Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Teraz już koniec. To będzie ostatni prezent dla oddziału Bernharda i chyba najwłaściwsza reakcja na obrazę, za jaką uznał wtargniecie Quinna do jego domu. Sięgał właśnie po shuriken, zwracając uwagę, by obserwujący go mężczyźni nie zauważyli tego ruchu, kiedy nagle włączył się sygnalizator. Zamarł, odczytując wiadomość: „Kanai: Lathe i Skyler przed „Shandygaffem”, poziom bezpieczeństwa?” - Cholera - jęknął Azjata. Częstotliwość sygnalizatorów była nietypowa, a mały ich zasięg czynił je trudnymi do wyśledzenia, ale Nash i jego ludzie niewątpliwie zabezpieczyli się przed tą formą komunikacji. Zapewne nie znali bojowych kodów blackcollarów, ale samo pojawienie się emisji stanowiło dla nich wystarczający sygnał. I rzeczywiście Briller natychmiast zareagował. Sięgnął do kieszeni po pistolet. Przytknął sobie broń do policzka, lufą w górę. Popatrzył na Kanaia, przekazując nieme ostrzeżenie. Komandos spokojnie wytrzymał spojrzenie... i nie kryjąc się, sięgnął do swojego sygnalizatora. „Lathe: pułapka, okrążenie, konieczna ucieczka”. „Otrzymałem. Co z tobą?” Nie zdążył odpowiedzieć, ponieważ Briller opuścił lufę i wycelował. Kanai opadł bokiem na siedzenie i zsunął się pod stół, kiedy strzałki odbijały się głośno od plastikowych ścianek. Rozległy się pełne zdziwienia i wściekłości okrzyki eleganckiej klienteli, kiedy ochroniarz ponownie nacisnął spust. Pod stołem Kanai sprężył się jak kot, wystawiając plecy w stronę przeciwnika, by dermopancerz ochronił ciało przed pociskami. Strzałki co prawda nie zdołałyby przebić materiału, lecz Azjata mógł się wyłącznie bronić, a to zapowiadało tragiczne dla niego konsekwencje. Czas odgrywał bowiem niezwykle istotną rolę. Kolejna seria pocisków odbiła się od dermopancerza... i komandos zadziałał. Przewrócił się na plecy i lewą ręką posłał gwiazdkę w kierunku przeciwnika. Shuriken rzucony z bardzo niewygodnej pozycji, wyraźnie chybił celu, ale częściowo spełnił swoje zadanie, gdyż zmusił Brillera do przerwania ataku i schylenia się. Będąc przez moment bezpieczny, Azjata przyciągnął nogi do piersi i z całych sił kopnął znajdujący się ponad nim blat stołu. Posypały się drzazgi, puściły śruby mocujące drewno do metalowego słupka. Blat znalazł się w pionie, wsparty o kolumnę. Akurat na czas, bo kolejny strzał trafił prosto w jego gładką powierzchnię. Briller musiał już sobie uświadomić, że jest prawie trupem, ale starał się zrobić wszystko, co w jego mocy, żeby uniknąć śmierci. Kanai nałożył kask oraz rękawice i wystawił głowę ponad prowizoryczną tarczę. Osiłek skoczył w róg sali, ku masywnemu barowi, żeby dobrać się do blackcollara ze strony, z której nic go nie osłaniało. Kontuar jednocześnie dawał gorylowi szansę uniknięcia trafienia shurikenem. Ale kiedy Kanai miał już ochronę dłoni i głowy, mógł się nie obawiać strzałów tamtego i innych, ponieważ gdzieś zza jego pleców ktoś także wystrzelił. Odwrócił się i posłał gwiazdkę w tę stronę, a po chwili drugą w Brillera. Ochroniarz, trafiony w bark, skrzywił się z bólu i w bezsilnej furii opróżnił cały magazynek. W tym czasie blackcollar wyskoczył z ukrycia i niczym błyskawica pomknął do holu. Spodziewał się tam napotkać liczniejszy komitet powitalny, więc zdziwił się, widząc tylko dwoje ludzi. - Kanai! - wrzasnął Nash, mierząc w jego brzuch z pistoletu strzałkowego. - Daj spokój, Nash - rzucił Azjata, przenosząc wzrok z szefa lokalu na szatniarkę i trzymany przez nią mały pistolet. Zapewne na pociski paraliżujące, jeszcze mniej groźny niż te na strzałki, pomyślał. - Twoja niedoszła ofiara została ostrzeżona - ciągnął, sięgając po shuriken. - Jest już pewnie z pół kilometra stąd. - I to właśnie ty go ostrzegłeś? Niech cię licho porwie, Kanai... - Przykro mi - rzekł blackcollar do dziewczyny. Zamierzył się do ciosu... I nagle wszystko uległo zmianie. W przeciwnym krańcu holu drzwi wejściowe otworzyły się gwałtownie i do środka wpadły dwie ubrane na czarno postacie. Jednocześnie pomieszczenie rozświetlił oślepiający błysk i przy drzwiach, w ścianie, pojawiła się pokaźnej wielkości dziura