Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Podobnie zresztą, jak sam promień.- dodał. - Ale nie wydziela ciepła?- spytał Dominess – Nie bardzo rozumiem. - Promień jest sam w sobie gorący i topi wszystko na swej drodze.- wyjaśniła Wieiah – Jednak aby był tak skuteczny, nie może tracić ciepła do środowiska, czyli musi zachowywać je w skupionej wiązce światła klingi. Już rozumiesz? - Mniej więcej.- odparł Werac, jednak nadal nie do końca przekonany. - To dobrze.- rzekł Brakiss, uśmiechając się lekko – Każdy Jedi musi samemu zbudować swój miecz świetlny, niejako w dowód ukończonego szkolenia. Ciebie też to czeka, jednak najpierw musisz przejść długi i morderczy trening tu, w Akademii. - Czemu go straszysz długim i morderczym treningiem?- skarciła go Wieiah na stronie. - Żeby wiedział, co go czeka, aniołku.- odparł Brakiss w ten sam sposób – Droga Jedi nie jest usłana różami i oboje to wiemy. Werac też musi o tym wiedzieć, zwłaszcza, że czeka go ciężka przeprawa. - A ty mu jej wcale nie ułatwiasz.- zauważyła cierpko Zeltronianka. Wiedziała, o czym mówi jej ukochany. W przyszłości Werac był jednym z najsilniejszych Ciemnych Jedi, więc dzisiaj zagrożenie zakusami ciemnej strony było spore. Z drugiej strony wtedy Dominessa szkolili wtedy od początku do końca Ciemni Jedi, a teraz znalazł się on pod opieką światła. - Zobaczysz, że tak będzie lepiej.- odparł Brakiss, patrząc, jak Zabrak wymachuje klingą w coraz pewniejszy, chociaż cały czas niezdarny, sposób. - Wieiah! Brakiss!- rozległo się wołanie od strony korytarza. Oboje Jedi wyczuli biegnącą ku nim, podnieconą aurę Tionny. Kiedy w końcu kobieta wpadła do sali treningowej, rzuciła: - Dwie ważne wiadomości! Dobra i zła! - Mów.- zachęciła ją Wieiah, sama zaintrygowana, co mogło tak poruszyć naczelniczkę Akademii Jedi. - Executor’s Lair zajęło Corellię!- po twarzy Tionny przemknął cień – A prezydent Fey’lya jeszcze nie dotarł! Wiecie, co to znaczy. - Wiemy.- Wieiah też zmarkotniała – Nowa Republika straciła przywódcę. A dobra wiadomość? - To będzie dla was zaskoczeniem.- rzekła Tionna – Belindi Kalenda z Wywiadu Nowej Republiki poprowadziła szturm na hodowlę ysalamirów na Myrkr. Vader stracił surowiec niezbędny do produkcji klonów! - To i tak chwilowo bez znaczenia.- mruknął Brakiss – Wciąż ma ich ponad milion w obwodzie. - Mylisz się, mój drogi.- rzekła Wieiah, przytulając się do niego – Teraz może i ma żołnierzy, ale szybko mu się skończą. Nowa Republika go pokona. Gwarantuję ci to. W ambulatorium po raz pierwszy od bardzo dawna zebrało się naraz tylu ludzi. Dookoła dużego łoża, na którym leżała pogrążona w śpiączce Leia, ustawili się zarówno członkowie jej rodziny, jak i przyjaciele czy rycerze Jedi. I tak przy wezgłowiu czuwali Han, Chewie, Jacen i Jaina, obok siedział Luke, trzymający ją cały czas za rękę, zaraz za nim stała Mara, Tahiri i Danni, a po przeciwnej stronie łóżka Cilghal, Kyle i Ewon. Ci dwaj ostatni przyszli tu bardziej z ciekawości, niż z jakiegokolwiek innego powodu, jako że właściwie nie mieli nic innego do roboty. Kyle wciąż oswajał się z protezą, jaką robot medyczny 2-1B wstawił mu zamiast straconego ramienia, a Ewon potrzebował odpoczynku od używania Mocy po tym, jak posługując się nią, powstrzymał naraz ośmiu Rebornów. Jednym z najbardziej pozytywnych akcentów Bitwy o Exaphi był fakt, iż pozbyli się zagrożenia ze strony niemal wszystkich sztucznych Jedi. Niemal, bo Brakiss mówił, że widział na Ruusan osiemnastu wojowników, podczas gdy oni pokonali siedemnastu. Luke zamknął oczy i dotknął dłonią czoła Leii. Wnikanie do czyjejś psychiki było za każdym razem innym procesem i nie było recepty ani na poprawne wejście do czyjegoś umysłu, ani na swobodne poruszanie się w nim. To pewnie dlatego Jedi niezwykle rzadko korzystali z tej umiejętności. A już nigdy nie zapuszczali się tak daleko, jak właśnie zamierzał uczynić to Luke. Zgodnie z tym, co mu mówiła Wieiah, oraz co on sam wiedział o technice wnikania w czyjąś psychikę, było to tylko możliwe w chwili, kiedy umysł danej osoby balansował pomiędzy życiem a śmiercią. Stanowiło to więc działanie niezwykle ryzykowne, albowiem gdyby zgon nastąpił podczas połączenia, zmarłby również drugi Jedi. Natomiast samo wejście do czyjegoś umysłu wyglądało tak, że wchodzący znajdował się nagle w miejscu, które stworzył umysł umierającego. Dzieje się tak zawsze, gdy osoba odchodząca z tego świata kreuje sobie przed śmiercią wyobrażenie Mocy, z którą się jednoczy. Jest ono tym wyraźniejsze, im bardziej jest rozstrojony w chwili śmierci umysł umierającego. W przypadku Leii był to piękny, zielony kraj, gdzieniegdzie upstrzony drzewami i olbrzymimi, podobnymi do kopców termitów, budowlami