Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
.." - Więc zachciało mu się Valdemaru. - Stef usiadł w odległym kącie i starannym ściegiem zszywał tunikę Vanyela. Udało się odzyskać trochę rzeczy z juków Yfandes, ale większość zaginęła, a Vanyel nie chciał po nie wracać. - Co robił, żeby go dostać? - Zabijał heroldów - bez ogródek rzekł Vanyel. - A robił to tak ostrożnie, że nikt nic nie podejrzewał. Rendan sporo wiedział, więcej, niż kiedykolwiek powiedział swym ludziom. Ale naprawdę dużo wiedział ojciec Rendana, ponieważ miał dość daru magii, aby być użytecznym dla Pana Ciemności. Vanyel wiedział znacznie więcej; jako że nie bardzo zajmowała go wówczas etyka, wydarł Rendanowi umysł w okamgnieniu. "Nie mógł nas obalić, nie mógł zabić jawnie, więc niszczył nas pojedynczo. Magowie heroldów byli dla niego najłatwiejsi do zidentyfikowania na odległość - i ich uznał za najbardziej niebezpiecznych. Miałem rację: od dawna zabijał dzieci i uczniów, pozorując wypadki. Dopadał dziecko, skoro tylko objawił się jego dar. Tak jak Tylendela..." "I mnie." - Robi to od lat i nikt go nie wykrył - ciągnął Vanyel. - Na mnie podniósł rękę, bo jestem inny, ale okazałem się silniejszy, niż się spodziewał. I ponieważ jestem ostatni, nie musiał się martwić, że inni go wykryją, a naprawdę bardzo chciał usunąć mnie z drogi. I... - I? - dopytywał się Stefen. Vanyel zamknął na chwilę oczy. - I ponieważ jest już gotów. Ściąga tutaj swe siły, aby przeprowadzić inwazję. Rendan nie wiedział kiedy, ale najprawdopodobniej wiosną. Kłamał i robił to świadomie. Wiedziała o tym także Yfandes, ale nie zapytała go, dlaczego to robi. "To te sny - te o śmierci na przełęczy. Wcale nie były alegorią, oddawały wszystko bardzo wiernie. Ale nadal nie wiem, kiedy on będzie przechodził - jeśli pojadę teraz po pomoc, mogę się spóźnić, żeby go zatrzymać. Jeśli to się rozegra na przełęczy, jeden mag będzie mógł zatrzymać i jego, i każdą ilość wojsk i pomniejszych magów. Ale jeśli uda mu się przejść na drugą stronę, do lasu, nie zatrzyma go nawet cała armia." - Więc co robimy, sprowadzamy pomoc? - spytał Stef z ulgą. Vanyel potrząsnął głową. - Nie, dopóki nie zdobędę dokładnych informacji. Będziemy wracać przez Garbatą Przełęcz, więc będę mógł zobaczyć, co tam szykuje. "Dlatego tak ze sobą walczyłem, kochanie. Wiedziałem równie dobrze jak ty, że każdy przejaw słabości z mojej strony odsłoni przed nim możliwość zniszczenia mnie. A taką słabością może być także chęć zemsty." Van poczuł dziwny spokój - cokolwiek się stanie, miał nadzieję, że będzie na to gotów. Próbował sam poradzić sobie ze swymi obawami, ale została mu tylko rezygnacja i zadanie do wypełnienia. Miał nadzieję, że to pomoże mu przejść przez wszystko, co go czekało. Trzeba powstrzymać Pana Ciemności. Gdyby w tym celu musiała zostać złożona ofiara, Vanyel chętnie oddałby siebie. Yfandes rozumiała to, bo ona także przez całe życie walczyła za Valdemar i jego lud. Ale Van nie sądził, aby zrozumiał to Stef. Toteż on nie dowie się prawdy, dopóki nie nadejdzie decydująca chwila. To nie była już ta sama chęć zemsty, która go tu przywiodła. Nienawiść do Pana Ciemności nie miała tamtej wszechogarniającej pasji, która pożerała również jego - teraz nienawidził chłodno; nienawidził tego, co zrobił mag, i tego, co chciał zrobić. Valdemar był w niebezpieczeństwie - a gdyby pozwolić temu magowi zapanować nad Valdemarem, będzie szedł dalej, na inne królestwa. Yfandes i Hyrryl zgodziły się... "Będę się cieszył czasem, który mi pozostał - i powstrzymam Pana Ciemności za wszelką cenę, A jeśli ceną będzie moja śmierć, ściągnę na niego ostateczny cios. Tego nie wytrzymałby żaden biegły". - Dobrze - zgodził się Stef rad nierad. - Jeśli tego chcesz, tak zrobimy. Van uśmiechnął się trochę smutno. - Dziękuję ci, ashke. Miałem nadzieję, że to powiesz. Stef i Vanyel szli, mając Yfandes pośrodku, obaj trzymali się popręgu jej siodła, aby móc łatwiej pokonywać najtrudniejsze przeszkody. Ścieżka, zasypana śniegiem sięgającym kolan, wiła się skalistym podgórzem pokrytym dziewiczą puszczą. Połamane konary i luźne skały dostarczały widu niespodzianek, o które można było się potknąć. Garbata Przełęcz była tak blisko jaskiń kyree, że Hyrryl i Aroon w poruszeniu czekali na informacje dotyczące planów Pana Ciemności. Przełęcz była najdalej na południe wysuniętym przyczółkiem jedynej pewnej drogi przez góry, jaką ktokolwiek znał - przynajmniej w Valdemarze. Stef spojrzał ponad grzbietem Yfandes na herolda stąpającego ciężko ze spuszczoną głową. Promienie słońca rozświetlały srebrzyste pasemka w jego włosach, układając się w aureolę. Van złapał jego wzrok i posłał mu jeden z tych szczególnych, smutnych uśmiechów, które ostatnimi czasy pojawiały się na jego twarzy za każdym razem, gdy patrzył na Stefena. Odkąd wyzdrowiał, Van zachowywał się bardzo dziwnie. Był kochający - och, tak. Wiecznie zajęty, skupiony na swym wnętrzu i trochę melancholijny, ale nieugięty w swej determinacji co do ekspedycji