They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Linki

an image

Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.

Teraz, zimową porą, krzewy nie wyglądały najokazalej, Cerynise pamiętała jednak zachwycającą woń, jaką wydzielały latem. Przechodząc pod altanką, ułamała suchą gałązkę, a potem utkwiła wzrok w drzwiach frontowych. Drżącą dłonią sięgnęła do mosiężnej kołatki, nie zastukała jednak, zbierając w sobie całą odwagę, aby bez wstydu stanąć przed stryjem. Nagle dobiegł ją tętent końskich kopyt na bruku. Obejrzała się i jej oczy zrobiły się szerokie ze zdumienia, gdy zobaczyła Beau, który zatrzymał przed bramą prychającego ogiera. Zeskoczył z siodła, przywiązał cugle do słupa i podszedł do niej szybkim krokiem. Wystarczyło jedno spojrzenie, aby się zorientowała, że jest na nią wściekły. Oczy miotały lodowate błyski, mięśnie na policzkach napinały się i drgały w nie spotykanym dotychczas stopniu. - Odpowiedz na jedno pytanie! - warknął, gdy zrównał się z nią na schodach. - Czy zbyt wielkim poświęceniem z twojej strony byłoby, gdybyś na mnie zaczekała i pozwoliła się odprowadzić? Przecież wiesz, że miałem zamiar to zrobić. A może tak ci było spieszno do unieważnienia naszego małżeństwa, że nie mogłaś się doczekać, aby mnie opuścić? Beau był bardzo wzburzony, choć nie potrafił dokładnie wytłumaczyć, co jest tego przyczyną. Układ, jaki oboje zaakceptowali przed trzema miesiącami, przewidywał rozwiązanie ich małżeństwa natychmiast po przybyciu do Charlestonu. I w myśl tej umowy Cerynise miała prawo odejść własną drogą. A jednak odczuł boleśnie, że to zrobiła, miał wrażenie, że został zdradzony, niczym mąż, którego żona uciekła potajemnie z kochankiem. Wiedział, że zachowuje się nierozsądnie, ale nic nie mógł na to poradzić. Nawet jeśli ich małżeństwo było farsą, zbyt przywykł do myślenia o Cerynise jako o swojej żonie. Wbrew wszystkim dawnym niepokojom, jakie budziła w nim perspektywa trwałego związku, nie zamierzał pozwolić Cerynise, by odeszła i aby wszystko między nimi się skończyło. Musiał przedtem podjąć próbę zatrzymania jej przy sobie. - Czy celowo wyzwalasz we mnie najgorsze uczucia? Robisz to świadomie? Zdumiona tym wybuchem gniewu, wydusiła wbrew samej sobie i bez związku z jego pytaniem: - Właśnie zamierzałam zapukać do drzwi. Nie miała najmniejszego zamiaru potraktować go lekceważąco. Wręcz przeciwnie, była od tego jak najdalsza. Tymczasem podejrzliwe spojrzenie, jakim Beau zmierzył ją z ukosa, świadczyło o tym, że poważnie wątpi w jej poczytalność. - Opuściłaś statek, nie mówiąc ani słowa- rzucił oskarżającym tonem. - Z nikim się nie pożegnałaś. Mogłaś mnie uprzedzić, że nie życzysz sobie, abym cię odprowadził. - Byłeś zajęty, nie chciałam ci przeszkadzać - odparła drżącym głosem. - Uznałam ten moment za najbardziej odpowiedni do odejścia. - Cholernie odpowiedni! - prychnął. - Raczej najgorszy z możliwych! Rzuciłem wszystko w pogoni za tobą! - Przepraszam, Beau, jeśli cię rozgniewałam - bąknęła ze skruchą. - Naprawdę nie sądziłam, że to cię obchodzi. - Wiedz zatem, że obchodzi! I to bardzo! Dopiero co widziałem cię na pokładzie, a zaraz potem już cię nie było. Przeszukałem cały statek, ponieważ nie mogłem uwierzyć, że odeszłaś bez słowa. Dopiero jeden z moich ludzi powiedział, że cię widział, jak się przedzierałaś w tłumie. Powinienem był się tego domyślić. Już wcześniej dałaś dowody na to, że jesteś ekspertem od ucieczek w najmniej odpowiednich momentach. Gdybym cię nie znał, byłbym skłonny przypuszczać, że strach cię obleciał. Cerynise przybrała obronną pozę i zadarła do góry podbródek: - Nie jestem tchórzem, sir. Beau nie zamierzał podzielić tej opinii. - Uważam, że stwierdzenie to niezupełnie odpowiada faktom, droga pani. Przy każdej nadarzającej się okazji uciekasz ode mnie, czym doprowadzasz mnie do białej gorączki. Nieraz myślałem, jaką wielką przyjemność sprawiłoby mi przetrzepanie skóry na twoim zgrabnym tyłeczku. Cerynise cofnęła się o krok i mimowolnie położyła rękę na brzuchu. - Nie ośmieliłbyś się... Beau nie mógł uwierzyć, że poważnie potraktowała jego słowa... - Naprawdę sądzisz, że byłbym do tego zdolny? Jej szczupłe ramiona nieznacznie się uniosły. - Nigdy przedtem nie widziałam cię tak zagniewanego. - To zrozumiałe - powiedział z sarkazmem. - Nigdy dotychczas nie byłem tak wściekły na ciebie. - Nie widziałam potrzeby, aby odwlekać moment naszej separacji - oświadczyła stłumionym głosem. - Nie mam co do tego najmniejszej wątpliwości - odparł uszczypliwie. To proste wyjaśnienie jedynie spotęgowało jego irytację. - Obraziłaś mnie, demonstracyjnie wynosząc się bez słowa z mojego statku. Równie dobrze mogłaś mi napluć w twarz albo wymierzyć policzek. - Nie zamierzałam cię urazić swoim zachowaniem - szepnęła i spojrzała na niego błagalnym wzrokiem. - Przykro mi, jeśli sprawiłam ci przykrość. Była tak urocza, kiedy się martwiła, że nie mógł się oprzeć jej czarowi. Zbliżył się do niej o krok i mruknął cicho: - Spieszyłem się tak bardzo, że ubłagałem nawet ludzi, by mi pożyczyli wierzchowca. - Przecież wiedziałeś, dokąd pójdę - powiedziała, nieco podniesiona na duchu. Dostrzegła, że mięśnie na jego policzkach przestały się prężyć pod opaloną skórą. - Tak, i oto jestem. Zbliżył się do niej jeszcze bardziej, zasłaniając szerokimi ramionami jej pole widzenia, lecz ona, ze wzrokiem utkwionym w jego twarzy, i tak nie była skłonna patrzeć na cokolwiek innego. Stał tak blisko, że Cerynise cofnęła się odruchowo, opierając się o drzwi, ale zachwiała się i przechyliła do przodu. W jednej chwili, jak za skinieniem czarodziejskiej różdżki, znalazła się w jego ramionach. Jej oddech stał się urywany, woń jego męskiego ciała działała pobudzająco na jej kobiece zmysły