They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Linki

an image

Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.

Toteż Batylda - choć w związku z tym zdarzeniem myślała o niebezpieczeństwie zagrażającym kawalerowi - przejęła się mniejszym zapewne, ale realnym niebezpieczeństwem, w jakim znalazł się był jej opiekun; uznawszy odpoczynek za panaceum na każdy wstrząs fizyczny i moralny, zaproponowała Buvatowi kieliszek słodkiego wina - poczciwiec pozwalał sobie na ten luksus przy uroczystych okazjach, teraz jednak odmówił - po czym wspomniała o łóżku, bo już od dwóch godzin powinien był spać. Strach i wzburzenie okazały się wystarczająco silne, by odebrać Buvatowi wszelką ochotę do spania; był nawet przekonany, że w ogóle tej nocy nie zmruży oka. Ale doszedł do wniosku, że jeśli on się nie położy, Batylda również będzie czuwać i zobaczy ją nazajutrz z czerwonymi oczami i pobladłą twarzą; gotów jak zwykle do poświęceń, odpowiedział więc, że sen dobrze mu zrobi; wziął świecznik, ucałował czoło dziewczęcia i ruszył do swojego pokoju, zatrzymując się wszelako kilkakrotnie na schodach przekonany, że słyszy jakiś hałas. Batylda została sama i łowiła uchem odgłos kroków Buvata; wszedł wreszcie do pokoju, skąd dobiegło ją skrzypienie drzwi zamykanych na dwa spusty. Prawie tak drżąca jak biedny kopista, podbiegła do okna i pełna niecierpliwego oczekiwania zapomniała o wszystkim, nawet o pacierzu. Stała przy oknie chyba z godzinę, całkiem straciwszy poczucie czasu. Nagle krzyknęła z radości. Przez nie zasłonięte firanką szyby dostrzegła otwierające się drzwi pokoju jej sąsiada i d'Harmentala na progu ze świecą w ręku. Wiedziona niezwykłym przeczuciem nie pomyLiła się: mężczyzna w filcowym kapeluszu i pelerynie, który ocalił Buvata, był owym nieznajomym sąsiadem, młodzieńcem w filcowym kapeluszu i pelerynie. Co więcej, ledwie wszedł, starannie i ostrożnie zamknąwszy drzwi, rzucił pelerynę na krzesło, i wtedy zobaczyła, że jest w ciemnej kurtce, a u pasa ma szpadę i dwa pistolety. Nie sposób było wątpić; zgadzało się to wszystko z opisem Buvata. Batylda tym bardziej mogła się co do tego upewnić, że nie pozbywszy się groźnego ekwipunku d'Harmental ze skrzyżowanymi ramionami, zamyślony głęboko, obszedł pokój trzykrotnie, potem wyciągnął pistolety zza pasa, sprawdził, czy są zabezpieczone, odpiął szpadę, dobył ją do połowy z pochwy, wepchnął z powrotem i położył pod poduszką. W końcu potrząsnął głową, jakby chciał odegnać gnębiące go ponure myśli, zbliżył się do okna, otworzył je i spojrzał w okno Batyldy, ta zaś, zapominając, że nie może być dostrzeżona, cofnęła się o krok i opuściła firankę, jak gdyby ciemności zalegające pokój nie wystarczały, by ukryć ją przed jego wzrokiem. Stała bez ruchu przez dziesięć minut, milcząca, z ręką na sercu, jakby pragnęła uciszyć jego bicie; po czym odsunęła delikatnie firankę, ale zasłona w oknie sąsiada była już opuszczona i Batylda widziała tylko jego przesuwający się niespokojnie cień. XXII. Konsul Duiliusz Nazajutrz po opisanych przez nas wypadkach diuk Orleański, już bez przeszkód powróciwszy do Palais-Royal i spokojnie przespawszy całą noc, pojawił się w swoim gabinecie o zwykłej porze, to znaczy około jedenastej rano. Natura obdarzyła go niefrasobliwym usposobieniem, ale zawdzięczał je nade wszystko swojej wielkiej odwadze, pogardzie dla niebezpieczeństwa i śmierci, toteż i teraz twarz miał spokojną jak zazwyczaj, albowiem tylko nuda zdolna była tę twarz zachmurzyć; wedle wszelkiego prawdopodobieństwa jednak diuk, wyspawszy się znakomicie, zapomniał o osobliwej awanturze, która omal źle się dla niego nie skończyła. Gabinet diuka odznaczał się tym, że był miejscem pracy zarówno męża stanu, jak też uczonego i artysty. A więc ogromny stół przykryty zielonym suknem, zasłany papierami, z mnóstwem kałamarzy i piór, zajmował środek komnaty; wokół stołu, na pulpitach, sztalugach i podpórkach, można było zobaczyć rozpoczętą partyturę i w połowie namalowany obraz, i retortę w trzech czwartych napełnioną. Regent bowiem z przedziwną ruchliwością umysłu przechodził w jednej chwili od najzawilszych spekulacji politycznych do najbardziej kapryśnych fantazji malarskich, od przedziwnych eksperymentów chemicznych do najzabawniejszych lub najmroczniejszych inspiracji muzycznych; gdyż niczego nie bał się bardziej niż nudy, owego wroga, z którym ustawicznie walczył i którego nigdy pokonać całkowicie nie zdołał, bo odepchnięty już to przez studia, już to przez pracę, już to przez rozrywki, wróg ów stał mu wciąż przed oczyma, jeśli można tak rzec, i był niczym chmurka na horyzoncie, co jawi się w najpogodniejsze dni i przyciąga nieubłaganie wzrok sternika