They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Linki

an image

Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.

Czeka tam na was pani, która chce się wam przypatrzyć. Nastawienie mężczyzn od razu się zmieniło: w okamgnieniu przerodzili się w bandę zapędzonych w kąt szakali. - Nie mam pojęcia, o czym pan mówi - zaprotestował jeden z opryszków. 338 WIOSNA Robertson spojrzał na mężczyznę po swojej lewej stronie. - Możemy go załatwić. - Ależ bardzo proszę - rzekł Cole, a w jego głosie brzmiała od dawna tajona furia. - A niech mnie szlag! Jakże bym chciał, żebyście spróbowali! Blizna prychnął pogardliwie. - Czterech na jednego? Musisz mieć o sobie niezłe zdanie, szeryfie. Cole wzruszył ramionami. -. A może się tak przekonamy? Załatwię was wszystkich i nie będę wam kazał klękać. Blizna drgnął, Robertson wyraźnie pobladł. - Możemy cię załatwić - mruknął Robertson, a jego oczy zwęziły się, gdy obserwował przeciwnika. - Myślisz, że jesteś szybki jak błyskawica? Cole uśmiechnął się łagodnie. - Nie - odparł zaciągając śpiewnie i wyraźnie ich kusząc. - Ludzie mówią, że jestem jak grom. - Po czym skinął głową i dodał: - To jego nazywają ,,Błyskawica". Daniel stał tuż przy drzwiach wychodzących na tyły saloonu. Czterej opryszkowie obrócili się na pięcie, zobaczyli go, a potem z powrotem odwrócili się do Cole'a. Znaleźli się w pułapce i wiedzieli o tym. - Macie pięć sekund na położenie rewolwerów na stole - powiedział Daniel. Robertson pierwszy sięgnął po broń; wrzeszcząc: ,,Teraz!", dobył rewolweru, rzucił się w lewo i padł na podłogę. Cole postrzelił go w pierś, zanim jeszcze opryszek zdążył wymierzyć w niego. Pozostali trzej także sięgnęli po broń; Daniel zastrzelił dwóch, a kula wystrzelona przez Cole'a przeszyła krtań trzeciego. Cole właśnie chował rewolwery z powrotem do kabur, gdy w tej samej chwili co Daniel zobaczył, jak barman podnosi strzelbę. Wystrzelili jednocześnie i z kamiennymi minami 339 JULIE GARWOOD patrzyli, jak Harley pada na ladę baru, a strzelba z hukiem uderza o podłogę. Cole nie zabił Robertsona; bandyta leżał na podłodze opierając się plecami o ścianę i jęczał z bólu. Krew powoli ciekła mu z rany na piersi. Daniel przykucnął obok niego. - Powiedz mi, jak się nazywa wasz herszt. - To powiedziawszy, przyłożył rannemu rewolwer do skroni i odciągnął kurek. - Jeżeli chcesz umrzeć szybko, podaj mi jego nazwisko W przeciwnym razie umrzesz powolną i bolesną śmiercią. Cole podszedł do niech pospiesznie. - Nie rób tego, Danielu. On nie jest tego wart. Zdawało się, że Ryan go nie usłyszał. - Podaj mi jego nazwisko - powtórzył z uporem, na co Robertson się rozpłakał. - Jestem ranny... Bardzo mnie boli... - łkał głośno. - Idźcie po doktora, żeby mnie opatrzył. Cole zignorował jego jęki; nienawiść płonąca w oczach Daniela przerażała go i wiedział, że musi jak najszybciej wpaść na sposób odciągnięcia Ryana od ofiary; zanim będzie za późno... - Odłóż broń - rzekł łagodnie. - Jessika go widziała. Może go wskazać w sądzie. Oczy Daniela lśniły jakimś dzikim blaskiem; spojrzał na Cole'a z bólem, po czym potrząsnął głową i mocniej przycisnął lufę swego rewolweru do skroni opryszka. - Nie... widziała tylko jego oczy i słyszała jego głos. Jeżeli nie poznamy jego nazwiska... Cole położył dłoń na ramieniu Ryana. - Dostaniemy go - obiecał cicho. - Nie rób tego... Nie w ten sposób. Musimy zachować go przy życiu. - Nie. - A właśnie, że tak - odparł Cole. - Nie rób tego w ten sposób. Nie mogę ci pozwolić go zabić. 340 WIOSNA - Więc wyjdź stąd - burknął Daniel. Cole nachylił się i odsunął lufę rewolweru Daniela od głowy mordercy. - Siedzimy w tym razem po uszy - powiedział. - Razem go dopadniemy... Dopadniemy ich wszystkich. Ryan nagle się ocknął. Wzdrygnął się i wstał gwałtownie. - Przyprowadź tu Jessikę. Ale Cole potrząsnął głową. - Nie chcę, by to widziała... Wszędzie pełno tu krwi. - Musi na nich spojrzeć. Musi potwierdzić, że to ci dranie napadli na bank w Rockford Falls. W tej samej chwili do saloonu wpadł Gus, lecz zatrzymał się jak wryty, zobaczywszy wycelowane w siebie rewolwery dwóch szeryfów. - To tylko ja - wyjąkał; Cole i Daniel schowali broń. - Aleście mnie przestraszyli... - Potem wszedł do sali i spojrzał na nich dumnie. - Nieźle się spisałem, co? - Tak, świetnie - odparł Cole. - Martwiłem się, że Harley mi nie uwierzy, ale wpadł jak śliwka w kompot... A potem ci czterej wypadli stąd, jakby ich co goniło... Pojechaliście za nimi do jaskiń? - Tak. - Nieźle kłamię, co? - spytał Gus dumnie. - Ale muszę wam zadać jedno pytanie, zanim zostawię was w spokoju. Tak się zastanawiałem... czy naprawdę przywieźliście do miasta dwie kobiety? - Tak. - Czy to nowe dziwki? - Żaden z szeryfów nie od powiedział na to pytanie, żadnemu się ono nie podobało. Gus pospiesznie uniósł dłoń przepraszającym gestem. - Nie chcia łem być nieuprzejmy... - To ty to wymyśliłeś, pamiętasz? My nic nie mówiliśmy o dziwkach, to był twój pomysł - przypomniał mu Daniel. - Ale to było wcale niezłe kłamstwo. Gdzie je schowaliście? 341 JULIE GARWOOD - W najbezpieczniejszym miejscu w mieście - odparł Cole - Gus, idź, sprowadź lekarza - zawołał rozpaczliwie Robertson. - Jestem ciężko ranny! - Nie zamierzam ci pomóc. Wiem, że zrobiłeś coś złego Flo... widziałem, jak wyjeżdżasz z nią z miasta. To była kochana dziewczyna, a ty ją skrzywdziłeś. Gus zrozumiał, że nikt mu nie przeszkodzi w przywłaszczeniu sobie dwóch butelek whisky, więc pospiesznie zgarnął je zza lady. Potem pomyślał, że lepsze trzy niż dwie, i wziął jeszcze jedną. Splunąwszy na głowę martwego Harleya, pospiesznie zniknął za drzwiami, zanim dwaj stróże prawu zauważą jego kradzież. Cole i Daniel przeszukali kieszenie martwych mężczyzn, lecz nie znaleźli nic, co pomogłoby ich zidentyfikować Robertson cały czas płakał jak dziecko i było to wyjątkowo irytujące. Zdenerwowany tym, że nie może nic znaleźć. Cole złapał Robertsona za koszulę na piersiach i potrząsnął nim domagając się, by opryszek podał mu nazwiska towarzyszy. - Nic wam nie powiem - odparł morderca. - Szef by mnie zabił. - Jeżeli nie powiesz, to ja cię zabije - postraszył go Daniel. W tej chwili Cole zauważył, że Gus nadal kręci się przy drzwiach. - Chcesz jeszcze czegoś? - Czy znaleźliście w ich kieszeniach jakieś pieniądze? Przydałoby mi się parę dolarów. Wiem, że daliście mi trzy, ale szkoda byłoby pochować z nimi uczciwe złoto. - Możesz zabrać whisky, Gus, ale to wszystko - od powiedział Daniel. - Szeryfie? - Co znowu? - Chętnie popatrzyłbym sobie na te kobiety. Może mi powiecie, w której jaskini je ukryliście? 342 WIOSNA - Nie ukryliśmy ich w żadnej jaskini - wyjaśnił mu Daniel. - Są w miejskim więzieniu. Gus skrzywił się z niesmakiem. - Tam to na pewno nie pójdę. Daniel zostawił Cole'a, by przypilnował Robertsona, a sam poszedł po Jessikę. Szeryf czekał na niego przy frontowych drzwiach i Daniel poprosił go, by przysłał doktora do mordercy. - Na pewno chce pan uratować mu życie? - zdziwił się szeryf