They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Linki

an image

Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.

To jego milczenie było niezwykle naturalne, a zarazem bardzo wyczuwalne. Czuło się wtedy, że Tsugumi może pozwolić sobie zachowywać się przy nim, jak jej się żywnie podoba. Zawsze potrafiła przyciągać tego typu ludzi. Może było to w jej wypadku naprawdę konieczne. Teren wokół świątyni wręcz wrzał, kolejka ciągnęła się aż do schodów. Bez przerwy słychać było dźwięk dzwonu i odgłos wrzucanych do drewnianych skrzyń monet, kolejka stopniowo posuwała się do przodu. W czasie gdy, zbliżając się krok za krokiem do ołtarza, gadaliśmy sobie o nieistotnych sprawach, różni ludzie kilkakrotnie przechodzili, przecinając kolejkę w poprzek. W takim tłoku nie miało to znaczenia. Jednak w pewnej chwili jakiś chłopak przeszedł, brutalnie przepychając się między Tsugumi a Kyóichim. Był to taki młody menel, typ punka, za nim zaś szło dwóch czy trzech podobnych 95 do niego kumpli. Z pewnością nie przechodzili w zbyt grzeczny sposób i wszyscy się zezłościliśmy. Jednak reakcja Kyóichiego nie była zwyczajna. Niespodziewanie zdjął z nóg jeden z sandałów geta i z hukiem uderzył nim w tył głowy chłopaka na przodzie. Byłam w szoku. Chłopak wrzasnął „Auć!", trzymając się za głowę, obrócił się i spojrzał na Kyóichiego. Na jego widok zrobił wielkie oczy i pospiesznie pobiegł w mrok. Jego kompani ruszyli za nim. Rozpychając ludzi, pędem zbiegali z wąskich schodów. Wokoło, gdzie wszystko od początku do końca było widoczne, zamilkły wszelkie odgłosy, trwało to zaledwie kilka sekund, póki kolesie nie zniknęli. Po chwili kolejka zwróciła się ku świątyni i ludzie znów wszczęli harmider. Tylko my stałyśmy nadal ogłupiałe. Pierwsza ocknęła się Tsugumi: - Ej, ty, no dobra, przepchnęli się między nami, ale ja nie posuwam się od razu do czegoś takiego! Obie z Yóko parsknęłyśmy na te słowa. - Nie o to chodzi - powiedział Kyóichi. Światło padało na jego profil, wyglądał ponuro, mówił śmiertelnie poważnym tonem. Po chwili jednak znów poweselał. - To ich robota - wskazał na krwiaka pod okiem. - Zaskoczyli mnie w ciemnościach... Tylko jednego zapamiętałem, więc mnie poniosło, nie mam najmniejszych wątpliwości, że to był właśnie ten koleś. - Ale czemu to zrobili? - spytałam. - Mój ojciec nie cieszy się tu popularnością. Zmuszał ludzi do sprzedaży ziemi pod teren hotelu. W sumie, co się dziwić, nagle jakiś obcy buduje sobie ogromny hotel, który przyciągnie turystów. Nie ma litości. Będziemy więc teraz pod obstrzałem. Ale i ja, i rodzice byliśmy na to przygotowani. Za jakieś dziesięć lat chyba się przyzwyczają. Na pewno. 96 - Ale przecież ty nie masz na to wpływu - zaprotestowałam. Jednak równocześnie pomyślałam, że może jednak jest w nim coś, co może wzbudzać ludzką zawiść. Mieszka sobie sam z psem u kogoś w zajeździe i obserwuje życie miasteczka, w którym będzie odtąd mieszkał, prawie od razu zdobył lokalną piękność numer jeden... a w każdym razie dziewczynę, która cieszy się taką opinią. W przyszłości prawie już gotowy ogromny hotel stanie się jego własnością. Jest na świecie typ ludzi, którzy potrafią jedynie nienawidzić takich jak on. I o to zapewne chodziło. - Będzie dobrze - odezwała się Yóko. - I nie mówię tego dlatego, że niedługo się stąd wyprowadzamy. Nasza mama bardzo cię polubiła. Nawet ostatnio mówiła do taty, że jeśli przyszłość leży w rękach takich jak ty, to będzie tu coraz lepiej. Poza tym przecież właściciele Zajazdu Nakahama, w którym się zatrzymałeś, też na pewno dowiedzieli się już, jak się nazywasz. A mimo to nadal uwielbiają i ciebie, i Gongoró. A ty pomagasz im w zajeździe. W ciągu jednego zaledwie lata zyskałeś tylu przyjaciół, nie ma się więc czym martwić. Gdy już zamieszkasz na dobre, zaraz staniesz się całkiem tutejszy. Tego typu rzeczy mówiła, nigdy nie mogąc dotrzeć od razu do sedna sprawy, była przy tym wręcz przerażająco zaangażowana, aż słuchającym zbierało się na łzy. Kyóichi powiedział tylko: „Tak, pewnie tak", a ja skinęłam głową bez słowa. Tsugumi, przez cały czas milcząc, patrzyła tylko przed siebie, ale coś w jej wyprostowanych, przewiązanych czerwonym pasem obi plecach mówiło mi, że uważnie słuchała. Wreszcie nadeszła nasza kolej. Zadzwoniliśmy dzwonem i złożyliśmy ręce w modlitwie. 97 Do wielkiego pokazu sztucznych ogni było jeszcze trochę czasu, a Tsugumi powiedziała, że chce pobawić się z Gongoró, więc poszliśmy wszyscy do zajazdu, w którym mieszkał Kyóichi. Było to niedaleko plaży, gdyby więc fajerwerki się rozpoczęły, mogliśmy szybko tam pobiec. Na widok Kyoichiego przywiązany w ogrodzie Gongoró aż skoczył z radości. Tsugumi podeszła do niego i nie przejmując się zupełnie, że dół jej yukaty wala się po ziemi, zawołała: „Och! Gongoró!" i zaczęła bawić się z psem. Widząc to, Yóko westchnęła: - Czyli Tsugumi lubi psy. - Nikt by się nie domyślił - roześmiałam się. Tsugumi odwróciła się do nas z dzikim spojrzeniem: - Bo psy nie zdradzają - warknęła. - Wiem, co masz na myśli - odezwał się Kyóichi. - Myślę o tym czasem, kiedy drapię Gongoró na przykład po brzuszku. Psiak jest mały, pewnie do śmierci będzie jadł mi z ręki, zawsze będzie ze mną. To niesamowite. Jakby to powiedzieć, jest taki niewinny, bezinteresowny. Co jak co, ale wśród ludzi tacy się nie zdarzają. - Chodzi ci o to, że nie zdradzi? - spytałam. - Można tak powiedzieć... Tak to już jest, że ludzie na swojej drodze napotykają coraz to nowsze rzeczy i pod ich wpływem stopniowo się zmieniają. Zapominają o różnych sprawach, porzucają je, jakoś tak to już jest. Może to dlatego, że tyle jest rzeczy do robienia, ale... - Więc o to chodzi - pojęłam. - Właśnie tak - powiedziała Tsugumi, nadal zabawiając Gongoró. W ogrodzie stało rzędami wiele starannie pielęgnowanych roślin w doniczkach