They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Linki

an image

Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.

- Dzi[ jest wojenne niebo, Weroniko, wez parasolk. I mo|e wiatr co[ przeczuwaB, je|eli ju| tak koniecznie chc by poetk. PrzegnaB pszczoB, z Marylka trzepaB dywaniki, przeraziB psa jamnika i kota Wiewiórk, które spBoszone czmychnBy do domu. ZmusiB mnie do zamknicia okna, huczaB w kominie, trzasnB furtk, BomotaB rynn, a| wreszcie przygnaB do nas gwaBtown ulew. W oknie strugi deszczu spBywaBy z dachu. ZagrzmiaBo. Czy znasz bezpieczny krg [wiatBa wiszcej nad stoBem lampy, kiedy za oknem strach? To Tunia, kiedy byBy[my maBe, nauczyBa nas siada przy nim. KBad wic w tym krgu dam kierow obok waleta, ni|ej dziesitk, z boku króla pikowego. Trzymam w rku tali kart i stawiam pasjansa. Seweryn z bratem, m|em Marylki, pojechali odwiedzi swoich rodziców, kawaBek drogi std, a| pod wschodni granic. A tu grzmi, Bomocze rynna, huczy w kominie. Dlaczego bije dzwon w parafialnym ko[ciele? Bije, bo ju| szósta, o szóstej zawsze bije, tylko dzi[, przy takiej pogodzie, sBycha go inaczej, obco, groznie. A mo|e sBycha inaczej, bo mama powiedziaBa, |e co[ niemiBego wisi w powietrzu, i ja teraz na to czekam? PaBaszka w czasie burzy zapalaBa [wiec gromniczn, potem klkaBa przy Bó|ku, nakrywaBa gBow pierzyn i odmawiaBa litani do Matki Boskiej LoretaDskiej. Tunia trzsBa si ze strachu i cicho popBakiwaBa schowana w kcie za szaf, a Miecio wrzeszczaB. Nie wiem, co wtedy robiBa prababka Klementyna, nie domy[lam si nawet. Mo|e psetk wyskubywaBa brwi, siedzc przed lustrem, i pokrzykiwaBa zirytowana, niech|e PaBaszka tak nie spazmuje, PaBaszko! A mo|e baBa si i klczc obok PaBaszki, wreszcie jak 101 równa z równ, nabo|nie szeptaBa razem z ni, pocieszycielko strapionych, módl si za nami... Ale| BupnBo! Mo|e piorun uderzyB w wysokie drzewo, które ro[nie przy samym koDcu naszej ulicy, tam gdzie zaczynaj si ogródki dziaBkowe. KBad ósemk na dziewitce, dwójk na trójce. I znowu! Unosz ramiona, pochylam gBow, zamykam oczy. Ucieczko grzesznych... Nagle z jku wichury, dudnienia deszczu, spod ciemnego puBapu chmur dobiega krzyk. Tak przenikliwy i ostry, jakby wydawaB go z siebie drczony kot. Pomy[laBam, to Wiewiórka, mo|e Wiewiórce co[ si staBo. I zaraz telefon. Nie rozmawiajcie nigdy w czasie burzy, powtarzaBa babcia Tunia, nigdy, pamitajcie. PatrzyBam na le|c obok mnie sBuchawk, ucichBa wreszcie, ale po chwili odezwaBa si znowu. PrzyjBam. - SByszaBa[? - zapytaBa przestraszona Marylka. - Tak, sByszaBam, czy Wiewiórka jest w domu? - Siedzi obok mnie, ale to nie byBo zwierz, Weroniko. MówiBa szeptem, jakby si baBa, |e kto[ j usByszy, a przecie| byBa sama w domu. Zbli|yBam si do okna, w deszczu zobaczyBam mdBe, rozmyte [wiatBo zapalone w jej kuchni. - Anusi nie ma? - Nie. Powinna ju| wraca, ale na pewno przeczekuje burz. DzwoniBam na jej komórk, nie odbiera. - Jest z Peluchem? - Sama. ByBa u dentystki, u tej za ogródkami. Do dentystki te| dzwoniBam. Odzywa si tylko poczta gBosowa. SByszaBa[? Weroniko! SByszaBa[? Ten sam krzyk, tak samo odlegBy