They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.

Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.

Za chatą zaczynało się bagno, które ciągnęło się pod drzewami, przyduszone wybujałą roślinnością. Cienka nitka dymu sączyła się z glinianego komina. Poszedł za Bucknerem do niskiego wejścia, szeryf pchnął obite skórą drzwi i wszedł do środka. Griswell zamrugał w mroku wnętrza. Jedno małe okienko nie wpuszczało zbyt wiele światła. Stary murzyn siedział przy palenisku wpatrując się w garnek z gulaszem stojący na ogniu. Podniósł wzrok, gdy weszli, ale nie wstał. Wydawał się nieprawdopodobnie stary. Jego twarz była pomarszczona, a ciemne, żywe oczy zasnuwały się czasem mgiełką, tak, jakby jego myśli gdzieś błądziły. Buckner wskazał Griswellowi, żeby usiadł na krześle, a sam spoczął na prostej ławie koło paleniska, naprzeciwko starego. — Jakubie — powiedział bez ogródek — przyszedł czas, żebyś zaczął mówić. Wiem, że znasz sekret dworu Blassenvillów. Nigdy cię o to nie pytałem, bo to nie była moja sprawa. Ale ostatniej nocy został tam zamordowany człowiek, a ten facet może zostać za to powieszony, o ile nie powiesz mi co nawiedza stary dom Blassenvillów. Oczy starego zabłysły, potem zasnuły się mgłą, jakby wiekowe chmury przesłoniły jego umysł. — Blassenvillowie — mruknął, a jego głos był miękki i aksamitny, jego mowa była głęboka jak mrok sosnowego lasu. — To byli dumni ludzie, panie — dumni i okrutni. Niektórzy zginęli na wojnie, niektórzy w pojedynkach — mężczyźni, panie. Niektórzy umarli w dworze, starym dworze… Jego głos odpłynął w niewyraźne mamrotanie. — Co z tym dworem? — spytał cierpliwie Buckner. — Panienka Celia była najbardziej dumna z nich wszystkich — wymamrotał stary. — Najbardziej dumna i okrutna. Czarni ludzie jej nienawidzili; najbardziej Joan. Joan miała w sobie białą krew i też była dumna. Panienka Celia biła ją, jak niewolnicę. — Jaka jest tajemnica dworu Blassenvillów? — upierał się Buckner. Mgła zniknęła z oczu starego, które były teraz mroczne jak studnie. — Jaka tajemnica, panie? Nic nie rozumiem. — Rozumiesz. Ten dom stoi tu od lat ze swą tajemnicą. Znasz klucz do tej zagadki. — Panie, życie jest słodkie, nawet dla starego murzyna. — Twierdzisz, że ktoś mógłby cię zabić, gdybyś mi powiedział? Ale stary znowu mamrotał z zamglonymi oczami. — Nie ktoś. Nie człowiek. Czarni bogowie bagien. Mój sekret jest nietknięty, jest strzeżony przez Wielkiego Węża, boga nad bogami. Wyśle małego brata, żeby mnie pocałował swymi lodowatymi ustami, małego brata z białym półksiężycem na czole. Zaprzedałem duszę Wielkiemu Wężowi, gdy uczynił mnie twórcą zuvembie… Buckner zesztywniał. — Kiedyś słyszałem to słowo — powiedział powoli — z ust umierającego murzyna. Byłem wtedy dzieckiem. Co to znaczy? Strach wypełnił oczy Jakuba. — Co ja powiedziałem? Nie, nie! Nic nie mówiłem. — Zurembie — podpowiedział Buckner. — Zuvembie — mechanicznie powtórzył stary z pustym wzrokiem. — Zuvembie był kiedyś kobietą, na Wybrzeżu Niewolników słyszeli o tym. Bębny dudniące nocą na wzgórzach Haiti opowiadają o nich. Twórcy zuvembie są poważani przez ludzi z Damballah. Powiedzenie o tym białemu człowiekowi oznacza śmierć, to jedna z zakazanych tajemnic Wielkiego Węża. — Opowiedz o zuvembie — powiedział cicho Buckner. — Nie wolno mi o tym mówić — wymamrotał stary, a Griswell zdał sobie sprawę, że ten myśli głośno, że zbyt się zestarzał, żeby zauważać, że mówi na głos. — Żaden biały nie może wiedzieć, że tańczyłem na Czarnej Ceremonii voodoo, że zostałem twórcą zombie i zuvembie. Wielki Wąż karze gadatliwość śmiercią. — Zuvembie to kobieta? — spytał Buckner. — Był kobietą — mruknął stary murzyn. — Ona wiedziała, że jestem twórcą zwembie, przyszła do mojej chaty i poprosiła o straszny napój, napój z kości węża, krwi nietoperza wampira, rosy ze skrzydeł nocnego włóczęgi i innych nienazwanych składników. Tańczyła na Czarnej Ceremonii, już dojrzała, żeby stać się zuvembie, potrzebowała tylko Czarnego Napoju, była piękna, nie mogłem jej odmówić. — Komu? — dopytywał się spięty Buckner, ale głowa starego opadła mu na piersi i nie odpowiedział. Wydawało się, że zasnął na siedząco. Buckner potrząsnął nim. — Dałeś jej napój, żeby stała się zuvembie, co to jest zuvembie? Stary drgnął i wymamrotał sennie: — Zuvembie nie jest już człowiekiem. Nie poznaje ani rodziny, ani przyjaciół. To jedna z istot Czarnego Świata. Rozkazuje naturalnym demonom, sowom, nietoperzom, wężom i wilkołakom, i może tak zebrać ciemność, żeby przyćmić trochę światła. Można to zabić stalą lub ołowiem, ale jak się to zrobi czymś innym, to będzie żyć wiecznie. To nie je ludzkiego pożywienia. Mieszka, jak nietoperz w jaskini, albo starym domu. Czas nic nie znaczy dla zuvembie; godzina, dzień, rok, wszystko jedno. Nie może ani mówić, ani myśleć jak człowiek, ale może zahipnotyzować żywą istotę dźwiękiem swego głosu, a gdy zabije człowieka, ma kontrolę nad jego martwym ciałem dopóki nie stanie się zimne. Dopóki płynie krew, trup jest niewolnikiem zuvembie. To lubi zabijać ludzi. — Dlaczego ktoś miałby się stać zuvembie? — spytał cicho Buckner