Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Dotarli do gór Blue Ridge. Jeżeli osoba lub osoby w furgonetce wiedziały o pościgu, niczym tego nie zdradziły. Erikson zorientował się dzięki miernikowi, że tropiony wóz skręcił na autostradę mię-dzystanową 1-81, i podziękował Bogu, że miał pełny bak. Autostrada skręciła w naturalny rów doliny Shenandoah. Dookoła roztaczała się wspaniała sceneria; liście zmieniały barwy. Po lewej stronie wznosiły się strome góry Massanutten, nakrapiane pomarańczowozłoto. Nie zapominając o utrzymywaniu dzięki miernikowi trzykilometrowego dystansu, Erikson spróbował się rozluźnić i sycić wspaniałymi widokami - takimi, jakie powinno się oglądać wspólnie z kimś wyjątkowo drogim. Za Roanoke wskazania miernika zmieniły się tak gwałtownie, że Erikson zrazu tego nie dostrzegł. Cyfry na wyświetlaczu spadły prawie do zera - Craig przejechał za zjazd, którym furgonetka opuściła autostradę. Przeklinając się za nieuwagę, cofnął wóz, skręcił we właściwą drogę i wkrótce odnalazł źródło sygnału. Niedługo potem dotarł do Virginia Blue Ridge Par-kway. Wąska, wijąca się przez park narodowy droga ostro kontrastowała z gładką wstęgą autostrady międzystanowej. Erikson utrzymywał niezmienną odległość od źródła sygnału. Jechali teraz wolniej; Craig starał się rozejrzeć po nie kończącej się mozaice rozsianych wśród gór pól i farm. Po obu stronach piętrzyły się przytłaczające skalne nawisy, górujące nad podziemnymi jaskiniami. 144 Bystre strumienie przepasywały zbocza, dzikie kwiaty przypominały rozpostarty na nich dywan. Droga wiła się powoli w górę, uporczywie osiągając coraz wyższe partie wzniesień. Highlands - południowo-zachodni zakątek Wirginii - był krainą wysokich szczytów, wielkich lasów sosnowych i spokojnych górskich jezior. Co kilka kilometrów droga owijała się wokół skalnych ścian o wysokości paruset metrów. Nie kończąca się połać górskiej zieleni, udrapowanej w bujne jesienne odcienie, skrywała przetarte szlaki i zwierzęce ścieżki. W pobliżu miasteczka Willis źródło sygnału znów raptownie zmieniło kierunek. Sześćdziesiąt pięć kilometrów za Roanoke furgonetka zjechała z głównej szosy na podrzędną górską drogę. Coraz rzadziej widać było rancza. Dookoła rozpościerała się coraz większa dzicz. Erikson minął zakręt i natychmiast zatrzymał wóz. Dostrzegł przed sobą obłok pyłu na prawie niewidocznej gruntowej drodze. Tylko on został na drodze. Wyjął lornetkę, którą woził stale w schowku na rękawiczki, i spróbował wypatrzyć wjeżdżającą po odległym górskim zboczu furgonetkę. W prześwitach pomiędzy sosnami zdołał dostrzec jedynie przemieszczający się niewielki obłok pyłu. Sądząc po wskazaniach miernika, furgonetka zwalniała. Wreszcie zatrzymała się całkowicie. Craig odczekał dziesięć minut. Samochód nadal stał w miejscu. Być może była to zasadzka. Nagle jednak sygnał zaczął słabnąć, a po paru sekundach zanikł całkowicie. Koniec drogi. Erikson stracił jedyny trop, pozwalający odnaleźć Michelle. ROZDZIAŁ 16 Miała wrażenie, że znajduje się pod wodą. Widziała światło i walczyła, by wynurzyć się na powierzchnię. Była zdziwiona, że pod wodą może tak łatwo oddychać; wcześniej tego nie potrafiła. Znajdowała się prawie u celu. Ostatnim pchnięciem przebiła powierzchnię - i stwierdziła, że tylko śniła. Michelle rozejrzała się wokół siebie. Dwoiło się jej przed oczyma. Miała obrzmiałe, spierzchnięte wargi. Potrząsnęła głową, zmuszając się do skupienia wzroku na jednym przedmiocie. Coś uwięzło w kąciku jej ust i drażniło w gardle. Spróbowała bez powodzenia unieść ręce. Czuła osobliwy ból w pod-brzuszu, coś uwierało ją w piersi. Rozejrzała się wreszcie. W tej samej chwili przeniknęła ją obezwładniająca zgroza. Na miłość boską, dokąd ją zabrano? Powiodła wokół siebie pełnym przerażenia wzrokiem. Była wciąż oszołomiona, zaczynał zalewać ją pot. Znajdowała się w jakimś pomieszczeniu pełnym roślin. Przenosiła w panice wzrok z jednego egzotycznego kwiatu na kolejny. Jeszcze nigdy 10 — Kwiat śmierci 145 nie widziała tak bujnej roślinności. Wodziła wzrokiem po całym wnętrzu, równocześnie czując niewytłumaczalną fascynację rozpościerającym się wokół niej niezwykłym światem. Musiała pozostać przytomna. Czuła, że tym ludziom - kimkolwiek byli -zależało, by nadal spała, by mogli... Co takiego? Chcieli ją zabić? Usłyszała odgłos zbliżających się z zewnątrz kroków