They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Linki

an image

Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.

GEKONY Listopad 1965 roku. Dymy z pobliskiej rafinerii sprawiały, że w gabinecie zastępcy dyrektora szkoły średniej w Chula Mesa cuchnęło palonym asfaltem. — Jud — odezwał się pan Norris do siedzącego na wprost niego młodzieńca. — Przez pierwsze dwa lata rzadko pojawiałeś się w szkole. W ostatnim roku podciągnąłeś swą średnią do trzy koma cztery i wprawiłeś w zachwyt trenera drużyny. Według niego już od dawna uprawiasz biegi. — Mam dwa i pół kilometra do szkoły, przez wzgórza i fermę indyków. Złapaliby mnie, gdybym nie biegał dostatecznie szybko. Norris, nauczyciel chemii i zastępca dyrektora, nie chciał w ogóle słyszeć o tym, że ów dobrze zbudowany dryblas mógłby zostać skopany, pobity i okradziony przez jakąś bandę. Nie mógłby zresztą nic poradzić; to był naturalny etap stawania się mężczyzną. Poza tym znał o wiele mniej sprzyjające temu procesowi środowiska niż to miasteczko w południowej Kalifornii. Zabrzmiał dzwonek. Z łoskotem otwierały się drzwi klas. Korytarz zwykłej amerykańskiej szkoły publicznej wypełnił się okrzykami nastolatków. „Oczy Juda przypominają płomień palnika Bunsena" — pomyślał Norris. — Czy kiedykolwiek zastanawiałeś się nad tym, co chciałbyś robić w życiu? — zapytał. — Chcę zostać szpiegiem — odparł Jud. Nauczyciel szybko zamrugał oczami i wybuchnął gromkim śmiechem. „Przestań się śmiać! — krzyknął w myślach Jud. — Powiem, że to 109 był żart. Powiem to, co chcesz usłyszeć. Porozmawiamy o długiej kolejce chętnych do Northrop czy jakiejkolwiek innej uczelni. Albo powiem, że czekam na przeniesienie. Tylko proszę, proszę, przestań śmiać się ze mnie!" Z korytarza doleciał piskliwy chichot jakiejś dziewczyny. Chóralny śmiech setek bezpostaciowych głosów sparaliżował Juda. Siedział odrętwiały na drewnianym krzesełku. Język stanął mu w gardle. Kwas z żołądka podjechał aż do przełyku. Śmiech przybierał na sile. Siedzący za biurkiem Norris oparł czoło na dłoni; poczerwieniał na twarzy. Po policzkach płynęły mu łzy. Drugą ręką sięgnął do szuflady. Jego łysina błyszczała. Łzy oraz kropelki potu przyjęły barwę krwi i zaczęły ściekać strumieniami. Ciało spłynęło z twarzy, a oczy przemieniły się w czarne jamy. Naga czaszka kiwała w stronę Juda. Szkielet w białej koszuli i krawacie wyciągnął z szuflady rewolwer. Jud miał przed sobą ciemny otwór lufy — mroczny wylot zdawał się powiększać wraz z każdym uderzeniem serca. Kościsty kciuk odciągnął kurek broni. Bezbronny Jud przyglądał się, jak pozbawiony ciała paluch naciska powoli spust... Och! Dyszał ciężko. Oczy miał szeroko otwarte, ale nic nie widział. Ciemny pokój. Łóżko. Obudził się. Wyrwał ze snu i leżał na wąskim tapczanie, w mokrej od potu pościeli; kleił się cały, serce tłukło w piersi, a dłonie kurczowo ściskały brzegi wytartego materaca. Ryk klaksonu przejeżdżającej autostradą ciężarówki niemal wstrząsnął przyczepą, w której mieszkał Jud. Świecące wskazówki budzika na szafce przy tapczanie pokazywały czwartą trzydzieści pięć. „Pięć godzin — pomyślał. — Przespałem niecałe pięć godzin". Włączył lampkę i zasłuchał się w głośne cykanie budzika i szelest wiatru, ciskającego w ściany przyczepy ziarnami piasku. Jeden z poprzednich lokatorów powiesił na ścianie naprzeciwko łóżka lustro. Jud wstał i popatrzył na swe odbicie. Miał na sobie zielone, wiązane na sznurek kalesony, które dostał od Carmen, oraz podkoszulek z wystrzępionymi rękawami, w którym uciekł z Los Angeles. „Cztery dni" — pomyślał. Spoglądając w lustro, poklepał się po wystającym brzuchu — nadal był za duży, ale już nie taki wydęty; minęło obrzmienie wątroby. W ciągu tych czterech dni nie miał w ustach alkoholu. Wnętrze przyczepy było nieco przestronniejsze od trumny. W kącie 110 Jud zainstalował prysznic. Zlew i maszynka elektryczna składały się na kuchnię. Dogorywająca lodówka służyła jednocześnie jako półka pod czarno-biały telewizor. Pod łóżkiem, gdzie ukrył swój pistolet, znalazł numer „Playboya" sprzed dziesięciu lat. Rozkładówka ukazywała szczupłą blondynkę o zielonych oczach w przezroczystym, białawym negliżu