Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Potrzebny nam jest tu, podczas decydujących godzin. Badałem go długo i gruntownie, nie wyobrażam sobie przyszłości Niemiec bez niego. Generał Ludwig Beck podniósł się niespokojnie. Sprawiał wrażenie, że szuka ochrony wśród swoich książek. Oparty o nie powiedział: - Podpisuję się pod każdą pańską uwagą dotyczącą Stauffenberga, panie Leber. Ale ten człowiek ma nie tylko niezłomną wolę, ale także twarde sumienie. Skoro już zdecydował się na ten czyn, nikt go nie powstrzyma. - Ja z pewnością nie. Jak również żaden z nas. Z jednym wyjątkiem: pana, panie generale. Generał Beck był niezwykłym człowiekiem. Kiedy Hindenburg mianował Hitlera kanclerzem Rzeszy, on również nie widział "innego wyjścia". Przez pięć lat był jednym z najwyższych oficerów wehrmachtu. Ale potem, w roku 1938, w obliczu niebezpieczeństwa wybuchu wojny, opracował trzy memoriały, w których przepowiedział nadchodzącą katastrofę. Podczas wykładów dla oficerów sztabu generalnego wzywał otwarcie i niedwuznacznie do zamachu stanu przeciwko Hitlerowi. Następnie podał się z niezłomną konsekwencją do dymisji, jako jedyny spośród niezadowolonych generałów. - Tylko pana Stauffenberg posłucha! - wykrzyknął Leber. - Pan pierwszy nie bał się mówić otwarcie o polityce przemocy i wiarołomstwa. Nieustannie atakował pan fanatyczną brutalność tego systemu. Każdy z nas to wie, a dla Stauffenberga jest pan już teraz głową państwa niemieckiego. Nagnie się do pańskiej decyzji. - Ale ktoś to musi zrobić - powiedział Beck z wysiłkiem. - Nie ma mnie dla nikogo oprócz przyjaciół z gestapo - oznajmił kapitan Fritz-Wilhelm von Brackwede. - A gdyby pytał o mnie generał albo jakaś inna mało ważna osoba, proszę użyć zwykłej wymówki: jestem niezdolny do służby z powodu przepicia. Kapitan oświadczył to bezceremonialnie, wchodząc do swojego biura na Bendlerstrasse, hrabinie Oldenburg-Quentiń, która stała przed nim, przechylona nieco do tyłu. Jej jasne oczy patrzyły pobłażliwie gdzieś w przestrzeń. - Stawia mi pan bardzo trudne zadanie, panie kapitanie. - Jest to jedyny sposób, aby móc z panią obcować bez zbytnich komplikacji. - Von Brackwede, z rzucającą się w oczy obojętnością, oglądał papiery leżące na jego biurku. Żaden z nich nie był specjalnie ważny. - Bo pani mnie przecież kocha. Prawda? - Skąd panu to przyszło do głowy? - Hrabina zesztywniała; jej usta ledwie się poruszały. - Nigdy nie dałam panu powodu, aby tak myśleć. - W porządku, wobec tego przyjmuję do wiadomości: pani mnie nie kocha. - Oczywiście że nie. - Elisabeth hrabina Oldenburg-Quentin oddychała gwałtownie. Jej elegancka, prosta szara sukienka zdawała się pękać na piersiach. - Jaki jest cel pańskich aluzji? Kapitan nie odpowiedział. Znalazł w swoich papierach kartkę, która go wyraźnie zainteresowała. Było na niej napisane: Kónigshof prosi o telefon. "Kónigshof" to pseudonim szefa sztabu armii na froncie wschodnim, człowieka jak dynamit. - Proszę, niech pani mnie połączy z generałem von Tresckowem. - Już zamówiłam połączenie, z chwilą kiedy pan tu wchodził. - Pani jest nadzwyczajna, moja droga. Czym bylibyśmy my, mężczyźni, bez takich kobiet jak pani? - Kapitan przyglądał się hrabinie z uśmiechem pełnym uznania. - Może ma pani czas i ochotę zjeść dziś kolację u Horchera? - Z panem? - Elisabeth zdawała się być rozbawiona. - Jeśli panu na tym zależy, obojętnie, z jakiego powodu, aby odgrywać rolę beztroskiego hulaki, nie muszę panu pomagać w inscenizowaniu tego niesmacznego widowiska. To pan zrobi doskonale beze mnie. - Mam nadzieję! - Brackwede wyraźnie się bawił. - Ale ja nie tylko cierpię na nadmiar osobliwej ambicji, miewam również niekiedy napady wspaniałomyślności. Tym razem bardzo mi kogoś żal. To poczciwy idealista, a zatem w obecnych czasach godna pożałowania i nędzna kreatura. Chodzi przy tym o mojego braciszka. - Czy mam zagrać rolę niańki? - Właśnie tak, hrabino! Pani jak zwykle odgadła moje najskrytsze myśli. Zrobi pani dobry uczynek. Niech pani pozwoli się zaprosić przez zdeklarowanego bohatera na wyborną kolację. A między poszczególnymi daniami niech pani spróbuje powyrywać chłopcu mleczne zęby. Pilnie tego potrzebuje. Po codziennej naradzie fuhrer, kanclerz Rzeszy i naczelny wódz wehrmachtu, przyjął jednego ze swoich zauszników: Heinricha Himmlera. Pozornie reichsfuhrer SS należał jeszcze do najwierniejszych stronników Hitlera, w rzeczywistości zaczynał już potajemnie próbować układów pokojowych. - Tylko proszę krótko - powiedział Adolf Hitler. Czekał z utęsknieniem na swoją regularną popołudniową drzemkę. Co chwila splatał ręce, aby ukryć drżenie, które go wciąż na nowo opanowywało. - Sprawa nie wygląda dobrze, mój fuhrerze - powiedział Himmler ostrożnie. - Był zwolennikiem poufałości cechującej starych towarzyszy walki. - Gdziekolwiek spojrzeć, wszędzie trudności. Wśród nich te w najwyższej mierze niepotrzebne. Hitler kiwał głową, rytmicznie jak mechaniczna zabawka. Ostatnio słyszał te słowa każdego dnia