Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Kiedyś bywały zamknięte i musiałyśmy wybijać szyby. Bieżan pomyślał, iż ogólnie stosowana metoda wchodzenia do domu przez drzwi wejściowe na parterze jest chyba prostsza i słuszniejsza. Po jakiego diabła te baby upierały się wchodzić przez drzwi balkonowe na piętrze? - Może mi pani jakoś przystępnie wyjaśnić, w czym rzecz...? - W tym, proszę pana, że moja siostra ma miły zwyczaj opuszczać dom bez kluczy i zatrzaskiwać za sobą drzwi -powiedziała Melania zjadliwie. - Już ładne parę razy nie mogłyśmy się dostać do wnętrza, raz w czasie burzy śnieżnej, a wszystkie wtedy byłyśmy w szlafrokach. Można, oczywiście, wybijać szyby w oknach parterowych, ale sam pan widzi, że włazić przez nie jest cholernie niewygodnie. To wysoki parter, a drabina odstaje. I głupio trochę nie mieć szyb w oknach na parterze, szczególnie w zimie. Więc tamte drzwi na górze przestały być zamykane i służą awaryjnie w razie potrzeby. Po to także, między innymi, jest nam potrzebna drabina. - Rozumiem. I przez te drzwi wieje... - Wcale nie wieje! - zaprzeczyła gniewnie Felicja. - One się ciasno zamykają i trzeba porządnie popchnąć, żeby się otworzyły. Ktoś ich widocznie nie domknął. Dorotka, oczywiście! - Nawet ich nie dotykałam... - Dopchnęłam i nie zawracaj głowy - zirytowała sią Melania. - Teraz sam pan widzi, dlaczego zamknęłam gębę! Ale proszę bardzo, jeśli pan sobie życzy, możemy rozmawiać o drzwiach do sądnego dnia! - Nie, dziękuję, nie chcę o drzwiach. Chciałbym spojrzeć na pokój denatki i dowiedzieć się, gdzie jest ta biżuteria, którą państwo oglądali. Nie zginęła przypadkiem? - Wandzia Rojkówna jako denatka... - mruknęła Felicja. - No, no... - To pan załatwi jedno przy drugim - odezwała się Sylwia. - Ona tam leży na jej łóżku. W worku. - W takim razie pozwolą panie... Poszły za nim na górę wszystkie, z Marcinkiem w ariergardzie. Marcinek demonstracyjnie starał się nie zostawać nigdzie sam, żeby nie posądzono go o zacieranie śladów, co wcale nie było takim oczywistym idiotyzmem, bo mógłby, na przykład, wyczyścić porządnie kij do krykieta. To wprawdzie nie przyszło mu do głowy, ale sama myśl, jako taka, nie zawierała w sobie wyłącznie głupoty. Jako ostatni wszedł do pokoju Melanii. Bieżan zatrzymał się w progu pokoju nieboszczki. Różnica w jego wyglądzie od razu rzuciła mu się w oczy i pod nogi. Spadkobierczynie skorzystały z niedzieli, żeby częściowo rozpakować fracht, nie wątpił, że ze zwyczajnej ciekawości, i nie zamierzał im tego zabraniać. Sam był ciekaw, co zawierał. Rezultat rozwalony był po całym pomieszczeniu, najrozmaitsze rzeczy wszelkiego autoramentu poniewierały się po meblach i podłodze, skrzynie i pudła wciąż tu jeszcze stały, nie do końca opróżnione. Bieżan musiał wejść dalej, żeby zobaczyć łóżko. - Albumy z fotografiami już stąd zabrałam - powiedziała stojąca mu za plecami Sylwia. - Były w tym pudle, o...! Są na dole, możemy panu pokazać. - Interesuje mnie bardzo, gdzie ten śmietnik zamierzacie umieścić - odezwała się z holu Felicja z wielkim przekąsem. Nie słuchając ich, Bieżan wszedł i ujrzał łóżko. Nie było zawalone prawie niczym, tyle, że przykryte narzutą, i leżący na środku zamszowy worek dał się dostrzec od razu. Bieżan pokazał go palcem. - To? - To - przyświadczyła Sylwia, ciągle podążająca tuż za nim. - Znalazłyśmy go za szafą w moich butach. Jeszcze tam stoją. Nie wiem, dlaczego akurat w moich. - Pewnie dlatego, że tam stoją - zauważyła drwiąco Melania od progu. Bieżan rozwiązał worek i wysypał na narzutę jego zawartość. Ujrzawszy ją i przegarnąwszy, zdumiał się śmiertelnie. Jakim cudem tego wszystkiego jeszcze nikt nie ukradł? Dlaczego one nie ukryły takiego skarbu? Mogły przecież od razu rozdzielić pomiędzy siebie albo schować w całości, podział odkładając na później, w każdym razie nie zostawiać na wierzchu! Każdy normalny człowiek tak by uczynił w obawie, że zostanie mu to odebrane, zabrane do depozytu, wliczone do spadku... Podwyższy podatek spadkowy. Nic takiego tu wprawdzie nie nastąpi, ale one powinny tak myśleć! Na nie zadane jeszcze pytanie częściowo odpowiedziała mu Sylwia. - Znalazłam to dzisiaj. Chciałam wziąć gumiaki, jak moja siostra zaczęła się awanturować w ogrodzie o drabinę. Zobaczyłam, że jest mokro, i przyszłam tu po nie, i w jednym był worek Wandzi. Zajrzałyśmy obie z Melanią, czy to ten, i zostawiłyśmy na łóżku, a o gumiakach zapomniałam. Powiedziałam im o tym. Bieżan znów pomyślał, że na ich miejscu sam zapewne dałby spokój drabinie i zajął się precjozami, a co tu mówić 0 kobietach, które z natury rzeczy powinny się nimi zająć tym bardziej. One chyba jednak muszą być trochę pomylone... - Jest tu wszystko? Nic nie zginęło? - Nie liczyłyśmy tego w piątek na sztuki, ale chyba nic. - Nie będę tego zabierał do depozytu. Ale niech może panie położą to w bezpiecznym miejscu. - Wezmę do siebie - zaofiarowała się Felicja. - O nie, tylko nie do ciebie! - zaprotestowały natychmiast obie, Sylwia i Melania. - Zaprzepaścisz natychmiast! - Leżało do tej pory w gumiakach Sylwii, niech poleży i dalej - dodała Melania. - Później się zastanowimy. Chce pan się dowiedzieć czegoś jeszcze? - Wielu rzeczy - mruknął Bieżan i ponownie rozejrzał się po pokoju. - Gdzie był kij? - Nie wiem. Felicja...? Felicja z niechęcią przebrnęła przez częściowo rozpakowany bagaż i pokazała palcem. - Tu. Przy łóżku. Łbem na podłodze, kijem oparty tutaj