Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Liberalizm, w żadnej postaci, nie wyklucza krytycznego spojrzenia na kapitalizm, gdyż ma bardzo wyraźną wizję "dobrych" instytucji. Liberalizm stoi tak samo murem za rynkami, jak i przeciw "złym" rynkom. Jest też w pełni świadom tego, że nie każda własność prywatna jest z definicji "dobra". Podstawowym kryterium oceny jest stopień wolności gospodarowania, której to wolności nie da się nijak oderwać od swobody zawierania umów i od własności zasobów kapitału. Liberalizm, w tym szkoła ewolucyjna, zakłada, że wolność nie wyczerpuje wymogów właściwie rozumianego kapitalizmu; należy do nich też pewien system moralny. Instytucje, takie jak rynek czy własność, nie są bowiem darem natury, ale są ludzkimi wynalazkami, tworzonymi w zgodzie z obowiązującymi regułami moralnymi. Będąc produktem tych reguł, otwarte rynki oraz prywatna własność, czyli kapitalizm, są tym silniejsze, im solidniejsze są te moralne podstawy. Ponieważ żywotność kapitalizmu wyrasta z szerokiego zasięgu własności, zrozumiała jest liberalna - również moralna - negacja feudalizmu, w którym kapitał - ziemia - był w rękach niewielu. Stąd też liberalne potępienie komunizmu, w którym liczy się nie tyle własność ziemi, co raczej kontrola nad maszynami jako kapitałem. W warunkach agrarnego feudalizmu zakres własności kapitału ogranicza się do arystokracji, a w przemysłowym komunizmie do kadry partyjnej. Jednocześnie, ze względu na taką wąską bazę posiadania, w obydwu tych systemach siła robocza znajduje się w sytuacji faktycznego poddaństwa. Z racji ich szczególnej pozycji, tak feudalna arystokracja jak i komunistyczna partia, przypisują siłę roboczą do miejsca pracy i narzucają jej niekorzystne warunki wynagrodzenia. A zatem, mamy do czynienia z dwoma swego rodzaju formami poddaństwa, czy ekonomicznej zależności; jedna jest tradycyjna, a druga nowoczesna. Jeśli się przyjrzeć Europie Wschodniej po komunizmie, to rodzą się wątpliwości, czy obecna zmiana ustrojowa to nie jest przypadkiem kolejna, obok komunizmu, nowoczesna "droga do poddaństwa". Przez zamianę aparatu partii na obcych rezydentów, jako prawie wyłącznych dysponentów kapitału, nie poszerza się wąska baza własności. Nowi właściciele, z ich uprzywilejowaną pozycją ekonomiczną, dalej mogą dyktować warunki zatrudnienia i wynagrodzenia lokalnej pracy. Komunizm obiecywał wolność, ale dał poddaństwo dla ogółu rządzonych, podobnie jest z polskim postkomunizmem, tyle, że z jedną kardynalną różnicą. A to, dlatego, że teraz - po utracie tytułu własności do większości zasobów -podcięta została baza wolności tak dla rządzących jak i rządzonych. Nie chodzi, więc tylko o to, że mamy do czynienia z inną drogą do poddaństwa. W grę wchodzi, bowiem droga do większego poddaństwa, co nadaje zupełnie inny wymiar klęsce reform. W kontekście tych przemian własnościowych może nasunąć się jeszcze bardziej zatrważająca myśl, mianowicie, że w "niekompletnym kapitalizmie" nie chodzi już wcale o relacje poddaństwa między dwoma odłamami obywateli narodu polskiego. Tu wchodzą w grę relacje między Polakami, właściwie bez własnego kapitału, oraz innymi narodami, które ten kapitał w większości przejęły. Istotą przemian ustrojowych nie jest, więc wcale uwolnienie narodu, ale jego zniewolenie. Prawdziwe znaczenie tych zmian w gospodarce, w jej systemie instytucji, będzie dopiero w pełni docenione, kiedy chora gospodarka znajdzie już wyraz w chorej polityce. Z gospodarką głównie w rękach zagranicznych można oczekiwać, że polityka też przejdzie w ręce zagraniczne, gdyż nie da się oderwać polityki od gospodarki. Wtedy raczej trudny do ogarnięcia fakt pozbawienia narodu jego kapitału znajdzie już przełożenie na bardziej namacalny bieg życia politycznego. Znajdą się, bowiem partie czy platformy, które przystosują się do odmienionej rzeczywistości wiążąc swój los z obcym kapitałem. Najłatwiej to przyjdzie tzw. liberalnym ośrodkom, których działania pozwoliły obcemu kapitałowi wykluczyć z gry polski kapitał. Mając na myśli wszechobecny obcy kapitał, wystąpią na niby w obronie nieobecnego polskiego kapitału