Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
W Paryżu zwano ją Rosalie, ale jej prawdziwe imię brzmiało Rosalia Tobia. Była właścicielką małego bistro na rue Campagne-Premiere pod numerem trzecim, stanowiącej przecznicę bulwaru du Montparnasse. Wraz z synem Luigim gotowała i obsługiwała cztery stoliki. Do francuskiej stolicy przyjechała w 1887 roku, w wieku dwudziestu lat, jako pokojówka księżniczki Ruspoli. Nieco później pozowała rozmaitym sławnym malarzom, zwłaszcza Williamowi Adolphe’owi Bouguereau w jego pracowni na rue Notre-Dame-des-Champs 75. Z upływem lat Rosalie zarzuciła profesję modelki i przeobraziła się w merę nourriciere, czyli żywiącą prawie zawsze na kredyt „karmicielkę” szerokiej rzeszy wygłodniałych artystów. Z wielkich garów makaronu, przez prawie dwadzieścia lat, począwszy od 1909 roku, sprawiedliwie racjonowała obfite porcje zarówno robotnikom z pobliskich placów budowy nowych dzielnicowych kamienic, jak i masowo ściągającym tutaj ze swoich lodowato zimnych atelier zabiedzonym malarzom, którym kiszki marsza grały z głodu. Na progu lat trzydziestych, gdy Rosalie przygotowywała się do wyjazdu z Paryża, odwiedził ją Umberto Brunelleschi: „Za kilka tygodni gospoda przestanie istnieć. Rosalie przeprowadza się na wieś z zamiarem spędzenia reszty swoich dni w towarzystwie kur, królików i wspomnień”. Rosalie opowiedziała wtedy Brunelleschiemu różne szczegóły ze swojego nad wyraz barwnego życia: „W 1887 roku opuściłam Mantuę i na służbie u księżniczki Ruspoli pojechałam do Paryża. Byłam młoda, świeża i piękna. Gdy przestałam dla niej pracować, zatrudnił mnie jako pokojówkę malarz Odilon Redon i w jego mieszkaniu, pośród farb i pędzli, niesłychanie polubiłam malarstwo. Pewnego dnia przyjaciel mego chlebodawcy poprosił mnie o pozowanie. Ta propozycja wkrótce okazała się decydującym zwrotem w całej mojej dotychczasowej karierze. Przez wiele lat byłam modelką genialnego Bouguereau. Matko Święta, ale obrazy! Moje ciało zostało uwiecznione na jego najpiękniejszych aktach. Potem pozowałam jeszcze Cabanelowi, Hubertowi, Courtois, Carolusowi-Durandowi i we wszystkich muzeach stolicy, prowincji i za granicą może pan podziwiać śliczną Rosalie, golutką, jak ją Pan Bóg stworzył!” Modigliani często zaglądał do jej gospody: „Biedny Amedeo! Czuł się tutaj jak u siebie w domu. Gdy znajdowano go zamroczonego alkoholem, śpiącego pod jakimś drzewem czy w kałuży, prawie zawsze zostawał odprowadzany właśnie do mnie. Wówczas kładłam go na rozciągniętym na zapleczu worku i spokojnie tam sobie odpoczywał, aż do chwili, gdy mijał mu pierwszy, najgorszy kac. A wie pan, jaki on był urodziwy?! Panienko Przenajświętsza! Wszystkie kobiety się za nim uganiały!” Jedna z największych zgryzot Rosalie polegała na tym, że nie przewidziała, w czym nie była wyjątkiem, że ten śliczny chłopak bez grosza przy duszy któregoś dnia stanie się słynnym Modiglianim, a pozostawione przez niego w zamian za talerz makaronu rysunki wkrótce po jego tragicznej śmierci zostaną wycenione na oszołamiające wręcz sumy. Rosalie nie zdawała sobie nawet sprawy z tego, że w jej posiadaniu znalazła się wtedy prawdziwa fortuna: „Cóż pan chce, jak tylko na nie patrzyłam, przyzwyczajona do malarstwa Bouguereau, natychmiast przyprawiały mnie o ból brzucha. Te postacie z długą, wykrzywioną szyją, zezowate i na dodatek z ukośnymi ustami budziły we mnie litość i żeby nie sprawić mu przykrości, oczywiście je brałam, po czym natychmiast lądowały w piwnicy”. Wszystko, co Rosalie robiła dla Amedea, jej czuła troska i opieka, było podyktowane wyłącznie wielką sympatią do tego dziwacznego artysty. Niewykluczone, że obecność tak pięknego młodzieńca po prostu sprawiała jej wyraźną przyjemność i przyprawiała o dobry humor. „Kto by pomyślał, że w niedalekiej przyszłości mogłabym się straszliwie na tych bohomazach wzbogacić?! (...) Jego najlepszym przyjacielem był Utrillo. Często dzielili się między sobą nielicznymi zarobionymi pieniędzmi i wielokrotnie, w sztok pijani, nieprzytomnie opadali na rozłożony w pracowni materac i czule objęci zapadali w kamienny, niezmiernie głęboki sen. Mimo to nieustannie się wykłócali, a nierzadko także bili. Kiedy Modigliani przychodził do mojej gospody i zastawał w niej Utrilla, momentalnie wrzeszczał jak opętany: „Rosalie, jeśli zaraz nie wyrzucisz tego pijaka, moja noga już nigdy więcej tutaj nie postanie!”„ Któregoś dnia do jej drzwi zapukali marszandzi żywo zainteresowani, czy przypadkiem ma gdzieś jeszcze zapodziane rysunki Modiglianiego