Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Ręce Albanusa przesunęły się wzdłuż boków kryształu i oblicze Gariana zaczęło się powiększać, aż zajęło całą taflę. — Dlaczego robisz to tak często? Blondynka mówiąca te słowa leżała na satynowych poduszkach łoża Albanusa i patrzyła na niego szafirowymi, kocimi oczami. Przeciągnęła się lubieżnie. W mroku jej skóra połyskiwała niczym wysmarowana miodem kość słoniowa, a nogi tancerki, gdy wyciągnęła palce stóp, zdawały się o wiele dłuższe niż w rzeczywistości. Jędrne piersi wznosiły się kusząco, kiedy wygięła w łuk szczupłe plecy. Albanusowi zaschło w gardle. — Dlaczego nie odpowiadasz? — zapytała. W jej głosie brzmiała czysta niewinność. Suka, pomyślał. — Bo wtedy jest tak, jakby on tu był, Sulario. Jakby patrzył na swą kochankę wijącą się i jęczącą pode mną. — Więc tylko tym dla ciebie jestem? — jej głos był teraz niczym rozgrzana oliwa. — Sposobem poniżenia Gariana? — Tak — przyznał okrutnie. — Gdyby miał żonę czy córkę, one zamieniałyby się z tobą w moim łóżku. Jej oczy przesunęły się na twarz w krysztale. — On ma mało czasu na kochankę, a jeszcze mniej na żonę. Oczywiście, ty jesteś odpowiedzialny za kłopoty, które kradną mu teraz czas. Co pomyśleliby jego doradcy, gdyby wiedzieli, że podjąłeś ryzyko uwiedzenia królewskiej kochanki? — Jakie ryzyko? — rysy Albanusa stwardniały niebezpiecznie. — Narażasz mnie na ryzyko? Przesunęła poduszki tak, że jej głowa była zwrócona ku niemu, a biodra wykręcone, co podkreślało ich bujną krzywiznę. — Nie — powiedziała miękko. — Pragnę jedynie ci służyć. — Dlaczego? — zapytał. — Na początku tylko chciałem cię mieć w swoim łożu, ale ty z własnej woli zaczęłaś szpiegować w pałacu. Przychodziłaś na klęczkach do mych stóp i szeptałaś, kto co zrobił i co powiedział. Dlaczego? — Dla władzy — wydyszała. — Posiadam pewien dar. Potrafię wyczuć moc w człowieku, rozpoznać tych, którzy zdobędą władzę. Ciągnę ku nim niczym ćma do płomienia. Wyczułam w tobie tę moc, przewyższającą moc Gariana. — Wyczuwasz moc… — przysłonił oczy powiekami i mówił jakby do siebie. — Ja również czuję w sobie moc. Zawsze ją czułem, wiedziałem, że jest we mnie. Urodziłem się, by zostać królem i uczynić z Nemedii imperium. A ty jesteś pierwszą osobą, która to zrozumiała. Wkrótce lud wylegnie na ulice Belverus i zażąda, by Garian zrzekł się tronu na moją korzyść. Już niedługo. A tego dnia wyniosę cię do godności szlachetnie urodzonej, Sulario. Dostojna Sulario. — Dziękuję ci, królu. Nagle rozwiązał pas, zrzucił szlafrok i odsunął się tak, by człowiek w krysztale, gdyby mógł coś widzieć, miał widok na całe łoże. — Chodź i oddaj cześć swemu władcy! — rozkazał. Sularia uśmiechnęła się pożądliwie i przypełzła do niego. V Conan, schodząc następnego ranka do głównej izby karczmy „U Thestis”, zastanawiał się po raz kolejny, czy nie znalazł się przypadkiem w domu obłąkanych. Dwie liry, cztery cytry, trzy flety i sześć harf różnych rozmiarów czyniły taki harmider, że uszy puchły. Muzycy zajmowali wszystkie kąty przestronnego pomieszczenia i każdy grał co innego niż sąsiad. Jeden człowiek deklamował swoje wiersze do ściany, a gestykulował przy tym tak zawzięcie, jakby popisywał się przed zamożnym patronem. Tuzin młodych mężczyzn i kobiet przy olbrzymim stole zastawionym rzeźbami przekrzykując tę kocią muzykę wytykało sobie nawzajem błędy w rzemiośle. Trzej mężczyźni u stóp schodów również darli się jeden przez drugiego albo wszyscy naraz. Przedmiotem ich hałaśliwej dysputy było znalezienie odpowiedzi na pytanie, czy moralnie karygodne zachowanie jest moralne niezbędne. W każdym razie Conan sądził, że mniej więcej o to im chodzi. Wszyscy w karczmie, a nikt nie miał więcej niż dwadzieścia pięć lat, darli się na ten czy inny temat. Conan wraz z Hordem przybyli tu wieczorem. Wówczas w karczmie, o ile to była karczma, w co Conan mocno powątpiewał, gościło ledwie dwie dziesiątki osób. Większość z nich gapiła się na nich tak, jakby Ariana przyprowadziła dwa brythuńskie niedźwiedzie