They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Linki

Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.

Wiedzieli, że to ostatni kontakt z tajemniczymi, podziemnymi głębinami i nie mniej tajemniczymi Zielonymi Widmami. Pustynia nie zgotowała im żadnych niespodzianek. Niby dżunglę też minęli bez przeszkód. Nad jeziorkiem było pusto i spokojnie. Zniknęły zdemontowane wcześniej urządzenia bazy. Pośrodku sterczał jeszcze maszt radiostacji i dwa prowizoryczne budynki. Przy molo kołysał się „Delfin”. Kopii nie było nigdzie widać. Podświetlone wody jeziorka promieniowały łagodnym blaskiem. Podjechali pod jeden z domów i zaparkowali „Golema”. Żadnego śladu życia, żadnego ruchu. Nikt nie wyszedł im na spotkanie, ale nad ekranem łączności zapalił się świetlny punkcik. Mir włączył aparat i ukazało się wnętrze sterówki „Delfina” i sylwetka Wo. – Witam ludzi. Cieszę się, że przyjęliście zaproszenie – Wo mówił spokojnie i jakby ze smutkiem. Proszę na pokład łodzi. – Witaj, Wo. – Tor Nils lekko skłonił głowę. – Zaraz tam będziemy. Rzeczywiście. Po kilkunastu minutach już płynęli. Nie wtrącali się do prowadzenia „Delfina”. Widać było, że gospodarze doskonale opanowali tę sztukę, co zresztą nie było niczym zaskakującym. Na pokładzie oprócz Wo były jeszcze cztery Kopie, sobowtóry Nora, Arna, Tora i Leny Kras. Nor pokręcił głową, ale wbrew swojej impulsywnej naturze nie odezwał się ani słowem, tylko ukradkiem obserwował swoją kopię. – Uczynili nam honor, psiakrew – ograniczył się do krótkiego mruknięcia Arrr. Usiedli na wskazanych miejscach i milcząc patrzyli na umykające do tyłu ściany skalnego tunelu. Wo prowadził batyskaf nieznaną im trasą poprzez ów górny, wąski tunel, który zresztą po kilkuset metrach rozszerzył się opadając jednocześnie ku dołowi. Wpłynęli wreszcie na obszerne wody podziemnego zbiornika. – Stare Morze – wyjaśnił z uśmiechem Wo. – Tak blisko... – zdziwił się Mir. – Przecież „Sol”... – „Sol” stoi daleko – przerwał mu Wo. – Stare Morze to największy zbiornik tego globu, nasza kolebka. Tu przed milionami lat zaczęło się życie. Opuściliśmy te strony niemal tysiąc lat temu. Cienki strop i opadające często głazy stanowiły poważne zagrożenie. Nie potrafiliśmy jeszcze wtedy sobie z tym poradzić. Teraz moglibyśmy, ale teraz jest to, jakbyście wy nazwali, rezerwat przyrody. Żyją tu zwierzęta nie spotykane już gdziekolwiek indziej. – A Zielo... Przepraszam... ludzie... nie! Istoty... no... – nie mógł wybrnąć Nor – Rozumiesz mnie zresztą. – Tak – przytaknął Wo. – Rozumiem. Żyją tu nieliczne grupki pasterskie, ale jest ich coraz mniej. Młodzież ucieka... – Jak wszędzie – mruknął niepoprawny Arn. Było tu ciemniej niż w morzach, które dotychczas poznali i światło dnia padało od stropu, ale źródłem jego był gęsty kobierzec słabo fosforyzujących roślin. Pod batyskafem rozciągał się zbity gąszcz pokrywający bez reszty dno tego olbrzymiego akwenu. Jednak i tu musiały znajdować się złoża jakichś metali bo kompas szalał. Nie przeszkadzało to w nawigacji Kopiom. Nie wiadomo w jaki sposób Wo orientował się w kierunku, ale „Delfin” pruł ciemne wody pełną szybkością. Nie włączali nawet namiaru ani nie stawiali radioboi. Nie rozmawiali też wiele. Ludzie nie spuszczali z oka groźnego choć nie pozbawionego swoistego piękna widoku. Kopie milczały zajęte czynnościami prowadzenia batyskafu. Po blisko trzygodzinnej podróży, otoczenie rozjaśniło się nagle. Jak ucięta nożem skończyła się świecąca gęstwina i „Delfin” wpłynął nad nagie, skalne dno. Tu już nie było tak pusto. Wokół dziwacznych urządzeń kręciło się mnóstwo Zielonych Widm. Z dna wyrastały potężne kolumny, których wierzchołki ginęły w warstwie wody gdzieś pod stropem. Z kilku punktów na obrzeżach tego olbrzymiego, pozbawionego szaty roślinnej koliska, bił w górę blask jakby gigantycznych lamp. Wo posadził „Delfina” w zagłębieniu tuż obok podstawy olbrzymiej kolumny i spojrzał uważnie na ludzi. – To jak? Wychodzimy? – spytał nie zwracając się specjalnie do nikogo. – Naturalnie – odparł Mir patrząc pytająco na biologa. Ten skinął głową i wstał. Nor ruszył pierwszy ku komorze skafandrów