Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Nie była to dobra wróżba, więc komendant już kilkakrotnie chciał iść tam sam. Jednak nieustępliwy Hendel przypomniał mu surowym głosem, że to właśnie on został wyznaczony na dowódcę obrony Tyrsis i za każdym razem Senpre niechętnie porzucał swój zamysł. Durin postanowił, że jeśli Balinor nie wróci do północy, wyruszy na poszukiwanie przyjaciela. Elf mógł przecież bez żadnych przeszkód poruszać się nie wykryty przez nikogo. Je na razie, tak jak i pozostali, czekał z rosnącym lękiem na rozwój wydarzeń. Shirl opowiedziała krótko o niezmiennym stanie Palance'a, ate nie zdołała tym odwrócić uwagi mężczyzn od toczącej się nad rzeką bitwy. Czekali godzinę, potem dwie. Odgłosy bitwy stawały się coraz głośniejsze i bardziej rozpaczliwe, zdawało się, że walka toczy się teraz bliżej miasta. Nagle z ciemności wyłoniła się grupa jeźdźców i piechurów, zmierzali bezładną grupą ku kamiennej rampie prowadzącej do miasta. Niemal nikt nie zauważył, jak nadciągają, i ich nieoczekiwane pojawienie się wywołało u wszystkich przyspieszone bicie serca. Janus Senpre rzucił się, by włączyć mechanizm alarmowy zabezpieczający stalowe zasuwy olbrzymich wrót. Obawiał się, że wróg zdołał się w jakiś sposób wymknąć Balinorowi. Hendel przywołał go z powrotem, gdyż zdołał się zorientować w sytuacji szybciej niż inni. Wychylając się mocno zza muru, zawołał coś głośno w swoim języku i otrzymał natychmiastową odpowiedź. Potem wskazał ponuro na wysokiego jeźdzca jadącego na czele długiej kolumny. W łagodnym świetle księżyca przyjaciele ujrzeli pokrytą kurzem twarz Balinora. Posępna mina księcia potwierdzała to, co wszyscy podejrzewali, gdy tylko go rozpoznali. Legion Graniczny nie utrzymał Mermidonu i armia lorda Warlocka zmierzała ku bramom Tyrsis. Była już prawie północ, gdy piątka kompanów, którzy pozostali z wyprawy do Paranoru, zasiadła do kolacji w małej, odosobnionej jadalni pałacu Buckhannahów. Bitwa o utrzymanie Mermidonu była przegrana, a jedyną pociechę stanowiły olbrzymie straty wroga. Przez chwilę wydawało się, że doświadczeni żołnierze Legionu Granicznego zdołali powstrzymać Nordlandczyków przed zdobyciem południowego brzegu rzeki, lecz były ich tysiące i gdy setki ginęły w boju, na ich miejsce pojawiały się następne niezliczone hordy. Oddział Actona przemieszczał się jak błyskawica wzdłuż linii Legionu i niweczył każdą próbę oskrzydlenia piechurów. Odwaga żołnierzy Sudlandii przyniosła śmierć setkom trolli i gnomów. Była to najbardziej przerażająca rzeź, jaką widział Balinor, i wkrótce Mermidon zaczął spływać krwią rannych i umierających. Nordlandczycy wciąż jednak rzucali się do walki, toczyli bój, jakby byli pozbawieni uczuć, rozsądku i strachu. Moc lorda Warlocka tak opanowała zbiorową świadomość potężnej armii, że nawet śmierć ich nie przerażała. W końcu duży oddział okrutnych górskich trolli zdołał przełamać linię obrony Legionu i chociaż trolle zostały wybite niemal w pień, ich dywersyjna taktyka zmusiła tyrsyjskich żołnierzy do skrócenia lewej flanki. W końcu Nordlandczycy zdołali się przedrzeć. Słońce wtedy prawie już zaszło i Balinor zorientował się, że gdy się ściemni, najbardziej nawet doświadczeni żołnierze nie zdołają odzyskać i utrzymać południowego brzegu. Legion poniósł narzaie niewielkie straty, więc książę rozkazał dwóm oddziałom wycofać się na niewielkie wzgórze położone kilka jardów na południe od Mermidonu i uformować szyk bojowy. Kawalerię posłał na flanki, aby krótkimi wypadami nękała przeciwnika i uniemożliwiała mu zorganizowanie kontrnatarcia. A potem czekał na nadejście nocy. Hordy Nordlandczyków zaczęły napływać wraz z nastaniem mroku. Żołnierze Legionu Granicznego z przerażeniem obserwowali setki, a potem tysiące nadciągających wrogów. Byli świadkami budzącego grozę spektaklu: potężna armia pokryła całą ziemię po obu stronach Mermidonu tak daleko, jak okiem sięgnąć. Jednak ten jej ogrom ograniczał możliwości manewrowania, stąd i większość rozkazów wywoływała dezorganizację i zamieszanie. Nie próbowano nawet wyprzeć tyrsijskich żołnierzy z małego wzgórza gdzie się zgromadzili. Zamiast tego wielka armia tłoczyła się na południowym brzegu rzeki, czekając najwidoczniej na kogoś, kto powie co robić dalej. Kilka szwadronów ciężkozbrojnych trolli robiło wypady na oddziały Legionu. Siły były jednak wyrównane, więc doświadczeni żołnierze Sudlandii szybko ich odparli. W końcu zapadła ciemność i wroga armia zaczęła się organizować w regularne kolumny. Balinor wiedział, że ich pierwsze uderzenie doszczętnie rozbije oddziały tyrsijskich obrońców. Ze zręcznością i odwagą, które uczyniły go duszą Legionu Gra nicznego i najznamienitszym dowódcą Sudlandii, książę Callahor rozpoczął jeden z najtrudniejszych manewrów taktycznych. Nie czekając na uderzenie wroga, podzielił swą armię na dwie części i atakował z lewej i prawej strony. Dzięki szybkim wypadom, wykorzystując ciemność i przewagę wynikającą ze znajomości teren żołnierze Legionu wyciągali przeciwnika półkolem i niszczyli jego szyki. Za każdym razem cofali się też coraz bardziej, zacieśniając półkole. Lewym skrzydłem dowodzili Balinor i Fandwick, a prawym Acton i Messalin. Nordlandczycy z wściekłością rzucili się do ataku, potykając się na nieznanym terenie, lecz żołnierze Legionu byli zawsze kilka kroków poza ich zasięgiem. Powoli Balinor zdołał rozciągnąć flanki przeciwnika i przewęzić jego linie. Gdy piechota zdołała się już wystarczająco wycofać i zniknąć w ciemności, kawaleria zwarła swe szyki w ostatnim wypadzie i umknęła z zacieśniającej się pułapki wroga. Wtedy oba skrzydła udręczonej armii Nordlandii spotkały się i wierząc, że natrafiły na wymykającego im się ciągle przeciwnika, bez wahania zaatakowały. Nikt już się nie dowie, ile trolli i gnomów zostało zabitych przez swoich. Gdy Balinor wraz z Legionem Granicznym docierał bezpiecznie do bram Tyrsis, bitwa ciągle jeszcze przybierała na sile. By uniknąć hałasu podczas ucieczki, buty żołnierzy i końskie kopyta zostały owinięte kawałkami materiału. I tak, z wyjątkiem jednego oddziału jeźdźców, którzy zboczyli za daleko na zachód, po czym zostali odcięci od reszty i zdziesiątkowani, cały Legion powrócił bez szwanku. Chociaż straty zadane wielkiej nordlandzkiej armii były niezliczone, Mermidon - pierwsza linia obrony miasta - został stracony. Teraz, na rozległych łąkach poniżej Tyrsis, aż po horyzont, ciemność rozświetlały ogniska wrogiego obozu. O świcie miasto zostanie zaatakowane przez połączone siły tysięcy trolli i gnomów, które posłuszne woli lorda Warlocka, własnymi ciałami próbują rozkruszyć kamienną ścianę Muru Zewnętrznego. W końcu ktoś go sforsuje... Hendel, siedzący przy stole naprzeciwko Balinora, przypomniał sobie owo złowieszcze przeczucie, którego doświadczył, sprawdzając wraz z Janusem Senpre fortyfikacje wielkiego miasta. Bez wątpienia Mur Zewnętrzny był doskonałą barierą, ale coś jednak było nie tak