Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Sam Hitler w żaden dostrzegalny sposób nie przeciwstawiał się temu procesowi. Szczególne cechy stylu panowania Hitlera powodowały, że był on zwłaszcza od 1937 roku coraz bardziej osamotniony. Potęgowała to jego nieumiejętność nawiązywania kontaktów osobistych. Niekiedy w wąskim gronie rozmawialiśmy wówczas o zmianie, jaka coraz bardziej się w nim uwidaczniała. Heinrich Hofmann opublikował właśnie nowe wydanie swej książki pt. Hitler, wie ihn keiner kennt. Starego wydania nie wolno już było sprzedawać z powodu zdjęcia, które przedstawiało Hitlera w przyjaznej pozie z zamordowanym przez niego Rohmem. Nowe fotografie Hitler wybrał osobiście, pokazywały go one w życiu prywatnym, jowialnego, w niewymuszonych pozach. Można go było oglądać w krótkich skórzanych spodniach, siedzącego w łodzi, leżącego na łące, w czasie wędrówek, otoczonego rozentuzjazmowaną młodzieżą lub w pracowniach artystów. Stale widziało się go swobodnego, przyjaznego i przystępnego. Książka stała się największym sukcesem Hofmanna. Ale była nieaktualna już w momencie ukazania się. Ten Hitler bowiem, jakiego i ja widziałem jeszcze na początku lat trzydziestych, stał się nawet dla swego najbliższego otoczenia nieprzychylnym, niedostępnym despotą. W ustronnej, wysoko położonej w Alpach Bawarskich kotlinie Ostertal odkryłem mały dom myśliwski, wystarczająco duży, by rozmieścić w nim rysownice i zapewnić pomieszczenie kilku pracownikom oraz swojej rodzinie. Pracowaliśmy tam wiosną 1935 roku nad planami berlińskimi. Był to okres szczęśliwy dla pracy i rodziny. Ale pewnego dnia popełniłem decydujący błąd; opowiedziałem o tej idylli Hitlerowi. "Ależ u mnie może pan się urządzić o wiele lepiej", powiedział. "Oddaję pańskiej rodzinie do dyspozycji dom Bechsteina l. Na oszklonej werandzie będzie tam dość miejsca dla pańskiego biura". Także i z tego domu wyprowadziliśmy się w końcu maja 1937 roku do budynku, mieszczącego pracownię, który kazał zbudować Bormann na polecenie Hitlera i według moich projektów. Tak więc, obok Hitlera, Goringa i Bormanna, zostałem czwartym "obersalzberczykiem". Byłem naturalnie szczęśliwy z powodu tak widocznego wyróżnienia i przyjęcia mnie do najbliższego grona Hitlera. Jednak wkrótce musiałem stwierdzić, że nie była to właściwie korzystna zmiana. Po pobycie w samotnej wysokogórskiej kotlinie znaleźliśmy się na terenie otoczonym wysokim płotem z drutu. Dostać się tu można było tylko po przejściu kontroli przy dwóch bramach. Przypominało to wybieg dla dzikich zwierząt; ciekawi stale próbowali obserwować mieszkańców tej rezydencji górskiej. Bormann był prawdziwym panem Obersalzbergu. Przymusowo wykupywał liczące wieki zagrody chłopskie i kazał je burzyć, podobnie postępował z wieloma poświęconymi kapliczkami, chociaż sprzeciwiała się temu gmina kościelna. Likwidował także lasy państwowe, aż obszar rezydencji, zaczynający się na wysokości prawie 1900 metrów, dosięgnął doliny leżącej o 600 metrów niżej i zajął powierzchnię 7 kilometrów kwadratowych. Płot ustawiony wokół strefy wewnętrznej mierzył około trzech, a wokół zewnętrznej - około czternastu kilometrów. Bormann, zupełnie niewrażliwy na piękno dziewiczej przyrody, posiekał te wspaniałe okolice siecią szos; leśne drogi, pokryte dotychczas igliwiem świerków i poprzecinane korzeniami, zamieniły się w wyasfaltowane promenady. Koszary, budynek przeznaczony na garaże, hotel dla gości Hitlera, nowy folwark, osiedle dla stale rosnącej liczby pracowników - wszystko to powstawało tak szybko, jak w kurorcie, który nagle stał się modny. Do zboczy górskich przylegały baraki mieszkalne dla setek robotników, po szosach jeździły ciężarówki z materiałami budowlanymi, nocą oświetlone były różne place budowy, ponieważ pracowano na dwie zmiany, a od czasu do czasu przez dolinę przeciągały grzmoty detonacji. Na szczycie "prywatnej góry" Hitlera Bormann zbudował dom, umeblowany bogato w stylu kajutowym, przechodzącym w folklor