Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Za to jako kierowcy — bliźniacy. W pewnej chwili na poboczu ujrzałem gigantyczne osty. Badyle wysokości człowieka. Przy naszych chwastach mazowieckich wyglądałyby jak Guliwer wśród Liliputów. Podobnego zielska jeszcze w życiu nie widziałem. „Warto byłoby zabrać jeden okaz do Warszawy. Ewa miałaby uciechę" — pomyślałem o córce, przyrodniczce z zamiłowania. Niestety, nie udało się. Zanim zdążyłem otworzyć usta, Sasza znowu dodał gazu. Wołga przemieniła się w rozszalały odrzutowiec. Mrówki niepokoju przebiegły mi po plecach. Teraz nie osty były mi w głowie. Widocznie Muchtar także miał już dość kawaleryjskich pop4sów, bo pochylił się w stronę kierowcy i rzekł: 200 — Sasza, uprzedzam, jeśli natychmiast nie opamiętasz się, od jutra będziesz musiał zamienić się z Erki-nem. Strzałka szybkościomierza opadła momentalnie. Wiedziałem doskonale, o co chodzi. Erkin — przemiły, młody Tadżyk — jeździł ciężarówką. A który z kierowców z własnej woli chciałby przesiąść się z samochodu osobowego na ciężarowy? Muchtar wyjął z torby wałówkę, czyli samarkandz-kie, jeszcze pachnące żarem domowego pieca placki, i częstując nas opowiadał: — Przez Żelazne Wrota ciągnęły nie tylko karawany kupieckie i poselskie orszaki. Również rosyjscy geografowie i przyrodnicy, udający się w ubiegłym stuleciu z wyprawami naukowymi na południe Azji Środkowej, musieli również forsować Wrota Timura. Innej drogi wówczas nie było. W sprawozdaniach dla carskiej akademii i towarzystw naukowych opisywali potem także i ów legendarny wąwóz. Iwan Muszkietów, jeden z takich wędrujących geografów, pisał, że szerokość Żelaznych Wrót nie przekracza 10 sążni, a miejscami jest jeszcze mniej. Dno — równe, pokryte miałkim rzecznym piaskiem i otoczakami — tworzy wspaniałą naturalną szosę. Pionowe ściany wąwozu wznoszą się do 500 stóp ponad dnem... Przy tak olbrzymiej wysokości zboczy i niewielkiej ^szerokości wąwóz jest raczej szczeliną. Pędziliśmy Wielkim Uzbeckim Traktem. Minęliśmy skalisty grzbiet Sarymas i oto znaleźliśmy się w dolinie wartkiej rzeczki Szurobsaj, płynącej na zachód, w kierunku kiszłaku Derbent. Zwolniliśmy. — Popatrz na mapę, Zdzisław. Widzisz, dokładnie tutaj, powyżej Derbentu a poniżej Szurobsaja zaznaczone są Żelazne Wrota — Muchtar dźgnął palcem 201 w papier. — Nie tylko przezrocza, także mapy, a nawet książki współczesne twierdzą, że Wielki Uzbecki Trakt w tym właśnie miejscu przechodzi przez Wrota Timura. I co ty na to? Rozejrzałem się wokoło. Poznałem okolice widziane na kupionym dopiero przezroczu. Jak okiem sięgnąć droga prowadziła po szerokim, płaskim dnie doliny. Zbocza otaczających ją grzbietów wznosiły się co prawda dość ostro, ale w żadnym razie stromo. Ba, pomiędzy zboczami a dnem doliny ciągnęły się jeszcze pasy przedgórza. Nigdzie ani śladu wąskiej, głębokiej szczeliny, którą opisywał Muszkietów. Ani śladu Ti-murowych Wrót. — Musimy odrobinę zawrócić — przerwał moje milczenie Muchtar. — Teraz pokażę ci prawdziwe Żelazne Wrota. — Nie rozumiem, dlaczego w takim razie wśród przezroczy umieszczono zdjęcia niewłaściwe? — burknąłem. — Dlaczego błąd tkwi na mapie turystycznej i w przewodnikach? — Dlaczego? — Muchtar rozłożył szeroko ręce. — Widocznie zdecydował o tym nie historyk, lecz ktoś o nieposkromionej fantazji albo leniwym umyśle. •Łatwiej przecież było przenieść samą nazwę niż Żelazne Wrota. A potem powtarzał tę niby-prawdę jeden autor za drugim i tak się utarło. Tymczasem Timuro-we Wrota rzeczywiście istnieją, ale zupełnie gdzie indziej. A cały ten galimatias powstał zapewne dlatego, że przez wąską szczelinę nie można było> przeprowadzić drogi dla współczesnego transportu. Samochody osobowe, ciężarowe, autobusy to przecież nie to samo, co wielbłądy i osiołki. W latach dwudziestych, kiedy unowocześniano' drogę, łukiem ominięto zbyt ciasne, niewygodne Żelazne Wrota. Ominięto' i zapomniano. Dopiero niedawno wyprawa geografów po raz wtóry 202 odkryła właściwe Timurowe Wrota. Ale, wierz mi, o tym jeszcze mało kto wie. Myślę, że do powstania błędu przyczyniła się także nazwa legendarnego wąwozu. Określenia Wrota Timura używali raczej kronikarze i geografowie. W języku Uzbeków wąwóz od dawien dawna nosił miano Busgołachona. Obecnie ludzie tutejsi zwą gO' nieco inaczej — Buchganchona. To nowa nazwa, zresztą dźwiękowo bardzo zbliżona do poprzedniej, a tłumacząca się dosłownie jako: dom uduszenia, powstała zaledwie przed pięćdziesięciu kilku laty, podczas wojny domowej. Krwawej, bezpardonowej wojny z basmaczami, miejscowymi nacjonalistami i kontrrewolucjonistami, poplecznikami bajów. Jedna z tych band długo gnieździła się w szczelinie Żelaznych Wrót