych na przemian przez ży- wych ludzi i przez głośniki, z uczuciem, że jestem tak dalece zaco- fany, iż nic nie rozumiem. Jak tak dalej pójdzie, dojdzie do tego, że w przyszłości logicznie brzmieć będzie tylko formuła chemicz- na i wzór matematyczny. Sylwia wyrecytowała swoje „Wierzę w postęp świata" w sposób uroczy. Nawet głośniki za bardzo jej głosu nie przesłaniały. Ale, 42 bij-zabij, nic nie rozumiem, jaki ma być ten postęp świata ani na czym ma polegać wiara w jego urzeczywistnienie. Publiczność oklaskiwała ją huraganowo. Co było robić? Klaskałem także i ja bardzo głośno... Kiedy wracaliśmy do domu ulicami rojącymi się jeszcze od lu- dzi, dowiedziałem się, że jestem najbardziej uroczym ze wszyst- kich wujków na świecie. Nic nie rozumiem. Nie mogę pojąć tej dzisiejszej młodzieży. 2 maja 1981 r. Dzisiaj byłem krótko u Piotra w jego Instytucie Chemii. Wydał mi się zupełnie odmieniony. Nie mogliśmy porozmawiać, bo miał u siebie sztab Marynarki Wojennej. — Żądają ode mnie opracowania silnika słonecznego, trzeba się będzie do tego zabrać — powiedział i mocno uścisnął mi rękę. Wieczorem znowu spotkaliśmy się na wystawie „kamieni księ- życowych" w gmachu Politechniki. Zanim zdołałem zamienić z nim kilka słów, porwał go rektor i gdzieś poprowadził. Minerały przywiezione z Księżyca przypominają trochę węgliki spiekane, trochę szlakę wielkopiecową, trochę bryłki naszego po- piołu i trochę nasze krzemiany. Tylko kilka z nich było wysoce krystalicznych, z żyłkami złota i niklu. Miały one oznaczniki che- miczne bardzo skomplikowane, ale mało co z tego zapamiętałem. Jak wywnioskowałem z posłyszanych rozmów, jest to dar dla Piotra, a raczej dla jego Instytutu Chemicznego, przekazany przez stację międzyplanetarną, na której pracuje żona Piotra, Tatiana, astrobiolog i doktor medycyny. Dobrze jest mieć taką wysoką protekcję. Jak dotąd bowiem taki zbiór jest u nas w kraju uni- katem. Dlatego wystawa cieszy się takim olbrzymim powodzeniem. , Z tą żoną Piotra to wielce nowoczesna historia. Poznali się na zjeździe naukowym na Krymie, pobrali się w rok potem na dru- gim zjeździe w Nowosybirsku. Mieszkali kilka lat w Gdańsku, gdzie przyszła na świat Sylwia. Później Tania wyruszyła w Kos- m°s, gdzie założyła plantację jakichś roślin i prowadziła badania naukowe. Następnie powróciła na Ziemię i kilka lat opracowywała ^niki tych badań. Później zrobiła dwie dłuższe wyprawy w kie- runku Marsa i Wenus i znowu opracowywała wyniki, mieszkając 43 u Piotra. Teraz od roku jest na Stacji i zapowiada powrót, bo coś z jej zdrowiem nie jest w porządku. Piotr z taką astro-żoną jest zawsze samotny i pozostawiony swej pracy. Sylwia chyba przysparza mu więcej kłopotu, niż daje cie- pła rodzinnego. Teraz jest nadzieja, że to się skończy, jak Tania na dobre wróci do domu. Oby jak najprędzej. 3 maja 1981 r. Usiłowałem kilka razy złapać Piotra przez wizjofon. Daremnie. Automat za każdym razem skrzeczał: Pan profesor przeprasza, nie może podejść, jest zajęty. Nic nie można poradzić. Z żywą sekretarką można by było coś załatwić, ale z automatem? Automaty odgradzają nas od świata i od ludzi. Stosowane zbyt często — przeszkadzają w życiu zamiast je ułatwiać. 4 maja 1981 r. Automat jak wyżej. 5 maja 1981 r. Gdy wyszedłem po skończonej pracy z „Tworzywa" i rozgląda- łem się za elektrowozem, Sylwia wyskoczyła ze swojego podusz- kowca i gwałtem wciągnęła mnie do wnętrza. Te poduszkowce, skrzyżowanie kutra pilotowego z dawnego typu samolotem, wnętrza mają dość obszerne i przytulne. Płyną mięk- ko kilkadziesiąt centymetrów nad powierzchnią ziemi z cichym szumem motoru i powietrza