Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
- Kahlan ujęła dłoń tamtej, chcąc jej dodać odwagi. - Trzeba spróbować. Cara potrzebuje pomocy. Nadine przez chwilę patrzyła na nią z przerażeniem, a potem powiedziała: - No dobrze, ale zaczekaj chwilę. Oddarła z obrębu sukni Kahlan pasmo tkaniny i najlepiej, jak zdołała, obwiązała dziewczynie zranione ramię. Kahlan skrzywiła się, gdy tamta zaciągała supeł. - No to idziemy - oznajmiła Nadine. - Ale uważaj na siebie, dopóki tego nie zaszyję i nie natrę maścią. ROZDZIAŁ 13 Nadine przerwała zdrapywanie woskowej pieczęci. - - Kto...? - - To uzdrowiciel - szepnęła Kahlan, obserwując Jak tamten zstępuje równomiernie po drabinie. - Z D’Hary. Powiedziano mi, że przybył ofiarować Richardowi swoje usługi. Wydaje mi się, że to ważna persona. Nadine zbyła to mruknięciem. - Co zrobi bez żadnych ziół i innych rzeczy? - Pochyliła się ku dziewczynie, obserwując przybysza. - Przecież nic ze sobą niema. Kahlan uciszyła ją. Przybysz odwrócił się, kamienny pył zachrzęścił pod jego butami, a ów odgłos odbił się echem w zalegającej loch ciszy. Szedł ku nim miarowymi krokami. Pochodnia była na ścianie za nim, więc Kahlan nie widziała rysów twarzy ocienionej kapturem obszernej, sięgającej podłogi opończy z surowego lnu. Przybysz był tak wysoki jak Richard, miał równie szerokie barki. - Mord-Sith - powiedział spokojnym, władczym głosem przypominającym głos Richarda. Wysunął dłoń spod opończy i dał znak. Kahlan spełniła nakaz i ułożyła Carę na plecach na kamiennej podłodze. Tamten z taką uwagą obserwował drgawki Cary, że dziewczyna nie chciała marnować czasu na przedstawianie się. - - Co się jej stało? - spytał z mroku pod kapturem głosem równie mrocznym jak głębokim. - - Kontrolowała mężczyznę, który... - - Miał dar? Była z nim zespolona? - Tak. Tak właśnie to nazwała - odparła dziewczyna. Mruknął coś, jakby się nad tym zastanawiał. - - Okazało się, że ów człowiek był opętany przez Nawiedzającego Sny... - - Kto to taki ów Nawiedzający Sny? - - Jak zrozumiałam, to osoba, która może się wedrzeć do czyjegoś umysłu, wślizgując się w szczeliny między myślami. W ten sposób zyskuje nad nimi kontrolę. Potajemnie tkwił w umyśle człowieka, z którym była zespolona. Przybysz rozważał to przez chwilę. - - Rozumiem. Mów dalej. - - Zeszłyśmy tutaj, żeby przesłuchać owego człowieka... - - Torturować go. Kahlan sapnęła z irytacją. - Nie. Powiedziałam Carze, że tylko go wypytamy, że postaramy się otrzymać odpowiedzi na nasze pytania. Ten człowiek był asasynem, którego wysłano, żeby zabił lorda Rahla. Gdyby nie odpowiedział na nasze pytania, Cara była gotowa uczynić, co trzeba, żeby owe odpowiedzi uzyskać. Wszystko po to, by chronić lorda Rahla. Ale do tego nie doszło. Przekonałyśmy się, że Nawiedzający Sny kontroluje tego człowieka, panuje nad jego darem. Nawiedzający Sny wykorzystał jego dar, by wyryć na ścianie za tobą słowa przepowiedni. Uzdrowiciel nie odwrócił się, żeby popatrzeć. - - A co stało się potem? - - Potem zamierzał uciec i zacząć zabijać ludzi. Cara próbowała go zatrzymać... - - Za pomocą zespolenia? - - Tak. Wrzasnęła takim głosem, jakiego jeszcze nigdy w życiu nie słyszałam, i upadła na podłogę, zatykając uszy. - Kahlan pochyliła głowę. - Ja i ta oto Nadine ruszyłyśmy za próbującym uciec więźniem. Na szczęście został zabity. Kiedy wróciłyśmy, Cara leżała na podłodze w konwulsjach. - - Nie powinnyście zostawiać jej samej. Mogła się zadławić swoimi wymiocinami. Kahlan zacisnęła wargi i nic nie odpowiedziała. A przybysz stał i obserwował, jak Cara się trzęsie. W końcu dziewczyna nie mogła już tego dłużej wytrzymać. - - To jedna z kobiet z osobistej obstawy lorda Rahla. Jest ważną osobą. Zamierzasz jej pomóc czy też tylko będziesz tak stać? - - Cicho - nakazał, zajęty innymi myślami. - Nim podejmie się jakiekolwiek działanie, najpierw należy poczynić obserwacje, bo inaczej może z tego wyniknąć więcej szkody niż pożytku. Kahlan spojrzała gniewnie na osłoniętą postać. W końcu mężczyzna opadł na kolana i przysiadł na piętach. Uniósł wielką dłonią rękę Cary, położył palec między rękawicą a rękawem. Drugą dłonią wskazał leżące na podłodze pojemniczki. - - Co to takiego? - - To moje - odparła Nadine i zadarła brodę. - Jestem uzdrowicielką. Nie puszczając nadgarstka Cary, przybysz chwycił drugą ręką skórzany mieszek i przyjrzał się oznakowaniu. Odłożył go, po czym wziął z kolan Nadine dwa rogi. - - Maruna - powiedział, odłożył róg na kolana kobiety i spojrzał na znaki na następnym. - Bukwica. - Również odłożył naczynie. - Nie jesteś uzdrowicielką. Jesteś zielarką - orzekł. - - Jak śmiesz... - - Podałaś jej któryś z twoich leków poza olejkiem lawendowym? - - Jak... Nie miałam czasu, żeby dać jej coś jeszcze. - - To dobrze - oznajmił. - Olejek lawendowy nic jej co prawda nie pomoże, ale przynajmniej nie zaszkodzi. - - Oczywiście, że wiem, iż nie powstrzyma konwulsji. Miał tylko złagodzić ból. Zamierzałam dać jej nalewkę z passiflory. - - Naprawdę? W takim razie całe szczęście, że się w porę zjawiłem. Nadine skrzyżowała ręce na piersiach. - A to niby dlaczego? - Bo nalewka z passiflory najprawdopodobniej by ją zabiła. Nadine wsparła się pięściami pod boki i spojrzała nań z wściekłością. - - Passiflora to mocny środek uspokajający. Prawdopodobnie powstrzymałaby jej konwulsje. Gdybyś się nie wtrącił, już bym ją wyleczyła. - - Czyżby? A zbadałaś jej tętno? - - Nie. - Nadine zamilkła na chwilę. - Bo co? Co by to zmieniło? - - Puls ma słaby, nieregularny, bardzo powolny