Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Musisz mi więcej ufać. Czyż nie jesteś zdolny obdarzyć mnie zaufaniem? Odczuł, że niebezpiecznie jest oddalać ją od siebie przez te wątpliwości, i uznał, że koniec końcem nie trzeba przywiązywać zbytniego znaczenia do słów kobiety. Wreszcie osądził, że będzie dość czasu zająć potem (o ile by pamiętała jeszcze o swych żądaniach) właściwe stanowisko. Powrócił przeto do pierwszej myśli, to jest, by obrócić wszystko w żart. Wydało mu się, że czyni najlepiej, gdy powiedział rycersko: – Daję ci pełną wiarę i zaufanie, Anetko! Wierzę twym pięknym oczom. Przysięgnij mi tylko, że mnie zawsze będziesz kochała, że będziesz kochała tylko mnie! Nie chcę nic więcej. Ale małej Kordelii nie zaspokoił ów. żartobliwy sposób uchylania się od lojalnej odpowiedzi, która stanowiła o całym jej życiu, toteż zbuntowała się przeciw niewykonalnemu zobowiązaniu. – Nie, Rogerze – odrzekła. – Nie mogę ci tego przysiąc. Kocham cię bardzo, ale nie mogę obiecywać tego, co nie ode mnie zależy. Byłoby to oszustwem, a ja nie oszukam cię nigdy. Obiecuję ci tylko nie ukrywać niczego przed tobą. Gdybym cię kochać przestała lub pokochała innego, dowiedziałbyś się pierwszy, nawet jeszcze przed owym innym. Ty uczyń to samo! Rogerze drogi, żyjmy prawdą! Było mu to zgoła nie na rękę. Niewygodna prawda nieczęsto gościła w domu Brissotów. Ile razy zapukała do drzwi, odpowiadano pospiesznie: „Państwa nie ma w domu!” Tak też postąpił Roger. – Droga moja – zawołał – jakaś ty śliczna!.... No, a teraz mówmy o czym innym.. *** Anetka wróciła rozczarowana. Pokładała wielkie nadzieje w szczerej rozmowie z Rogerem. Przewidując opór liczyła jednak, że serce Rogera dopomoże jego umysłowi. Najbardziej zmartwiło ją nie to, że jej nie zrozumiał, ale to, że nie uczynił najmniejszego po temu wysiłku. Nie widział bynajmniej, ile prawdziwego patosu było w prośbie Anetki. Bardzo powierzchowny, wszystko osądzał własną miarą, a nic nie mogło być bardziej przykre dla kobiety o silnie rozwiniętym życiu wewnętrznym. Nie myliła się. Rogera zaniepokoiły i rozdrażniły jej słowa, ale nie odczuł ich powagi, nie przypisując im większego znaczenia. Osądził, że Anetka ma dziwaczne, nieco paradoksalne poglądy, że jest „oryginalna”, a to mu się bardzo nie podobało. Pani i panna Brissot były to istoty wyższe, umiały przy tym jednak nie być „oryginalne”. No, ale trudno od wszystkich żądać takiej doskonałości. Anetka posiadała inne zalety, których Roger nie cenił może tak wysoko, ale na których (przyznać trzeba) zależało mu na razie dużo więcej. Wyborem owym kierowały przede wszystkim zmysły, choć umysł odgrywał również pewną rolę. Rogerowi podobała się bardzo impulsywność i zapał Anetki, o ile nie szło o rzeczy wprawiające go w zakłopotanie. Prawa i uczciwa, Anetka okazała mu swą miłość i pewny był, że nigdy nie zdoła odejść od niego. Nie domyślał się nawet dramatu sumienia, który rozgrywał się tuż obok niego. W istocie, Anetka kochała go tak bardzo, że nie mogła się pogodzić z myślą, by mógł być tak marnym człowiekiem. Chciała wierzyć, że się pomyliła. Ponowiła próby, robiła wszystko, co w jej mocy. Jeśli Roger nie przyznawał jej odrębnego, niezależnego życia, to jakąś jej przynajmniej pozostawiał część w swoim życiu?... Niestety, to, czego się dowiedziała, rozczarowało ją do reszty. Naiwny egoizm Rogera pozostawiał jej ostatecznie tylko salon, stół i łóżko. Zgadzał się uprzejmie wtajemniczać ją w swe sprawy, ale przyznawał tylko prawo chwalenia, nie miał zaś zgoła zamiaru przyznać żonie praw współpracownika, który by osądzał jego akcję polityczną i mógł na nią wpływać, lub też rozwijał własną działalność społeczną, odmienną od tej, którą on sam prowadził. Wydawało mu się rzeczą zupełnie naturalną (tak przecież zawsze było), że kobieta kochająca go winna mu oddać całe swe istnienie i dostać w zamian tylko cząstkę jego życia