They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Linki

an image

Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.

- On czyta w jego myślach - mówił Marvin. - To jest największy problem, rozumiesz? Jedna głupia myśl i do widzenia, żegnaj słodkie życie. Buch stał zaskoczony. - Nie wiedziałem o tym. Jak w takim razie Stary chce go oszukać? Czy to w ogóle możliwe? - W tym właśnie sęk, że nie może go oszukać. - Marvin zamilkł na chwilę, ponieważ chata znowu się pojawiła. - Nie do końca. Sprzedaje mu swoją ciemną stronę, a ta druga musi milczeć jak grób. Nie może dać znaku życia, nie może nawet pisnąć. Buch poczuł, że lepią mu się ręce. Otarł spocone dłonie o spodnie i mocno chwycił zimną broń. Mogli wchodzić lada chwila. Marvin obserwował uważnie linię lasu. Nie mógł sobie pozwolić na błąd. Bał się o siebie i o Bucha. Bał się o Starego i o ich rodziny. Bał się nawet o swoich przodków, którzy mogli być we władzy Belziego. Krzyże, woda święcona, ogniste miecze, broń palna - czym mają z nim walczyć? Nawet tego nie byli pewni, chociaż Buch jest przekonany, że to co mają powinno wystarczyć. Tylko wiara może was uratować, tak powiedział Stary, ale co przez to rozumiał? Co to znaczy wiara? Było już za późno na rozstrzyganie tej kwestii. Według zegarka dom pozostawał tu już prawie piętnaście sekund, czyli wystarczająco długo, jak na realizację zadania. Dał znak Buchowi, żeby się szykował. *** Stary spoglądał na gęsie pióro z rozbawieniem. Spodziewał się tego, o tak. O niczym innym nie mogło być mowy. Tradycja, panowie, tradycja! Chwycił je delikatnie w palce i podniósł do oczu. - Mocno już wysłużone - zauważył. Szatan rozparł się na krześle. - Ze sto trzydzieści lat, z hakiem. Rosja, Stany, Afryka, Azja... Wiele zwojowało w złej sprawie, che, che, che - prawie się zakrztusił. Tilch przebiegł palcami po strzępach białego upierzenia, dotknął ostrego końca. - Jak to możliwe - spytał - że ciągle jest ostre? Jeśli je ścinasz, za każdym razem, to powinno go już dawno nie być, prawda? Szatan wyciągnął rękę, Tilch podał mu pióro. - To wieczne pióro - położył je sobie w otwartej dłoni. - Rośnie, jakby było wiecznie żywe. Mogę je zniszczyć, ale mogę też sprawić, że będzie jak nowe. Mam do niego sentyment, więc na razie mi służy. Oddał pióro Staremu. - Kałamarz, czy bezpośrednio? - zapytał z przesadną grzecznością. - Nie zarazisz się niczym, a jeśli nawet... Wzruszył ramionami. - Żartowałem - dodał, gdy Stary podniósł na niego zdziwiony wzrok. Tilch spojrzał w okno, ale nie zobaczył tam ani gwieździstego nieba, ani linii drzew odcinających się na jego tle. Byli w przedsionku Piekieł i to od dobrych kilkudziesięciu sekund. - Kałamarz - odpowiedział, wcale mi się nie spieszy. Szatan wywąchał jego myśli, znowu coś mu się nie zgadzało. - Wcale ci się nie spieszy? Czekasz na coś, jeszcze coś ci się nie podoba? Chciałbyś dopisać jakiś następny paragrafik? - prześmiewczym tonem zwrócił się do Tilcha. Zaczyna robić się nieprzyjemnie, pomyślał człowiek wykrzywiając twarz w sztucznym uśmiechu. - Nic nie poradzę na moje myśli - powiedział. - Nie umiem ich kontrolować. Nie śpieszy mi się z tym kałamarzem. Nie lubię igieł, zastrzyków itp., to też nie wzbudza we mniej entuzjazmu - wskazał na zaostrzone gęsie pióro. Diabeł przestał się czepiać i cierpliwie obserwował Tilcha, który na potwierdzenie swoich słów podwinął rękaw lewej ręki i mocno zacisnął pięść, powodując lepszy dostęp do żył. Raz się żyje. Gwiazdy świeciły na wieczornym niebie, wiatr szeleścił w koronach drzew, sowa pohukiwała od czasu do czasu i nie było na zewnątrz nic oprócz dzikiej przyrody. Nie było tam człowieka, który zakłóciłby ten spokój, ten wieczny ład. Tilch postawił kałamarz na stole i końcówką pióra wbił się w żyłę. Krew pociekła do ręce i ciurkiem zaczęła spływać do pojemnika. Patrzył jak kałamarz się napełnia, a gdy uznał, że wystarczy, zacisnął ranę materiałową chustą. Szatan spoglądał na niego z pewnym rozbawieniem. Podziwiał dokładność i staranność z jaką Stary wykonywał wszystkie te czynności. - Tyle ceregieli dla kilku kropli. Stary wzruszył ramionami. - Tak czy inaczej zaraz będzie po wszystkim - ostatni raz zerknął w kierunku okna, przebiegł wzrokiem po drzwiach. - Dnia 28.04.2005 - nakreślił datę maczając pióro we własnej krwi i odłożył pióro na stół. - Podpiszę, ale ty też podpiszesz. - Że co?! - ryknął Szatan. - Co ja mam niby podpisać? Tilch podniósł rękę w uspokajającym geście. - Nie ruszysz moich dzieci, tak jak rozmawialiśmy. Szatan grał zbulwersowanego. - Nie muszę nic podpisywać. Masz moje słowo - skontrował. Tilch pokręcił głową. - Słowo Szatana, nie rozśmieszaj mnie - wskazał Belziemu czystą kartkę leżącą na skrzyni. - Podpiszesz