They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Linki

an image

Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.

Zginął na miejscu. Może był pierwszą ofiarą Powstania. O jego śmierci dowiedziałem się dopiero po dziesięciu dniach. W zakrytej ciężarówce, którą prowadził „Kolumb", nasz żoliborski oddział Kedywu dotarł do punktu wypadowego na szkolnym boisku w pobliżu składów przy ulicy Stawki. Tam połączyliśmy się z oddziałami warszawskiego Kedywu z Mokotowa i Woli. Operację tę upamiętniono, umieszczając na murze szkoły tablicę pamiątkową z brązu; tuż obok powstał pomnik na Umschlagplatz. Szkołę zajęliśmy o 15.30. „Kolumb" i ja poszliśmy przestawić ciężarówkę w bezpieczniejsze miejsce. Przeszliśmy jakieś dziesięć metrów, kiedy dokładnie w miejscu, z którego przed chwilą wyruszyliśmy, wybuchł pocisk artyleryjski. Ten nasz pierwszy pocisk szczęśliwie nas ominął. Atak na niemieckie magazyny przebiegł zgodnie z planem. Dokładnie o piątej po południu przeskoczyliśmy przez parkan na tyłach rozległego terenu - liczącego co najmniej hektar - zajmowanego przez magazyny. Głównego budynku pilnował niewielki oddział SS. Zastrzeliliśmy kilku żołnierzy i bardzo szybko zdobyliśmy składy. Zastrzeliliśmy także dwóch Szwabów, którzy próbowali uciec do ruin getta po drugiej stronie magazynów. Nagle, już w środku składów, ruszyła w naszą stronę grupa około pięćdziesięciu mężczyzn. 338 Mieli na sobie obozowe pasiaki. Zaczęli coś do nas wołać, ale nie rozumieliśmy ani słowa. Byli to greccy Żydzi z Salonik, których przeznaczono do pracy w magazynach. Z trudem wytłumaczyliśmy im, co się dzieje i że są teraz wolni. Ten akt wyzwolenia cudzoziemskich jeńców także upamiętniono na tablicy pamiątkowej z brązu. Młody oficer SS, który przeżył nasze pierwsze uderzenie, zbudował w korytarzu na pierwszym piętrze barykadę ze skrzyń do pakowania towarów. Musiał zgromadzić mnóstwo amunicji, bo niemal bez przerwy ostrzeliwał główne wejście. „Kolumb" został ranny w rękę. Ale tuż obok placówki tego oficera zauważyliśmy inne drzwi i postanowiliśmy je wysadzić w powietrze. Antek zrobił to za pomocą granatu. W pełnym nienawiści bojowym zapale nie ukrył się na czas i kilka odłamków wylądowało w jego nogach. Był po „Kolumbie" naszym drugim rannym. Jak się dowiedziałem po wojnie, mieszkańcy Starego Miasta zdołali później wydostać z magazynów tony zapasów - mąkę, cukier, przetwory zbożowe itd. Nosili na plecach worki i skrzynie. Te zapasy pozwoliły im przetrwać następne trzy tygodnie zaciętych walk, kiedy Stare Miasto było całkowicie odcięte od świata. Noc spędziliśmy w składach. Znaleźliśmy ogromny zapas panterek przeznaczonych dla niemieckich spadochroniarzy i oczywiście zaraz je włożyliśmy. Ponieważ większość z nas przystąpiła do Powstania w cywilnych ubraniach, dopiero teraz zaczęliśmy wyglądać jak jednostka wojskowa. Miałem na sobie parę eleganckich oficerek i górę od munduru polskiego żołnierza, którą dostałem od matki Janusza. Zdobyczną panterkę włożyłem na wierzch. Byłem bardzo dumny ze swojego munduru?. Stanisław Likiernik Niemiecki urzędnik, osadzony po wojnie w warszawskim więzieniu, opisuje chaos, jaki tego dnia zapanował w jego biurze - W urzędzie Befelshabera der Sicherheitspolizei und des SD w Krakowie istniał (od początku ustanowienia GG) tajny zespół akt dotyczących przewidywanego powstania Polaków. Włączono do nich cenniejsze opracowania naszych fachowców, ich założenia badawcze i wyniki studiów, prognozy, oceny, opinie, meldunki agentów, notatki, uwagi itp. Dla tych papierów miałem specjalną, niewielką kasę pancerną i opiekowałem się nimi jako archiwista. Co miesiąc musiałem każdy dokument przeglądać, sprawdzać, „odkurzać" - jak mówiliśmy. Było z tym dużo nudnej roboty. Od czasu do czasu ktoś z ważnych fiszów żądał, abym sofort dostarczył taki a taki materiał „powstańczy". Pracowaliśmy, zatrudnialiśmy setki ludzi, którzy zapisali tysiące stron na ten temat (niektóre części meldunków były szyfrowane) - i co z tego wyszło? Szajs, panie Moczarski, szajs! - Dlaczego szajs? - pytam. - Dlatego, że jak wybuchło Powstanie Warszawskie, to okazało się, że Polacy nas zaskoczyli. Całe biuro Bierkampa latało jak oszalałe