Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Jego mroczne spojrzenia nie budziły w niej lęku, przed jego gniewem czuła się zabezpieczona. W istocie przestała go świadomie prowokować, jednakże zuchwałość weszła jej w krew. Już od zbyt dawna patrzyła mu prosto w twarz, zamiast pochylić głowę, ignorowała go, zamiast spełniać pospiesznie rozkazy - to działo się automatycznie. Ta nieświadomie okazywana pogarda drażniła go jeszcze bardziej niż jej wysiłki, by go irytować. Miał poczucie, że nie okazuje mu szacunku - ale to nie szacunku dla niego się wyzbyła, wyzbyła się strachu przed nim. Coraz bliższy był czas, kiedy zimne wiatry i obfite opady śniegu zmuszą klan do schronienia się na powrót w jaskini. Ayla z prawdziwą przykrością patrzyła, jak liście zaczynają zmieniać kolory, chociaż wspaniałości jesieni zawsze ją urzekały, a bogate zbiory owoców i orzechów sprawiały, że o tej porze roku kobiety miały pełne ręce roboty. Ayla miała teraz niewiele czasu, by wspinać się do swego ustronia, ale czas upłynął tak szybko, że zdała sobie z tego sprawę dopiero pod koniec jesieni. Tempo życia osłabło. Któregoś dnia dziewczyna przytroczyła do pleców koszyk, wzięła motykę i jeszcze raz wspięła się na ukrytą polanę, zamierzając nazrywać orzechów leszczynowych. Gdy przybyła na polanę, zrzuciła koszyk z pleców i weszła do jaskini po procę. Miejsce swoich zabaw wyposażyła w kilka sprzętów, które sama zrobiła, i w starą skórę służącą za posłanie. Na ułożonym na dwóch skałach kawałku drewna stały zrobione ze skorup naczynia, leżał krzemienny nóż oraz kilka skalnych odłamków, którymi rozłupywała orzechy. Wzięła wykonany z brzozowej kory kubek. Następnie sięgnęła do wiklinowego koszyka, w którym trzymała procę. Napiwszy się wody ze źródła, pobiegła wzdłuż potoku, szukając kamyków. Wykonała kilka próbnych rzutów. Vorn nie trafia tak często jak ja, pomyślała zadowolona, że ciskane przez nią kamienie lądowały tam, gdzie zamierzyła. Zabawa zmęczyła ją po pewnym czasie, więc odłożyła procę i tych parę kamieni, które jej jeszcze zostały, po czym wzięła się do zbierania orzeszków rozrzuconych na ziemi pod gęstymi, starymi krzewami. Zamyśliła się, jakie to życie jest cudowne. Uba stale rosła i dobrze się rozwijała, no i wyglądało na to, że z Izą jest dużo lepiej. Uporczywe bóle i dolegliwości dokuczały Crebowi znacznie mniej, gdy lato było cieple, a ona bardzo sobie upodobała te wolne spacery z nim nad strumieniem. Zabawa z procą była grą, którą uwielbiała i w której zdobyła już dużą wprawę. Trafianie do celów, które obrała - pal, skały czy gałęzie - stało się niemal zbyt łatwe, lecz nadal podniecała ją zabawa zakazaną bronią. Ale najlepsze z tego wszystkiego było to, że Broud przestał ją niepokoić. Nie myślała, że w ogóle cokolwiek mogło zakłócić jej szczęście, kiedy tak napełniała koszyk orzeszkami. Spadające z drzew brązowe, suche liście tańczyły w porywistym wietrze - niewidzialny prąd wprawiał je w ruch, po czym opadały łagodnie na ziemię. Przykrywały orzechy, które jeszcze nie zdążyły dojrzeć i leżały teraz porozrzucane pod drzewami. Dojrzałe owoce, nie zebrane na zimę, zwieszały się ciężko z pozbawionych liści gałęzi. Wschodnie stepy porastało złociste morze zboża, falującego na wietrze niczym spienione fale szarych wód na południu - a ostatnie już kiście słodkich winogron - jędrnych, okrągłych i pękających z nadmiaru soku - zapraszały, by je zerwać. Mężczyźni zebrali się, by omówić plany polowania, jednego z ostatnich w tym sezonie. Zamierzoną wyprawę omawiali już od wczesnego rana, więc posłano Brouda, by kazał którejś kobiecie przynieść im wody do picia. Ten spostrzegł Aylę siedzącą u wejścia do jaskini wśród kijów i kawałków rzemienia. Była zajęta budowaniem ram, na których zostaną rozwieszone kiście winogron. Będą się suszyć tak długo, aż zrobią się z nich rodzynki. - Ayla! Przynieś wody! - dał znak Broud i ruszył z powrotem. Dziewczyna przywiązywała właśnie narożnik, opierając jeszcze nie skończoną ramę o siebie - był to moment krytyczny. Gdyby ruszyła się w tym momencie, rama by się zawaliła i Ayla musiałaby zaczynać wszystko od początku. Zawahała się, spojrzała, czy nie ma w pobliżu jakiejś innej kobiety, potem zniechęcona westchnęła, podniosła się powoli i poszła poszukać dużego pojemnika na wodę. Młody mężczyzna starał się usilnie zdławić gniew z powodu jej jawnej niechęci, żeby go usłuchać. Walcząc tak z wściekłością, rozglądał się za kobietą, która by zareagowała na jego polecenie z odpowiednią skwapliwością. Nagle zmienił zdanie. Odwrócił się i mrużąc oczy spojrzał na podnoszącą się właśnie Aylę. Jakim prawem ona zachowuje się tak bezczelnie? Czyż nie jestem mężczyzną? I czyż nie jest jej obowiązkiem być mi posłuszną? Brun nigdy mi nie mówił, żebym tolerował taki brak szacunku, pomyślał. Nie może obłożyć mnie klątwą śmierci tylko dlatego, że zmuszam ją do wykonania tego, co powinna. Któryż przywódca by pozwolił, aby kobieta była mu nieposłuszna? Coś się w Broudzie przełamało