Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Zasada ta dopomaga w zrozumieniu takich war- tości, które mogą być traktowane instrumentalnie, ale które nie są tylko środkami do czegoś innego niż one same. Tak np. nauka służy lepszej organizacji ludzkiego życia zbiorowego i jednostkowego, jest wielką wartością instrumentalną. Ale równocześnie może być traktowana jako wartość samoistna i samowystarczalna, jako war- tość nieinstrumentalna, przynosząca nam radość poznania. Z tego punktu widzenia nauka służyć może naszemu panowaniu nad rze- czywistością, ale może też być drogą wiodącą do celu, który jest dziś niemal zapomniany — do mądrości. Zasada czwarta — to uznanie prymatu wartości nad korzyściami. Dyskusyjna i niełatwa do uznania zasada. Ale jednak słuszna i ważna. Bo spróbujmy odpowiedzieć na pytanie, po co właściwie - żyjemy i co chcemy mieć z życia? Czyż nie jest prawdą, iż czło- wiek jest takim stworzeniem, które nie tylko chce żyć, ale takim, które chce żyć w określony sposób, uznany za wartościowy? Kul- tura jest zespołem takich wartości. Dlatego niesłusznie określa się ją niekiedy jako rzeczywistość symboliczną, ponieważ określenie takie nasuwa przypuszczenie, iż jest ona tylko swoistym znakiem realnego życia. A przecież jest ona właśnie najgłębszą i podsta- wową rzeczywistością ludzkiej egzystencji. Mylimy się sądząc, iż taką rzeczywistością jest tzw. życie realne, organizowane wedle za- sady korzyści. Naprawdę jest ono rzeczywistością wtórną w stosunku do rzeczywistości pierwotnej, będącej światem wartości. Zasada piąta to apel o poszukiwanie w wielkim dialogu różnych kultur wartości powszechnych i trwałych. Bojowym hasłem epoki jest dotychczas relatywizm. Jest naukową modą wykazywać, iż nie istnieją wartości trwałe i powszechne, przekonywać, iż wartości 16 Bogdan Suchodolski Wprowadzenie w problematykę konferencji 17 r są zawsze funkcją określonych sytuacji społecznych i indywidual- nych, że są orężem w walkach społecznych lub wyrazem intere- sów poszczególnych klas i grup, że są wytworem określonych sy- tuacji historycznych, a może także i różnych temperamentów ludz- kich. Wbrew temu relatywizmowi, sprowadzającemu wartości do elementu strategii pragmatycznej, coraz silniejsze staje się przeko- nanie, iż przyszłość świata zależy od wielkiego porozumienia się mieszkańców tego globu w podstawowych sprawach ich współżycia. Jak z wojen religijnych XVII wieku rodziły się postulaty powszech- nego pokoju i próby odnalezienia wspólnych treści religijnych, zróżnicowanych w konfesjach walczących ze sobą kościołów — po- dobnie w czasach dzisiejszych walka o pokój uniwersalny wiązać się musi z poszukiwaniem i obroną wspólnych wartości rodzaju ludzkiego, a nie z fanatyzmem lokalnym, czyniącym z różnic pole walki. Kończąc te refleksje, skierujmy naszą uwagę jeszcze na ambi- walentny stosunek do kultury, jaki cechuje zarówno szersze kręgi społeczeństwa, jak też i grupy rządzące w poszczególnych krajach świata. Z jednej strony pojawiają się głosy mówiące o kulturze z całym namaszczeniem, z drugiej głosy traktujące ją jako jedną z rozrywek mających zapełniać czas wolny. Niektórzy wzywają do wznoszenia domów kultury jako nowoczesnych kościołów humani- stycznej wzniosłości i humanistycznego nabożeństwa, inni włączają kulturę w programy masowej zabawy. Jedni widzą jej królestwo ponad przyziemnym życiem, drudzy oddają ją chętnie we władanie menadżerów rozrywkowego przemysłu. Odpowiednikiem tej ambiwalencji jest podobnie dwoisty stosunek do kultury na polu edukacyjnym. W wielu doświadczeniach dekla- ruje się uroczyście wielkość i ważność ^dukacji kulturalnej w szkol- nym i pozaszkolnym wychowaniu. W rzeczywistości w powszednich dniach poświęconych nauczaniu jwggc^sgóiily^fi^pl^gdrmotów ginie "^na^jn^iaT^ugełnie. ^JTekTedjTostaje^się tylko w programie i prak- tyce tzw. kulturalnego zachowania, będącego swoistą tresurą w dzie- dzinie towarzyskich stosunków. Niejasne są źródła tej ambiwalencji polegającej na tym, iż wy- soko cenimy kulturę i - równocześnie - lekceważąco ją traktujemy. Spróbujmy jednak sięgnąć do tych źródeł. Wskazywano wielokrotnie w dziejach filozofii, iż kultura stanowi zespół wartości i norm dyscyplinujących i zobowiązujących czło- wieka do określonego stylu życia. Polegał on na opanowywaniu naturalnych popędów i skłonności, na swoistej wewnętrznej ascezie. Wprawdzie niekiedy próbowano przekornie dowodzić, iż kulturalny sposób życia nie jest właśnie naturalną formą ludzkiej egzystencji, ale rzeczywistość zbyt często temu zaprzeczała. W różnych kon- cepcjach humanizmu — od renesansowych myślicieli aż po teorie Jamesa i Irvinga Babbitta - przedstawiano kulturę jako instancję powagi i wartości życia, jako nieustający i surowy apel o dyscyplinę, o samowyrzeczenie się, o posłuszeństwo wobec tzw. woli wyższej. Bunt przeciwko tym rygorom wydawał się często dobrym prawem człowieka. Chodziło o odwagę życia bezpośredniego i spontanicznego, o ekspresję i samourzeczywistnienie, o wolność. F. Nietzsche ukazał perspektywy takiego życia poza dobrem i złem, posłusznego jedynie woli mocy. Z. Freud w słynnej rozprawie Kultura jako źródło cier- pień ukazał ten ambiwalentny mechanizm uległości i buntu wobec kultury będącej królestwem nadjaźni, znienawidzonym przez głę- bokie, żywiołowe siły ludzkiej osobowości. Cała ta kontrowersja zyskała w naszych czasach akcenty w gwał- townych manifestach tzw. kontrkultury