Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Instynktownie wydłużył krok, gdyż czując ją tak blisko, z każdą chwilą robił się coraz bardziej niespokojny. - No wiesz! - obruszyła się. - Przecież to śliczne małe autko! - Którego nigdy w życiu byś nie kupiła, gdybym to j a zamiast Justina pojechał z tobą do salonu - odparł zirytowany. - Ja nie wiem, dlaczego on cię tak rozpieszcza. Naprawdę byłoby lepiej, gdyby ożenił się z tą swoją Shelby i spłodził z nią gromadkę dzieci. Tyle razy mu mówiłem, że sportowe samochody są diabelnie niebezpieczne. - I co z tego, skoro mnie się podobają tylko takie! Sama płacę raty, więc samochód jest mój - ucięła dyskusję. Z bliska zajrzał jej w oczy. - Ale jestem dzielna! - zadrwił, ale jego głos zabrzmiał miękko, a wzrok na dłużej zatrzymał się na jej ustach. Z tego wszystkiego aż zabrakło jej tchu, ale postanowiła trzymać fason. Nie chciała, by wiedział, co się z nią dzieje. - Niedługo skończę dwadzieścia jeden lat - przypomniała mu z wyrzutem. Znowu zajrzał jej głęboko w oczy, a ona poczuła się tak, jakby dostała czymś w głowę. Ogarnął ją dziwny bezwład, ręce i nogi zrobiły się ciężkie jak ołów. W dodatku mogłaby przysiąc, że Calhoun też jest nienaturalnie spięty. Przez nieskończenie długie sekundy patrzył jej w oczy, a potem jakby się otrząsnął i poszedł dalej, przyspieszając kroku. - Wiem, ile masz lat, bo ciągle mi o tym przypominasz - zauważył. - Co z tego, że jesteś prawie dorosła, skoro zachowujesz się jak smarkula i robisz takie głupstwa, jak ta dzisiejsza eskapada. - Co w tym złego, że chcę zdobyć trochę doświadczenia? - mruknęła nadąsana. - Skąd mam je mieć, skoro na nic mi nie pozwalasz? Chcesz, żebym umarła jako dziewica, czy co? - Włócz się po takich miejscach, a nie nacieszysz się długo swoją cnotą - odpalił. Nie lubił, kiedy zaczynała opowiadać takie rzeczy, tymczasem ona uparcie wałkowała ten temat od miesięcy. On zaś nie był ani o krok bliżej od rozwiązania swojego największego dylematu. Rozdrażniony, parł do przodu, wybijając butami nerwowy rytm. Abby przyglądała mu się ukradkiem. Miał na sobie ciemny wizytowy garnitur i kowbojski kapelusz, tak zwany stetson, w kolorze kremowym. Kiedy przysuwała twarz do gładko wygolonych policzków, czuła ulotny zapach wody kolońskiej, w której dominowała zmysłowa orientalna nuta. Uwielbiała ten zapach. I ten wizerunek przystojnego twardziela. Seksowny i bardzo męski. Zresztą, co tu kryć - Calhoun był dla niej skończonym ideałem. Kochała każdy skrawek jego ciała, każdą naburmuszoną minę, każdy twardy muskuł. Wolała jednak nie myśleć teraz o tym, bo przecież może się łatwo zapomnieć i zdradzić ze swoimi uczuciami. W takich niebezpiecznych chwilach najskuteczniejszą bronią jest ironia. - Kiepski mamy dzisiaj humor, nieprawdaż? - zapytała drwiąco. Lubiła grać mu na nerwach i przez ostatnie tygodnie robiła to bezustannie. Ciągle szukała okazji, by go prowokować, a potem patrzeć, jak się na nią złości. Ta zabawa powoli stawała się jej obsesją. - Jestem już dorosła. W zeszłym roku skończyłam szkołę. Mam dyplom, mam pracę. Jestem asystentką w administracji tuczarni... - Nie musisz mi o tym przypominać. W końcu z własnej kieszeni zapłaciłem za szkołę i sam ci dałem tę cholerną pracę - rzucił lakonicznie. - Ależ oczywiście! - zgodziła się, posyłając mu figlarne spojrzenie, które i tak zignorował. Bez słowa otworzył drzwi samochodu i posadził ją na skórzanym siedzeniu. Sam zajął miejsce za kierownicą i z tłumioną furią włączył silnik, by po chwili ruszyć z piskiem opon i pomknąć główną ulicą miasteczka. - Wiesz, Abby, to naprawdę nie mieści mi się w głowie! Że też nie żal ci pieniędzy na oglądanie paru beznadziejnych facetów zdejmujących z siebie ubrania - westchnął. - Zawsze to lepiej, niż żeby mieli zdejmować je ze mnie - odparła z humorem. - Chyba się ze mną zgodzisz, prawda? Gdybyś był innego zdania, nie wpadałbyś w furię za każdym razem, gdy idę na randkę z chłopakiem, który choć trochę zna się na rzeczy. Zniecierpliwiony wzruszył ramionami. Abby ma rację. Denerwował się, że jakiś mężczyzna mógłby ją wykorzystać