Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
- Powiększa się albo robi malutki jak łepek od szpilki - stwierdził oficer. - A potem skacze po ekranie. Ching ponownie spojrzał przez okno. Zbliżali się do „Oregona”. - Zakłócają nas. - Wykryłbym to - odparł oficer. - W takim razie, co to takiego? - spytał Ching. Oficer zastanawiał się przez chwilę. - Czytałem artykuł w czasopiśmie naukowym o doświadczalnym systemie skonstruowanym przez amerykańskiego inżyniera. Zamiast powodować znikanie obiektów, tak jak przy systemie stealth, czy też używać dodatkowych sygnałów, jak w większości urządzeń zakłócających, ta aparatura dysponuje komputerem, który odbiera wszystkie odbicia od naszego kadłuba i następnie modyfikuje ich kształty i moc. - Czyli pozwala im na życzenie pojawiać się lub znikać? - powiedział z niedowierzaniem Ching. - Na to wygląda, dowódco - przytaknął specjalista od elektroniki. - No cóż - stwierdził w końcu Ching. - To przecież niemożliwe, aby ta stara zardzewiała łajba miała coś takiego na pokładzie. - Miejmy taką nadzieję - odparł elektronik. - A to niby dlaczego? - Ponieważ w artykule stwierdzono, że zmieniając rozmiary obiektu, mogą również zwiększyć skuteczność namierzania. - Co to znaczy? - zapytał Ching. - Że jeśli fregata lub korweta za nami odpalą coś innego niż pocisk z kaemu, a ci tutaj mają taki system, będą mogli przekierować ich ogień na nas. - Posłużyć się naszymi pociskami do zatopienia naszego okrętu? - Dokładnie tak. - Taranowanie i zagłuszanie! - krzyknął Eric Stone. Lincoln znajdował się z drugiej strony pomieszczenia przy głównym stanowisku kierowania ogniem. Przeprowadzał krótką kontrolę diagnostyczną baterii pocisków rakietowych. Wpatrywał się uważnie w wykresy słupkowe wypełniające ekran komputera. - Panie prezesie, mogę zaczynać! - zawołał po chwili do Cabrillo. Ten odwrócił się do Hanleya. - Według mnie sprawa wygląda następująco. Celem operacji było odzyskanie Złotego Buddy. Mamy go, ale w dalszym ciągu znajduje się na chińskich wodach terytorialnych. Przede wszystkim musimy bezpiecznie sprowadzić nasze zespoły oraz posąg na „Oregona” i uciec. - Z przykrością to mówię, Juan - oznajmił Hanley - ale wolałbym, żeby pogoda się nie poprawiała. - Próżne pragnienie, ale zgadzam się - rzekł Cabrillo. - Nie wiemy, co wysyła marynarka wojenna - zwrócił uwagę Hanley - ale spokojnie możemy założyć, że nie będą to jednostki nawodne - nasze czujniki w promieniu stu mil nie wykrywają żadnych innych okrętów. - Wysyłali pociski samosterujące z Zatoki Perskiej na centrum Bagdadu - przypomniał Cabrillo. - Należy więc przyjąć, że będzie to wsparcie lotnicze lub za pomocą pocisków rakietowych. - Korweta wyposażona jest w rakiety i parę dalekonośnych armat z pociskami burzącymi, a na fregacie powinni mieć trochę chińskich rakiet samosterujących. - Są coś warte? - zapytał Cabrillo. - Nie tak celne jak nasze - przyznał Hanley. - Ale mogą zatopić statek. - Wodolot? - Tylko pokładowe kaemy. - A zodiaki są ścigane przez portowe łodzie patrolowe? - Tak jest - potwierdził Hanley. - Dwie czternastometrowe aluminiowe motorówki z silnikami Diesla. Każda ma na dziobie pojedynczy karabin maszynowy. - Radia? - Nic specjalnego - wyjaśnił Hanley. - Tak więc jeżeli nawet wyeliminujemy łodzie patrolowe - orzekł Cabrillo - zodiaki w dalszym ciągu będą musiały wyminąć trzy jednostki za naszą rufą. - Obawiam się, że tak. Cabrillo zaczął szkicować coś flamastrem w żółtym notatniku. Kiedy skończył, podał go Hanley owi. - Czy według ciebie ma to jakiś sens? - Tak. - A więc wszystko w porządku - oznajmił energicznie Cabrillo. - Ster w prawo na burtę. Wracamy w stronę lądu. 33 Adams przesunął drążek sterowy w lewo i pochylił R-44 w zakręcie. Przed chwilą minął z lewej burty chińską korwetę i przez mgłę dostrzegł niewyraźny zarys okrętu. Zastanawiał się, czemu go nie ostrzelano - z całą pewnością Chińczycy wykryli śmigłowiec lecący w stronę lądu. Fregata zbliżała się szybko i Adams miał zamiar ominąć ją z daleka. Utrzymywał robinsona na wysokości od półtora do trzech metrów nad grzbietami fal - wątpił, aby właśnie to ochroniło go przed wykryciem. Żeby schować się przed radarem, musiałby zejść jeszcze niżej - na pół metra, najwyżej metr. Jednak z wrażliwymi na wodę morską zasobnikami z uzbrojeniem umocowanymi do płóz wolał nie ryzykować. Jeżeli chciał pomóc członkom zespołu, musiał narazić się na ogień z chińskich okrętów