Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
W każdej innej pozycji mundur przeciętnego żołnierza wybrzuszał się i marszczył, jakby zrobiony był z papieru. Mundur Boaza z kocią zwinnością podążał za każdym jego ruchem. Ściegi miał gęste i drobniutkie. A najbardziej zadziwiające było to, że buty Boaza lśniły głębokim, mrocznym, czerwonawym blaskiem – blaskiem, jakiego nie zdołał nadać swoim butom żaden inny żołnierz, niezależnie od tego, jak starannie je czyścił. W odróżnieniu od pozostałych butów kompanii, buty Boaza uszyte były z autentycznej ziemskiej skóry. – Mówiłeś, żeby coś sprzedać, Wuju? – nalegał Boaz. – Księżycowa Poświata: na szmelc! Do diabła z nią – wymamrotał Wujo. Sam nie rozumiał, co by te słowa miały znaczyć. Wyrzucił je z siebie tylko dlatego, że bardzo chciały się wydostać. – Sprzedać! – powtórzył. Boaz uśmiechnął się smętnie. – Sprzedać, mówisz? – powtórzył. – W porządku. Wuju, sprzedamy. – W zdumieniu uniósł brwi. – A co mamy sprzedać, Wuju? Boaz miał zadziwiająco świetliste i świdrujące źrenice. Wujo uświadomił sobie, że w miarę, jak Boaz się w niego wpatruje, lśnienie i ostrość jego spojrzenia budzą w Wuju rosnący niepokój. Wujo odwrócił wzrok i spojrzał przypadkiem w oczy innych towarzyszy broni – oczy te patrzyły z niezachwianą tępotą. Nawet oczy sierżanta Brackmana. Wzrok Boaza nadal wwiercał się w Wuja. Wujo poczuł, że musi ponownie spojrzeć Boazowi w oczy. Ich źrenice lśniły jak diamenty. – Nie pamiętasz mnie, Wuju? – zapytał Boaz. Pytanie to wprawiło Wuja w panikę. Wiedział, że z jakiegoś powodu nie powinien pamiętać Boaza. Z ulgą stwierdził, że istotnie go sobie nie przypomina. – Boaz, Wuju – rzekł ciemnoskóry. – Nazywam się Boaz. Wujo skinął głową. – Bardzo mi miło. Jak leci? – powiedział. – Leci, można powiedzieć, nie najgorzej – odparł Boaz. Z niedowierzaniem pokręcił głową: – Ty naprawdę nic a nic nie pamiętasz, Wuju? – Nie – powiedział Wujo. Pamięć zaczęła mu trochę dokuczać, dawała do zrozumienia, że gdyby się naprawdę postarał, mógłby przypomnieć sobie coś w związku z Boazem. Wujo uciszył pamięć. – Przykro mi – oświadczył. – Absolutnie nic nie pamiętam. – Ty i ja, Wuju, my jesteśmy kumple – powiedział Boaz. – Boaz i Wujo. – Aha – powiedział Wujo. – Pamiętasz, Wuju, zasadę kumpel z kumplem? – zapytał Boaz. – Nie – odparł Wujo. – Każdy jeden żołnierz w każdej jednej drużynie – wyjaśnił Boaz – ma swojego kumpla. Kumple siedzą w jednym wykopie, trzymają się razem w ataku i osłaniają się nawzajem. Jak jeden kumpel popadnie w tarapaty w jakiejś bijatyce, drugi kumpel mu pomaga, przemyca nóż, i tak dalej. – Aha – powiedział Wujo. – Niesamowite – zdziwił się Boaz. – Czego to człowiek nie zapomni w szpitalu, a jakie rzeczy zapamięta, żeby mu robili nie wiem co. Ty i ja, Wuju, szkoliliśmy się na kumpli przez okrągły rok, a ty nic nie pamiętasz. A tu nagle bredzisz mi coś o papierosach. Co to za papierosy, Wuju? – Ja... już nie pamiętam – odparł Wujo. – Spróbuj sobie przypomnieć – nalegał Boaz. – Raz ci się udało. – Zmarszczył brwi i zrobił zeza, jakby chciał dopomóc Wujowi w koncentracji. – Uważam, że to pasjonujące, co człowiek pamięta po wyjściu ze szpitala. Spróbuj sobie przypomnieć, co się da. Boaz był trochę zniewieściały – zachowywał się jak cwany osiłek, który bierze maminsynka za frak i przemawia do niego tiu-tiu-tiu, jak do niemowlaka. Ale Boaz lubił Wuja – na swój sposób. Wujo doznał dziwnego uczucia, że on i Boaz są jedynymi prawdziwymi ludźmi w kamiennym baraku – a reszta to szklanookie roboty, i to roboty nie najlepszego gatunku. Sierżant Brackman, rzekomy dowódca, był mniej więcej równie czujny, równie odpowiedzialny, równie przywódczy, jak worek zmokłego pierza. – Powiedz mi wszystko, co pamiętasz, Wuju – kusił Boaz. – No, stary – namawiał. – Spróbuj przypomnieć sobie wszystko, co się da. Zanim Wujo zdołał przypomnieć sobie cokolwiek, ból głowy, który przedtem zmusił go do przeprowadzenia egzekucji, znów dał o sobie znać. Tym razem nie skończyło się na ostrzegawczym dźgnięciu. Pod beznamiętnym spojrzeniem Boaza ból w głowie Wuja urósł do rozmiarów dudniącego, oślepiającego kolosa. Wujo wstał, upuścił karabin, złapał się za głowę, ryknął, wrzasnął i zemdlał. Kiedy Wujo odzyskał przytomność na podłodze baraku, jego kumpel Boaz zwilżał Wujowe skronie mokrą ścierką. Towarzysze broni Wuja utworzyli krąg wokół Wuja i Boaza. Na twarzach towarzyszy broni nie było śladu zdziwienia, śladu współczucia