Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Ależ jesteśmy podobni - pomyślał biorąc kolejny kieliszek od krążącego z tacą kelnera. Wiadomo było dobrze, że Faruk dobiera sobie świtę, kierując się przede wszystkim wymaganiami co do urody i poloru towarzyskiego. Wszyscy mieli więc - tak jak Ibrahim - oliwkową cerę, brązowe oczy i czarne włosy. Wszyscy tuż przed trzydziestką lub tuż po, bogaci i raczej rozpróżniaczeni, w smokingach zamawianych w londyńskim Savile Row. Wszyscy w sposób afektowany mówili po angielsku, uczyli się tego języka w szkołach w Wielkiej Brytanii, dokąd wysyłała większość swoich synów kairska arystokracja. Na głowach - zauważył Ibrahim z rzadkim u niego cynizmem - mieli czerwone fezy, 23 zazdrośnie strzeżony znak przynależności do egipskich wyższych sfer. Zsuwali je tak daleko na czoło, że opierały się na brwiach. Arabowie, którzy usiłują nie być Arabami - pomyślał gorzko Ibrahim - Egipcjanie pozujący na angielskich dżentelmenów. Przez usta nie przechodzi im słowo w ojczystym języku, bo przecież arabski nadaje się tylko do wydawania poleceń służbie. Chociaż pozycja Ibrahima była przedmiotem zazdrości, czasami męczyła go, czego nie dawał po sobie poznać. Był wprawdzie osobistym medykiem monarchy, ale nie mógł uważać tego za własne osiągnięcie. Wysokie stanowisko na dworze królewskim załatwił mu wpływowy ojciec. Piastowanie godności osobistego lekarza króla Faruka miało również swoje minusy, jak choćby właśnie trwonienie czasu w ten sposób: przy orkiestrze, wśród lowelasów w smokingach, tańczących rumbę z kobietami w wyzywających strojach. Jako nadworny lekarz, Ibrahim miał obowiązek towarzyszyć koronowanemu podopiecznemu niemal stale i zawsze być w gotowości na wypadek wezwania. Telefon, połączony bezpośrednio z pałacem, stał w sypialni domu przy ulicy Rajskich Dziewic. Ibrahim piastował wysoką godność przez pięć lat i poznał Faruka lepiej niż ktokolwiek inny, lepiej nawet niż królowa Farida. Król miał mieć bardzo małego penisa i bardzo dużą kolekcję pornograficzną. Tak mówiły plotki, z których jednak tylko jedna była bliska prawdy, a Ibrahim wiedział, że dwudziestopięcioletni dynasta ma przede wszystkim naturę dużego dziecka. Uwielbiał lody, dowcipy nie wychodzące ponad pułap Flipa i Flapa i komiksy „Uncle Scrooge", które sprowadzał regularnie z Ameryki. Wśród upodobań panującego było jeszcze oglądanie filmów z Katharine Hepburn i hazard. No i dziewice, jak ta siedemnastolatka o mlecznej skórze, uwieszona tego wieczoru u królewskiego ramienia. Wokół stołu z ruletką robiło się coraz tłoczniej. Każdy chciał zażyć splendoru pokazania się w monarszym kręgu: egipscy bankierzy, tureccy biznesmeni, brytyjscy oficerowie w wykrochmalonych mundurach i różnego kalibru arystokraci, którzy musieli uciekać z Europy przed Hitlerem. Groźba 24 marszu Rommla na Kair odeszła w przeszłość, miasto świętowało z zapamiętaniem. W tym hałaśliwym klubie nocnym nie było miejsca na niechęć do nikogo, nawet do Anglików, których siły okupacyjne opuszczą Egipt - jak sądzono - skoro wojna się skończyła. - Voisins! - krzyknął król, kładąc żetony na dwadzieścia sześć i trzydzieści dwa, a Ibrahim ponownie zerknął ukradkiem na zegarek. Żona mogła rodzić lada minuta, on powinien być przy niej, dodawać otuchy. Był jeszcze jeden powód niepokoju Ibrahima, którego nieco się wstydził. Niezmiernie pragnął spełnić zobowiązanie nałożone przez ojca. Tej nocy, kiedy zmarł, Ali Raszid powiedział: „To jest twoja powinność wobec mnie i naszych przodków. Jesteś moim jedynym synem, cała odpowiedzialność spoczywa na tobie. Mężczyzna, który nie powołał na świat syna - napomniał Ali - nie jest prawdziwym mężczyzną. Córki się nie liczą. Stare przysłowie mówi, że «to, co pod welonem, przynosi smutek»". Ibrahim pamiętał, jak strasznie Faruk pragnął, by królowa Farida dała mu syna: w tajemnicy pytał nawet swojego lekarza o nalewki na płodność i o afrodyzjaki. Nigdy nie zapomni tej chwili, gdy zagrzmiał salut armatni oznajmiający narodziny królewskiego dziecka: cały Kair wstrzymał oddech i liczył wystrzały. Po czterdziestej pierwszej salwie nastała cisza. Gorzkie rozczarowanie - gdyby narodził się chłopiec, strzelano by sto jeden razy. Nade wszystko jednak Ibrahim chciał być ze swoją żoną, kobietą-dziewczynką, którą nazywał swoim małym motylkiem. Królowi znowu powiodło się w ruletce, tłumek wokół niego wiwatował, a Ibrahim wpatrywał się w lampkę szampana, ale z pamięci przywoływał obraz tego dnia, kiedy po raz pierwszy zobaczył żonę. To było podczas garden party pod murami jednego z królewskich pałaców. Stała w gronie młodych, pięknych kobiet otaczających królową. Uderzyła go jej uroda i jakaś kruchość, ale zakochał się dokładnie w momencie, gdy na nosie dziewczyny usiadł motyl. Krzyknęła, a Ibra- 25 him przepychał się ku niej z solami trzeźwiącymi. Myślał, że płacze, a ona się śmiała. Powiedział sobie wtedy: pewnego dnia ten mały motylek będzie mój