Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
.. oraz samego miasteczka, opis sporządzony przed rokiem i odczytywany przezeń dziś z niejakim zdziwieniem, pejzaże bowiem nigdy nie były jego mocną stroną, nie miał wrażliwości wzrokowej i nie bardzo zapamiętywał co i jak widzi — nie martwił się tym zresztą, pamiętając pogląd krytyka R..., że opisy przyrody czy w ogóle jakiegokolwiek tła to w utworze literackim zbędna wata, wynik przestarzałej maniery i to maniery nie tyle literackiej, co duchowej. Człowiek nowoczesny pragnie doskonalszych metod intros-pekcji, nie zaś bezmyślnie cyzelatorskich obrazów tła — dzieło ludzkie winno się wyzbyć zewnętrznych, opisowych balastów, szukać natomiast ludzkiej wewnętrznej ambiwalencji, swoistości czy zgoła wielości, nowego ustawienia siebie na tle siebie, nowej geologii duszy, nowej analizy, własnego wnętrza. Tak mówił krytyk R..., Roman zaś gorąco mu przytakiwał, zwłaszcza, że działo się to w okupacyjnej Kuchni Autorów, kiedy postulat lekceważenia zewnętrznego tła przestawał być tylko wskazaniem warsztatowym, dotyczącym techniki literackiej, a stawał się sformułowaniem heroicznym choć i zarazem higienicznym: higiena izolowania się od otaczającego absurdu bezmyślnej choć precyzyjnie zorganizowanej zbrodni przez całkowite jej ignorowanie wymagała niezwykłej samoświadomości, popartej siłą woli, opanowaniem 155 — aby; nie sprzeciwiając się czynnie złu. nie przyjmować go do wiadomości, trzeba było niejednokrotnie zachowywać się po bohatersku — bohaterstwo wewnętrzne, nie gest bohaterski, to rzecz najtrudniejsza, bo dokonywana bez świadków, podczas gdy świadkowie udzielają nam mimowolnego choćby oparcia. Takim bohaterem bywał w czasach wojny i okupacji (okupacja to nieustająca wojna, toczona w dzień i w nocy z cywilami) krytyk R..., gdy wśród ulicznego popłochu, wywołanego przez ponurych psychopatów w niebieskich mundurach, stąpał zamyślony, niespiesznym kroczkiem, tuląc pod jedną pachą Etykę Spinozy czy Dramaty Hebbla a pod drugą menażkę z ochłapami wyziębłego żarcia. Raz, złudzony jego długą brodą, wówczas symbolem semityzmu, przechodzący, wysmukły oficer niemiecki rzucił mu w twarz straszliwe słowo: Jude! — Bcsche;: sic mich — odparł obojętnie filozof, a Niemiec, spojrzawszy mu ukradkiem w oczy, znikł z pola widzenia. Krytyk R... nie przywiązał najmniejszej wagi do tego incydentu, choć przecież otarł się był o śmierć, samo posądzenie o Żydostwo wystarczyło, sprawdzanie nie było konieczne, bo pomyłka nie miała tu najmniejszego znaczenia. Krytyk R... nie uznawał czynnego bohaterstwa, ale nie znał też uczucia strachu, bo poza pracą duchową wszystko inne było dlań obojętne i w ogóle mało realne. Nie uznając bohaterstwa bywał bohaterem najczystszym, bo nie potrzebującym świadków ani dowodów. Roman, choć niby jego uczeń, nie potrafił wtedy za nim podążyć, musiał poszukać samopotwierdzenia w walce — ale to już całkiem inna historia. Więc w sprawie potępienia literackich opisów przyrody czy w ogóle jakichkolwiek pejzaży był Roman całkowicie po stronie krytyka R..., toteż ze zdziwieniem odczytywał sobie obecnie ów opis mola i miasteczka C... którym miał rozpocząć książkę, nie wiadomo zresztą jaką: powieść, esej, traktat czy wyznanie. Opis ten, teraz, po roku, gdy nie było tu Bluzeczki ani niczego związanego z jej sprawą, objawił mu się nie tylko jako coś obcego i całkowicie nieudolnego, ale okazał się również zupełnie nie aktualny, po prostu nieprawdziwy. Jesienno-zimowe C... tym razem wydało mu się od samego początku zszarzałe, wytarte, bez uroku. Ulotniła się swojskość, nigdzie nie było widać starych kresowych ludzi, za to przed wielkim hotelem czy na kamiennym deptaku królowała taniocha, owi szablonowi chuligani w dżinsach i z wiejskimi gębami, którzy miast powolnej, śpiewnej mowy posługiwali się jakimś urywanym, skrótowym szczekaniem — współczesny zastępczy język polski przedostawał się do życia wszystkimi porami od różnych stron: „nowomowa" atakowała na wiecach i akademiach, umowne, importowane czy żywcem tłu- 156 maczone pretensjonalne dziwactwo płynęło z niby katedr uniwersytetów, a ci tutaj zabijający czas młodzieńcy też odczuwali potrzebę nowego języka,'jakiejś zbitki brutalnych; nie artykułowanych szczęknięć, przepojonych brudnawą pianą różnych miejskich gwar i i niby dowcipnymi stereotypami używanymi przez homunculusów z nowego dziennikarstwa, plus polskie napisy z amerykańskich filmów: prymityw. i skrót, mówcie i jak najbardziej głupio —oto hasło