Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Okrutnie rozprawiono się z dwoma oficerami armii, wymierzając im karę zgodną z kodeksem wprowadzonym przez Marię Teresę. Zostali zamknięci w karcerze na trzy dni i trzy noce, a następnie, gdy byli znękani i na wpół żywi, powieszono ich w Wiedniu, ciała zaś poćwiartowano. Inni spiskowcy skazani zostali na dożywocie w najsurowszych warunkach, toteż wielu z nich zmarło podczas odbywania kary. W Budzie siedmiu zginęło pod toporem lub na szubienicy, a wielu zostało uwięzionych. Wszyscy skazani zostali za obrazę majestatu i zdradę stanu, spotkała ich więc najwyższa kara. Po egzekucji szwagra i siostry w Paryżu Franciszek bez wątpienia uważał, że jego życiu i życiu jego rodziny zagraża niebezpieczeństwo. Cesarz żywo interesował się raportami stale wzrastającej liczby szpiegów policyjnych, a z biegiem czasu rozbudował własny system inwigilacji, niezależny od oficjalnych struktur. Mimo represji pod koniec lat dziewięćdziesiątych XVIII wieku i rozrastającej się siatki informatorów nie było to jednak "państwo policyjne" na wzór carskiej Rosji. C.A. Macartney dobrze zrozumiał ten system, bardziej ludzki dzięki austriackiemu umiarowi i brakowi skuteczności: Rzadko dochodziło do tego, by ktoś został aresztowany i uwięziony bez procesu politycznego [...]. Franciszek, podobnie jak wcześniej jego ojciec i wuj, wykorzystywał policyjne raporty bardziej dla uzyskiwania informacji o bieżących sprawach, w tym o nastrojach opinii publicznej, niż dla bardziej złowrogich celów. Przechwycone listy nigdy nie były wykorzystywane przeciwko autorom czy adresatom. Całymi latami czyjeś poczynania i słowa mogły trafiać do policyjnych raportów, a mimo to ów ktoś żył nie molestowany. Pierwszy szef policji Franciszka [...] chociaż obskurant w każdym calu, nie był sadystą, a [...] jego zastępca był wyjątkowo światłym człowiekiem. Brzmi to podejrzanie, jak owa bajkowa "austriacka litość" z czasów Marii Teresy, i chociaż nie było izb tortur, ani oprawców, atmosfera strachu i zniewolenia stała się przytłaczająca. Najlepiej świadczy o tym przypadek Franza Grill-171 parzera. Był gorącym zwolennikiem dynastii, lecz równocześnie człowiekiem z zasadami. Zdobywszy wykształcenie prawnicze, miał nadzieję na objęcie jakiegoś stanowiska w służbie cywilnej, by w końcu zarządzać biblioteką cesarską, co było jedną z najlepszych posad w cesarskiej służbie. Jednak mimo wyjątkowych kwalifikacji, bez końca spychany był na tor boczny, najpierw do wydziału finansowego, a następnie do archiwum. Raz za razem pomijano go przy awansach, miał bowiem niejasną przeszłość polityczną. Co w związku z nim odkryła policja? Jeden z wierszy Grillparzera wzbudził wątpliwości na najwyższych szczeblach: czy jego temat nie może stać się "przedmiotem niewłaściwej interpretacji" obcych rządów? Był też problem z realizacją czy bodaj publikacją jego pierwszej dużej sztuki teatralnej, Kónig Ottokars Gliick und Ende, przedstawionej cenzorowi w listopadzie 1823 roku. Dwa miesiące później otrzymał zawiadomienie, że "nie została zaaprobowana do wystawienia czy opublikowania". Nie podano powodu, a autor powiedział przyjaciołom: "Nikt nie rozumie, dlaczego". Na szczęście w styczniu 1824 roku cesarzowa otrzymała egzemplarz rękopisu i przeczytała go z przyjemnością. Dzięki jej poparciu wyrok cenzury został cofnięty. Po raz pierwszy, przy pełnej widowni, wystawiono ją w sierpniu 1824 roku. Wkrótce potem autor spotkał podpisanego pod decyzją cenzora, miłego i inteligentnego człowieka, który serdecznie się z nim przywitał. Nieoficjalnie poinformował go, że zakaz był tylko środkiem prewencyjnym. Kiedy Grillparzer zapytał przyjaźnie, co go tak bardzo zaniepokoiło w sztuce, cenzor odparł z ożywieniem: "Och, nic, zupełnie nic, ale pomyślałem sobie: Nigdy nic nie wiadomo". Na tym nie skończyły się kłopoty autora. Nieco później cesarz dał do zrozumienia, że pragnie zakupić prawa autorskie do utworu, co było łagodnym sposobem zapewnienia, że sztuka nigdy nie zobaczy światła ramp. Grillparzer był przerażony i po raz drugi skorzystał z życzliwości cesarzowej Karoliny Augusty. Nakłoniła ona męża do zmiany zdania, jednak później Grillparzer nie awansował już w swojej służbie, jak miał nadzieję, a przynajmniej nie w tych działach, które naprawdę go interesowały. Jego dossier bez wątpienia nadawało mu piętno "niepewnego". Nawet najdrobniejsza wzmianka o nazbyt liberalnych czy opozycyjnych skłonnościach (a praca poety-dramatopisarza stale dostarczała nowej karmy pełnym inwencji umysłom urzędu cenzorskiego) wystarczała, by trzymać go z dala od "wrażliwego" terenu cesarskiej biblioteki. Technika Habsburgów polegała nie tyle na tym, by karać oponentów, lecz by nimi manipulować