They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Linki

an image

Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.

Odczepił sztylet i ujął siekierę w dłoń. Lotis znów go popchnęła. – Precz! Zabieraj to z naszej ziemi! Twilla po krótkiej szamotaninie wyrwała się z objęć Oxyla i spojrzała mu w twarz. – On jest ślepy! Służy wam, a ty się na to godzisz? Oxyl obrzucił ją dziwnym, jakby zawstydzonym spojrzeniem. – Vestel, zaprowadź go na skraj Lasu. Dopilnuj, żeby nic mu się nie stało. Mężczyzna, który sprowadził ich na miejsce nieszczęścia, pospieszył wypełnić rozkaz. Lotis stanęła twarzą w twarz z Oxylem i Twilla. – On należy do mnie! Jest mój na mocy pradawnego obyczaju. Chyba nie zamierzasz sprzeciwiać się naszym prawom i decyzji starszyzny, co, Oxylu? Zostaw w spokoju mojego niewolnika albo sam postąpisz wbrew Pięciu Prawom! – Czy nie służyłby ci lepiej, gdybyś zwróciła mu wzrok? – spytała Twilla. Nieprzenikniona twarz Lotis wykrzywiła się szkaradnie. – Pilnuj własnego nosa, kocmołuchu jeden! Nie twój interes, co zrobię z czymś, co do mnie należy. A poza tym... – grymas przeszedł w złowrogi uśmiech. – Chyba już nie masz jak się przede mną bronić! Gest był tak szybki, że Twilla nie zauważyła zamachu. W powietrzu pojawił się jakby znikąd migotliwy bełt, który natychmiast pomknął w jej kierunku. Zwierciadło leżało pod nogami uzdrowicielki, matowe i osłabione. Nie miała już tarczy – o ile to właśnie lustro osłoniło ją poprzednim razem. Oxyl złapał dziewczynę za ramię i odsunął na bok gwałtownym szarpnięciem. Potknęła się i upadła na kolana. Wyciągnąwszy rękę namacała lustro i przygarnęła je do piersi. – Ona uratowała jednego z nas – w głosie Oxyla znów zadźwięczał lód. – Nie zapominaj o tym, Lotis, i nie próbuj używać przeciw niej swojej magii. – Ach, więc ta piękność o świńskiej twarzy jest przeznaczona dla ciebie, Oxylu? – zaśmiała się Lotis. – Masz spaczony gust. Ale skoro się o nią upomniałeś, niech ci służy. – O nie. To my powinniśmy jej służyć – zaoponował Oxyl. – Tylko dzięki jej mocy Fanna przeżył. Dokonałabyś podobnego wyczynu? – Też coś! – Lotis odwróciła się do nich tyłem, aż jej suknia zafurkotała w powietrzu. Twilla zauważyła jednak, że kobieta nie przyznała się do porażki. Uzdrowicielka nie potrafiła pojąć, czemu Lotis tak bardzo jej nienawidzi. Czyżby chodziło o Ylona? Może, wbrew temu, co mówił Oxyl, smycz, na której Lotis trzymała Ylona, nie była wcale tak silna, jak leśna pani by sobie życzyła. Ylon przyszedł do niej, do Twilli – zwierciadło obróciło się, gdy próbowała złapać za sznurek, żeby powiesić je na szyi – przyszedł i wspomógł ją siłą własnego ciała, gdy toczyła bój ze śmiercią. Z pewnością nie podporządkował się wtedy woli Lotis. Dobiegł ją cichy szum, jakby szelest liści na wietrze, przypominający odległą wrzawę ludzkich głosów. Rozejrzała się wokół. Za jej plecami zebrali się goście, których widziała przy stole. Jedna z kobiet, odziana w srebrną szatę podobną barwą do pokrytego szronem drzewa, z ozdobami z bezbarwnego kryształu, uklękła przy wciąż nieprzytomnym chłopcu. Przytuliła go, układając jego głowę na swym ramieniu, i zaczęła śpiewać głosem tak cichym, że Twilla ledwie słyszała melodię, słów nie mogła rozróżnić. Śpiewając kołysała się lekko w przód i w tył, zupełnie jakby trzymała w objęciach dziecko, tuląc je do snu. Oxyl podszedł do okaleczonego drzewa, pochylił się i podniósł złamany sztylet. – Chłopak sam ściągnął na siebie nieszczęście. Próbował tym walczyć z żelazem. Drogo zapłacił za swą głupotę, ale niech nikt się nie waży mu tego wypominać. Musselino – zwrócił się do kobiety, która opiekowała się chłopcem. – Obudź go, żebyśmy wiedzieli, czy trucizna nie zostawiła na nim śladu. Zawołaj go, tak jak matka woła dziecko. Kobieta przez chwilę sprawiała wrażenie, jakby zamierzała się mu sprzeciwić, ale zaraz przytaknęła. Ciągnęła pieśń, tym razem głośniej, w żywszym tempie, aż w końcu Fanna zatrzepotawszy powiekami otworzył szeroko oczy. Wpatrywał się w twarz tulącej go osoby. – Matko...? – zaczął pytająco. Podniósł dłonie do oczu i przyjrzał się im bacznie. – Dałem się złapać... – znać było, że jeszcze ciąży nad nim cień strachu. – Drzewo krzyknęło z bólu, a ja..