Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Całe dnie zajęło odszukiwanie zwierząt, które uciekły przed przerażającą burzą. Niektóre sztuki poranione lub z połama- nymi nogami trzeba było dobijać. Na Lądowisku wywieszono sztormową flagę. Tam straty były sto- sunkowo małe, ponieważ w jakiejś mierze chroniły go sylwety trzech wygasłych wulkanów, a wiatr wiał od strony morza. W zatokę Mo- nako uderzyła wysoka fala i porwała tratwę, z której porozumiewa- no się z delfinami, lecz dzwon ocalał i dźwięczał przez długie godzi- ny w czasie trwania nawałnicy. Strażnicę Wschodnią nawiedziły fale deszczu chłostane szalejącymi wichrami, nie było to jednak tak nisz- czące, jak na terenach nadbrzeżnych. W momencie, gdy stało się to tylko możliwe, Readis odbył w desz- czu podróż do zatoki, żeby zapytać Altę i Dara, czy coś nie stało się jego rodzinie w Siedlisku Rajskiej Rzeki. Kami uparła się, żeby pójść z nim do zatoki, gdyż z Siedliska Cove nadeszła groźna wiadomość o zalaniu domu mistrza Robintona i zniszczeniu wielu cennych zbio- rów harfiarza. Ogromnie się lękała, że Rajska Rzeka mogła ucier- pieć w podobny sposób. Musieli długo czekać, zanim delfiny odpo- wiedziały na sygnał wezwania. Doszło do tego, że na zmianę szarpali liną dzwonu. Kiedy wreszcie pojawiła się Alta, powiedziała im, że kilkoro człon- ków stada pozostało na służbie, czuwając, gdyby jakiś statek zaryzyko- wał żeglugę w czasie burzy, ale reszta popłynęła na północne, na spo- kojniejsze wody. Zgodziła się na przesłanie wiadomości do stada Połu- dniowej Rzeki. Tak więc Readis i Kami musieli czekać do zapadnięcia prawie całkowitych ciemności, zanim przyszła odpowiedź. Sztorm był zły, zły, zły, ale ludziom się nic nie stało, są mokrzy i zmęczeni. - Delfiny poranione. Pójść pomagać? - Jak ciężko ranne? Alta zanurzyła głowę w wodzie i po chwili znowu wysunęła jąna powierzchnię. - Nie wiem. Ty iść? Jeszcze bardziej zmartwiony tą niespodziewaną wiadomością, Re- adis podziękował Alcie, przepraszając, że nie może poczęstować jej rybą. - Och, w głębinie jest dużo ryb - powiedziała mu, a następnie odpłynęła. - Który delfin został ranny? Jak ciężko? - Readisa nękały pyta- nia, kiedy wyruszyli już z Kami w długą drogę powrotną. - Czemu Alta nie wyjaśniła tego dokładniej? Do licha! To potrwa całe wieki, zanim wszystkiego się dowiemy. - Readisie, jestem pewna, że mistrz Alemi już im pomaga - po- cieszała go Kami. Oboje byli zaskoczeni i Readis zawołał z ulgą, gdy usłyszeli nad sobą trąbienie smoka. Jego głos prawie zupełnie utonął w szumie ciągle jeszcze silnego posztormowego wiatru. To leciał T'lion na Ga- darecie. - T'lionie, czy mógłbyś nas zawieść do Rajskiej Rzeki? - popro- sił Readis, gdy smok z jeźdźcem wylądował obok nich. - Tam jakieś delfiny są ranne, lecz Alta nie mogła nam wytłumaczyć, jak ciężko. T'lion nawet nie zsiadł ze smoka, tylko nachylił się, żeby pomóc im wgramolić się na jego szyję. - To zła wiadomość. - Jeździec wyglądał na bardzo zmartwionego, a Gadareth odwrócił głowę, żeby pokazać pomarańczową barwę troski w swoich oczach. - Właśnie byłem na Lądowisku, i tam mi powiedzieli o waszej wyprawie. Słuchajcie, muszę się zgłosić w Dworze Cove. Zo- stał poważnie zalany. Najpierw jednak, z całą pewnością, odwiozę was do domu. Teraz na szczęście wiatr tak ucichł, że smoki mogą zaryzyko- wać loty. Gaddie nie mógł oderwać się od ziemi dostatecznie wysoko, by dostać się w przestrzeń pomiędzy. Ten sztorm był niesamowity. Gdy tylko Gadareth poderwał się z drogi, w całą trójkę uderzył wiatr... Readis przycisnął się do Tliona, który miał zapięte pasy bezpieczeństwa, a Kami tak mocno przytuliła się do chłopca, że aż zabolały go żebra. Zwykle podróż na smoku bywała bardzo łagodna, jednak tego ranka nawet Gadareth wpadał chwilami w turbulencje, zanim osiągnął przelotowy pułap. W Rajskiej Rzece wiatr nie był wiele słabszy i kiedy Gadareth obniżył lot, mogli dostrzec ogrom zniszczeń w Siedlisku. Całe rzędy drzew zostały powalone, rośliny szerokolistne poszarpane, brzegi rzeki zalane błotem, a dachy znajdowały się we wszystkich miejscach z wyjątkiem tych, gdzie być powinny. Readis boleśnie jęknął. Wszę- dzie kręcili się ludzie zajęci usuwaniem zniszczeń. Readis ścisnął Tliona za ramię i krzyknął mu do ucha: - Zawieź nas do przystani. Delfiny bardziej będą potrzebowały mojej pomocy. - Och, Readisie, przecież muszę dostać się do domu. Tylko spoj- rzyj ! - Kami zalała się łzami na widok ich niegdyś tak schludnego domu. Dach nad gankiem był powyginany, błoto i morskie wodoro- sty pokrywały cały budynek, a komin leżał w gruzach. Połamane sto- jaki na sieci walały się po ziemi, mogli też dojrzeć sieci zwisające w strzępach z wysokich konarów drzew. - Przede wszystkim delfiny. Stamtąd nie będziesz miała daleko do domu. Readis niepokoił się również o statki rybackie. Właściwie był pe- wien, że Alemi przy pierwszej możliwej okazji pobiegł zobaczyć, co się z nimi dzieje, i wtedy prawdopodobnie opatrzył też delfiny. Gdy- by tak było, chłopiec mógłby wrócić do domu i tam pomagać. Matka nawet nie domyśliłaby się, że najpierw odwiedził delfiny. Gadareth miał spore kłopoty ze znalezieniem wolnego miejsca do wylądowania. Molo w dużej części zostało zburzone, a tratwa i dzwon znikły. Z krwawiącym sercem Readis przyglądał się dwóm małym statkom wyrzuconym na brzeg. Leżały na burtach ze zdru- zgotanymi masztami, porwanym olinowaniem i dziurami w kadłu- bach. „Pomyślny Wiatr" był w niewiele lepszym stanie, ale chło- pak dostrzegł ludzi pracujących na jego pokładzie, którzy usuwali porwane płótna i strzaskany maszt główny. Drugi maszt pozostał na miejscu, jednak bez olinowania. Szkuner robił wrażenie tkwią- cego głęboko w wodzie. Czyżby powstały przecieki w kadłubie, a może nabrał tylko tak dużo wody? W zasięgu wzroku nie było widać płetw grzbietowych i to jeszcze bardziej zmartwiło Readisa. Ile delfinów odniosło rany? Jak będzie mógł je wezwać, gdy zniknął gdzieś dzwon? Kiedy Gadareth energicznie lądował na plaży, dla zrobienia sobie miejsca spychając na boki połamane pnie drzew, Tlion obrócił się w stronę Readisa. - Nie ma dzwonu