Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Cóż mogła ona, biedna wdowa, wiedzieć o tym, czyją wolę spełnia doktor Popff? To prawda, że uważała go za człowieka dobrego, który uratował jej syna i traktował ją dobrze. Jest teraz nieszczęśliwy, gdyż opuściła go żona. Wdowa Gargo w prostocie ducha swego sądziła, że nie można go zostawić bez opieki, że należy ugotować mu obiad i troszczyć się o niego, bo Bóg świadkiem, uważała go za wielkie dziecko! Również i żona aptekarza Bambolego padła na kolana i prosiła Boga, by ją oświecił, czy istotnie eliksir jest dziełem Szatana i jak ma wobec tego postąpić jej mąż. Dla nich bowiem, dla jej męża i dla niej, była to ostatnia nadarzająca się w życiu możliwość dorobienia się pieniędzy, zabezpieczenia sobie starości i zapewnienia czterem urwisom jakiegoś wykształcenia. Również właściciele sklepów z mięsem, mlekiem i jarzynami padli na kolana dziękując Opatrzności, że zesłała na ich miasto tak wiernego sługę Bożego, który w porę ocalił ich wszystkich przed niewątpliwą ruiną. Również i Syndirak Cphardeia, uprzednio podciągnąwszy w górę spodnie, poszedł za przykładem innych i myślał o tym, że na razie wszystko idzie po jego myśli, że jeżeli wypadki będą się rozwijały dalej w ten sposób, on osobiście nie będzie miał powodów do żadnych obaw. Później wszyscy podnieśli się i skierowali do wyjścia. Wstał i Syndirak Cphardeia, strzepnął chustką od nosa kurz ze spodni. Przy wyjściu spotkał się ze złotoustym kaznodzieją. Gorąco uściskał mu rękę i zapewniał spoconego duszpasterza, że nigdy jeszcze żadne kazanie nie dało mu tak wielkiego moralnego zadowolenia. Kaznodzieja z właściwą mu skromnością zapewniał, że w miarę swych skromnych możliwości stara się wypełnić obowiązek wobec swych owieczek. Po wymianie dalszych uprzejmości dwaj światli mężowie rozstali się — kaznodzieja śpieszył na obiad, gdyż o wpół do piątej miał wygłosić to samo przemówienie przez radio. Syndirak Cphardeia natomiast udał się do Frygiusza Beroime, hurtowego handlarza mięsem, gdzie w urządzonych bez smaku apartamentach oczekiwał go znakomity obiad i liczne towarzystwo. Po obiedzie panie zostały w salonie, mężczyźni zaś udali się do gabinetu gospodarza, by wypalić cygara i porozmawiać o pewnych sprawach. ROZDZIAŁ SIÓDMY w którym jest mowa o tym, jak doktor Popff spędził czas od rana do godziny czwartej po południu Gdy wdowa Gargo uginając się pod ciężarem straszliwych wątpliwości, jakie ją ogarnęły, przyszła pomimo wszystko do doktora Popffa, by mu przygotować posiłek, ten wiedział już o porannym kazaniu. Przeczytał również gazetę i podobnie jak wielu mieszkańców Bakbuku od godziny dziewiątej z rana do pół do trzeciej pozostawał pod wrażeniem wydrukowanej rozmowy z tym starym lisem doktorem Loysern. Doktor od razu zrozumiał, na jaki efekt została obliczona ta rozmowa. Co za niegodziwość! Za cztery dni miały się zacząć masowe zastrzyki i oto doktor Loys usiłuje przeszkodzić temu! Doktor Popff zatelefonował do mieszkania redaktora, lecz nie zastał go w domu. Wtedy usiadł przy biurku, by dać należną odpowiedź swemu koledze ignorantowi. Na wydrukowaną w tym samym numerze opowieść o Zargarumie doktor Popff nie zwrócił uwagi składając jeszcze jeden dowód, jak dalece obce mu były te sprawy. Nawet prostoduszny aptekarz Bamboli po przeczytaniu gazety od razu powiedział swojej żonie, że „to mu się nie podoba” i że najwidoczniej ktoś rozpoczął kampanię przeciwko doktorowi Popffowi i gra „na zniżkę” wyrażając się giełdowym językiem. A tymczasem doktor Popff pisał o swoim wynalazku i już nie myślał o doktorze Loysie