Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
- Tak - przyznał. - I to się opłaca. Dzięki. - Odłożył słuchawkę bez pożegnania. Czarujący facet. Edward patrzył na mnie. - Czy właśnie przyjęłaś na dzisiejszy wieczór kolejne zlecenie? Będziesz wskrzeszać zmarłych? - Ściślej mówiąc, chodzi o złożenie kogoś do grobu, ale tak. - Czy ożywianie zmarłych bardzo cię wyczerpuje? - To znaczy? Wzruszył ramionami. - No wiesz, utrata energii, sił witalnych, siły fizycznej... - Czasami. - A w przypadku tego zlecenia? Czy jest wyczerpujące? Uśmiechnęłam się. - Tak. Pokręcił głową. - Nie możesz sobie pozwolić na zbyt dużą stratę energii, Anito. Nie możesz być dziś wyczerpana. - Nie będę - odparłam. Wzięłam głęboki oddech i przez chwilę zastanawiałam się, jak wytłumaczyć to wszystko Edwardowi. - Dwadzieścia lat temu Thomas Jensen stracił córkę. Siedem lat temu ożywił ją jako zombi. - No i co? - Popełniła samobójstwo. Wtedy nikt jeszcze nie wiedział dlaczego. Dopiero później okazało się, że pan Jensen molestował córkę seksualnie i właśnie dlatego się zabiła. - A on ją ożywił. - Edward skrzywił się. - Chyba nie chcesz powiedzieć, że... Zamachałam rękoma, jakby chcąc wymazać zbyt przerażającą wizję. - Nie, nie o to mu chodziło. Miał wyrzuty sumienia i ożywił ją, aby powiedzieć, że jest mu przykro. - I? - Nie wybaczyła mu. Pokręcił głową. - Nie rozumiem. - Ożywił jej trupa, aby błagać o przebaczenie, ale ona umarła, pałając do niego nienawiścią. Poza tym bała się go. Już jako zombi nie zechciała mu przebaczyć, a on nie zdecydował się złożyć ją na powrót do grobu. W miarę upływu czasu jej umysł i ciało coraz bardziej słabły i niszczały, ale on i tak postanowił zachować ciało córki, chcąc w ten sposób odpokutować za swoje grzechy. - Jezu. - Taa - mruknęłam. Podeszłam do szafy i wyjęłam sportową torbę. Edward miał w swojej broń. Ja nosiłam w torbie podstawowe wyposażenie animatorki. I niekiedy również zestaw do zabijania wampirów. Na dnie torby leżały zapałki, które otrzymałam od Zachary’ego. Włożyłam je do kieszeni spodni. Edward chyba tego nie zauważył. Zwraca uwagę wyłącznie na to, co zbliża się w jego stronę i jest na tyle duże, że można to zastrzelić albo spalić. - Jensen zgodził się w końcu na złożenie jej do grobu, jeśli tylko się tego podejmę. Nie mogę odmówić. Ten człowiek jest swoistą legendą wśród animatorów. Jego historia jest powtarzana w naszym środowisku jak upiorna opowieść, którą snuje się wieczorami przy ognisku. - Czemu właśnie dzisiejszej nocy? Skoro czekał siedem lat, dlaczego nie może zaczekać jeszcze parę dni? Wkładałam niezbędne przybory do tory. - Uparł się. Boi się, że jeśli będzie zmuszony czekać, zmieni zdanie i w ogóle się na to nie zdecyduje. Poza tym za parę dni mogę już nie żyć. A on nie pozwoli, by zrobił to ktoś inny. - To nie twoja sprawa. Nie ty ożywiłaś tego trupa. - Nie. Ale jestem przede wszystkim animatorką. Zabijanie wampirów to dla mnie... zajęcie drugorzędne. Jestem animatorką. To coś więcej niż praca. Wciąż na mnie patrzył. - Nie pojmuję dlaczego, ale wiem, że musisz to zrobić. - Dzięki. Uśmiechnął się. - To twój występ. Mogę ci towarzyszyć? Nie chciałbym, aby podczas wykonywania obowiązków służbowych ktoś cię niechcący skasował. Spojrzałam na niego. - Uczestniczyłeś kiedyś w ożywianiu trupów? - Nie. - Nie jesteś bojaźliwy? - mówiąc to, uśmiechnęłam się szeroko. Spojrzał na mnie, a jego niebieskie oczy stały się nagle lodowate. Jego oblicze zmieniło się. Było puste, zupełnie bez wyrazu, jeśli nie liczyć tego nieludzkiego chłodu. Kompletna pustka. Tak samo patrzył kiedyś na mnie lampart ze swej klatki; nie rozumiałam doznań tego zwierzęcia, jego myśli były mi obce; równie dobrze mógłby być przybyszem z innej planety. Ten drapieżnik mógłby zabić mnie szybko, sprawnie i skutecznie tylko dlatego, że taką miał naturę, był głodny lub może rozdrażniony. I dlatego, że mógłby to zrobić. Nie musiał, ale mógłby. Nie zemdlałam ze strachu ani nie wybiegłam z krzykiem z pokoju, ale kosztowało mnie to trochę wysiłku. - Pokazałeś, na co cię stać, Edwardzie. Odpuść sobie odgrywanie zimnokrwistego zabójcy i chodźmy już. Jego oczy natychmiast stały się normalne, ale jeszcze chwilę potrwało, zanim się rozgrzały. Miałam nadzieję, że Edward nigdy nie spojrzy na mnie w ten sposób na serio. Gdyby tak się stało, jedno z nas musiałoby zginąć. I mogłabym to być ja. 43 Noc była niemal doskonale czarna. Gęste chmury zasnuły niebo. Wiatr wiejący nad ziemią niósł ze sobą zapach deszczu. Nagrobek Iris Jensen był gładką, białą marmurową płytą. Zdobiła ją duża figura anioła stojącego z rozłożonymi jak na powitanie ramionami i rozpostartymi skrzydłami. W świetle latarki wciąż można było odczytać napis „Ukochana córka. Nieodżałowanie utracona”