Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Zdążyłam. Zalała mnie fala niewypowiedzianejulgi. Nie odrazu podniosłam wzrok, by sprawdzić jego reakcję. Dałam mu czas. Dopiero gdy ochłonął, spojrzałam i nie odwróciłamgłowy przez kilkadługichchwil. Uniesione brwi i czujność w oczachświadczyły, że moje słowa nie trafiły w próżnię. Już był mój. - Tak, rozumiem- powiedział i zaraz potem odkaszlnął, chcąc zyskaćna czasie. Wytrąciłam go z ciągu zaplanowanychw mózgu czynności i teraz potrzebowałczasu, by przestawić się na ręczne sterowanie. Schyliłam sięi zaczęłam grzebać w torbie. Wyjęłam maszynopis i położyłamgoprzed sobą. 209. Ten mój dzieciak wcale nie był miękki. Był twardszy ode mnie. Zawsze taki był, od maleńka. Tęskniłam za nim. Z każdym rokiembardziej. Ikoniec końców postawił na swoim. Zrobiłam rzeczniewiarygodną. Zwinęłaminteres. Szkoda tylko, że się nie udało. Dziwne,jak los się plecie. Przeszkodziłaśnam. Za wcześnie rozeszła się wieśćo mojej współpracy z policją. Narozrabiałaś i teraz musisz dokończyć to, co zaczęłam. Śmiało. Odchrząknęłam. Spojrzał na mniez wściekłością. Niemal mnieprzeraził. Był przyzwyczajony, że wykorzystując wyższypoziom testosteronu, bez trudu zmusza innych do posłuszeństwa. Zobaczył mójniepokój i nie chcąc mnie zrazić, wyciszył się i tylkopokręcił głową z dezaprobatą, co miałooznaczać, że nie zrozumiałam zasad, jakie narzucił. -Czy ma pani jakiś szczególny powód, żeby mi o tym terazwspominać? Mignęłami w pamięci cała lista szczególnych powodów. Uśmiechnęłam się miło i podniosłam ręce na znak grzecznego protestu, jak policjant z drogówki, któremu znudziło się słuchanie tłumaczeń. - Byłabym wdzięczna, gdyby rzucił pan okiem na fragmenty dotyczące pańskiej osoby - powiedziałam bez specjalnego nacisku. Wiedziałam, że się zgodzi. Muszę tylko poczekać, aż dojdziedowniosku,że to nieuniknione. Wyjaśniam, że w poszukiwaniu materiałów natrafiłam w Internecie nastrony z jej notatkami. Przerzucam kolejne strony książki,która prawie jestjuż gotowa,wskazuję fragmenty dotyczące jegoosoby. Tłumaczę, że nie wiem, czy potrzebna mijego zgoda na zamieszczenie tych kawałków. Przez kilka sekund panuje martwa cisza. W końcu Czernik niewytrzymuje: - Czy pani ją znała? -Nie. Cóż mu powiem, skoro nawet samej sobie nie potrafię wyjaśnićrodzajuporozumienia, jakie się między nami wytworzyło. - Uratowałam jej życie. Chyba w zamian za to dałami materiałydo artykułów i książki. To wszystko, comogę mu powiedzieć. - Lepiej niech paniwrzuci to do ognia i zapomni o wszystkim. To była zła kobieta. - W jakim sensie zła? Zabiła kogoś? 210 - Właściwie nie. Miała ludzi, którzy robili takie rzeczy. Ale kiedyś jej się zdarzyło. Byłnapad, policjanci zrobili obławę, uciekałaiuderzyła w jadący spokojnie samochód. Zepchnęłago z mostuiodjechała. To była chybapani rodzina. Pisze pani książkę o morderczyni własnej rodziny. Powiedział to z satysfakcją. Wydał jeszcze z siebie krótkiśmiech, jakby to było zabawne. Najeżyłam się,ale on tego nie widzi ikontynuuje: - Pani mąż pracuje dla mnie dla tejwłaśnie informacji. Od latszukał, rozpytywał, zależało mu, więc zaproponowałem układ. Onzrobi dla mnie program,ja mu powiem,jak to naprawdę byłoz tym wypadkiem. To dobry producent, jestem z niego zadowolony, będę miał dla niego więcej zleceń, więc mogę skorzystać z okazji i przekazać informację już teraz. Michał! A więc to dlatego. W ustach siedzącego przede mną mężczyzny jest to takie proste, takie oczywiste. Chociażw sumie dlamnie też powinno byćoczywiste, że Michał musiał mieć naprawdę istotny powód, by zrobićto, co zrobił. Chciałabym o tym pomyśleć,ale nie teraz. Będę na to miałaczas później. Widzęspojrzenieskupione na moich papierach. Nie muszę podążać za jegowzrokiem, by wiedzieć, co zwróciło jego uwagę. Toskrawekkartki, na której spisałam hasła i numerykont. Gdy wyjmowałam swoje notatki, przypadkiemwyleciała i leży teraz między szpargałami. Są na niej cyfry, które przyciągają jego wzrok. Wiem, co znaczą, ion teżto wie. To ogromna kupaszmalu. Na wyciągnięcie ręki. Nie spuszczaoczu z cyfr. Chciałby zapamiętać, ale się nie da. - Może jeszcze wody mineralnej? - pyta. Kiwam głową. Podaje mi szklankę,a gdy cofa rękę, jestem pewna, że kartki niema tam, gdzie przed chwilą leżała. Ruch,jaki wykonał, był delikatny jak muśnięcie. Prawdziwysztukmistrz. Siada na swoim miejscu z głęboką satysfakcją faceta przekonanego,że wreszciewziął sprawy w swoje ręce. Nie protestuję