Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
— Proszę zarezerwować pani King cykl wizyt — poinstruował doktor swoje sekretarki, po czym odwrócił się do starszej pani i ujął jej dłonie. — I spróbuj nie martwić się tak bardzo, zobaczymy się w przyszłym tygodniu. — Spojrzał na Bonnie. — Może zaczekasz w moim gabinecie? — zaproponował. — Za chwilę tam będę. Bonnie wstała i bez słowa udała się do gabinetu, zajmując miejsce na jednej z sof w kolorze burgunda. Ta sama sofa i to samo miejsce co podczas poprzedniej wizyty. Czy to coś oznacza? Czy poczciwy doktorek wyciągnie z tego daleko idące wnioski? Przebiegła spojrzeniem wszystkie kąty, prześwietliła wzrokiem tkwiące w donicach rośliny oraz wnęki okienne i dopiero po chwili zorientowała się, iż podświadomie wciąż szuka węża. Poczuła się jak idiotka. Ciekawe, czy ten nawyk zostanie jej już na zawsze. Może doktor Greenspoon pomoże? — Przepraszam, że musiałaś czekać — powiedział doktor kilka minut później, zamykając za sobą drzwi i zajmując miejsce na drugiej sofie. Ubrany był bardzo schludnie, w popielatą marynarkę i błękitną koszulkę. — Jak ci się wiodło? — Dobrze — odpowiedziała automatycznie. — Widzę, że masz jakieś inne włosy. — Widzę, że doprowadził pan do mistrzostwa sztukę niedopowiedzeń. Doktor roześmiał się. — Podobają się panu? — spytała Bonnie, świadoma, że przeprowadza test, choć nie bardzo wiedziała na co. — Ważniejsze, czy podobają się tobie — odparł. — Ja pierwsza zadałam pytanie. —- Kryją w sobie potencjalne możliwości. — Jakie możliwości? Znowu śmiech, miły, swobodny, śmiech kogoś, kto dobrze się czuje we własnym towarzystwie. — Podrośnięcia i przekształcenia się w coś milszego dla oka — odpowiedział. Tym razem roześmiała się Bonnie. — Dziękuję za szczerość. — Czy był jakiś powód, dla którego obcięłaś włosy? — A powinien być? — Zwykle jest. Wzruszyła ramionami. — Sprawiały wrażenie martwych — zaczęła i natychmiast przerwała, uderzona wspomnieniem Elsy Langer. Jakie to dziwne, że staruszka umarła, zaledwie udało się odkryć jej istnienie. — Ostatnio mam nie najlepsze samopoczucie. Dlatego właśnie znowu do pana przyszłam. — Co twoim zdaniem mógłbym dla ciebie zrobić? — Nie wiem dokładnie. Ale ktoś musi coś zrobić. Dłużej już tego nie wytrzymam. — Czego dokładnie? — Mdłości, wymiotów, łamania w kościach... — Byłaś u lekarza? — Jestem u pana. — Mam na myśli lekarza internistę. — Wiem, co pan ma na myśli. — Wiem, że wiesz. Uśmiechnęła się. — Nie, nie byłam. — A to dlaczego? — Ponieważ są to klasyczne objawy psychosomatyczne. — Naprawdę? Dlaczego tak uważasz? — Panie doktorze — zaczęła — sam pan to powiedział podczas mojej ostatniej wizyty. Jestem kobietą, która cierp'-To pańskie słowa i chociaż bardzo niechętnie, muszę si? z panem zgodzić. Ostatnio w moim życiu wiele się wydarzył0' głównie przykrych rzeczy. Prawda jest taka, że po kolana siedzę w gównie, przepraszam za wyrażenie, i straciłam kontrolę nad własnym życiem. Ta grypa czy jak to nazwać, to sposób, w jaki mój organizm reaguje na stres. — Nie przeczę, że może to być prawdą — odparł doktor Greenspoon. — Nadal jednak sądzę, że powinnaś dać się przebadać. Od jak dawna masz te objawy? —- Jakieś dziesięć dni albo dłużej — odpowiedziała. — To za długo. Musisz się przebadać i wyeliminować możliwość infekcji albo poważniejszej choroby... — Aleja nie mam gorączki — zniecierpliwiła się Bonnie. — Co innego może polecić mi lekarz poza piciem dużej ilości płynów i leżeniem w łóżku? — Dlaczego nie pójdziesz i sama się nie przekonasz? — Ponieważ nie mam ani sił, ani czasu, żeby poddawać się masie niepotrzebnych badań. Zwłaszcza kiedy wiem, że wszystkie moje dolegliwości biorą się z głowy. — Skąd możesz to wiedzieć? — Ponieważ ja nigdy nie chorowałam. — To samo mówiłaś, kiedy byłaś tutaj ostatnio. Czy chorobę uważasz za objaw słabości? — Co takiego? Nie. Oczywiście, że nie. Po prostu nie mam czasu, żeby chorować. — A inni mają? — Tego nie powiedziałam. — Twoim zdaniem choroba to coś, co daje się kontrolować? — A pana zdaniem nie daje się? — Przypuszczam, że zależy to od wielu czynników — odparł Greenspoon. — Istnieją zjawiska, które w większej mierze są kwestią ducha niż ciała i z całą pewnością nie twierdzę teraz, iż wewnętrzne nastawienie nie ma wpływu na kondycję fizyczną. Jednakże nie oznacza to, że nastawienie pozytywne może uchronić kogoś przed rakiem, podobnie jak nastawienie negatywne nie doprowadzi nikogo do niechybnej śmierci. Mój teść ma osiemdziesiąt cztery lata. Odkąd pamiętam, narzeka na plecy, na szyję i artretyzm. Od dwudziestu lat przekonany jest, że umiera, że nie dożyje następnych urodzin, następnego roku, nie doczeka kolejnego lata. To najbardziej negatywnie nastawiony do życia człowiek, jakiego kiedykolwiek spotkałem, i wiesz co? Powiem ci, że on nigdy nie umrze. Będzie żył długo po tym, jak nas wszystkich, razem z naszym bezgranicznym optymizmem i radosnym usposobieniem, pokryje ziemia