They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Linki

an image

Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.

– Gdzie to wezwanie? – Czekaj, Heniek. Odbierz mu! – Co jemu można zabrać? – Pieniądze ma – podwijała rękawy długiego, pocerowanego na łokciach swetra. Skurczyła się ostatnio jeszcze bardziej, sięgała Heńkowi do piersi, wyostrzył jej się także starczo głos, chociaż nie miała jeszcze sześćdziesiątki. – Ma pieniądze. Ma. Wyprosiłam mu robotę przy przenoszeniu paczek, potem rozmawiałam, zapłacili mu, dzisiaj mu zapłacili. – Aha! – Heniek wsadził ręce do kieszeni zniszczonej skórzanej kurtki, która podobno była kiedyś lotnicza, a w każdym razie miała ze sześć suwaków i napis USA. – Niech powie, co jest, niech mówi! Ty go, Heniek, spytaj, ty sam. Za zasłona zaszurało krzesło. – Uczyć się – matka szarpnęła kotarą – już! – To jak to jest, ojciec? – Heniek usiadł na łóżku. – Co tam jest? Znaczy, masz coś? – Jakie ja tam mam... – zabulgotał spod ręcznika ojciec. – Miałem coś, ale pobili, zabrali... Matka znowu wyłamywała palce. – Słyszysz, Heniek, słyszysz? – Kto ojcu zabrał? – Zastanowił się, że jednak przyszli z Dzielnicy i zostawili to wezwanie. Może trzeba będzie tam pójść, pogadać, coś zakręcić, żeby się nie czepiali, że odszedł z tamtej pracy. Można by również nie iść, ale znowu przyjdą, mogą nawet przetrzymać albo grzywnę... – Więc co jest, kto ojca pobił? – Ludzie – zabełkotał tamten. – Jacy ludzie? – Dziesięć lat i pierwszy raz coś zarobił... od dziesięciu pierwszy raz... dlatego że załatwiłam, i to nie chce dać. – Jacyś nieznani, jakby nie stąd, jakżeś odszedł, zaraz potem. – Taaa – przeciągnął Heniek – to gdzie to wezwanie? – Czekaj – złapała go za rękaw matka najpierw niech odda. Musi oddać... Nie przeżyjemy... Prawie czterysta... Musi oddać. – I gadaj z taką – ojciec obruszył się pluskając ręcznikiem – gadaj z taką... Zabrali. – Wyjdź! – Heniek pchnął matkę za kotarę. – No już, wyjdź. – Potem znów usiadł na łóżku. Gdzie masz? – Co? – niepewnie zachrypiał ojciec. – Wiesz, Heniu, jakbym miał... Gadaj z nimi! – zamachał rękami. – Gdzie masz? – Heniek odrzucił ręcznik, szarpnął go za kołnierz zielonej bluzy w górę. No już! Gadaj! Bo cię zaraz trzasnę... Nie ze mną... – Obserwował z bliska siniejącą twarz z czerwonymi, zaschniętymi zadrapaniami. Kołnierz z lewej strony urwał się i ojciec opadł niezgrabnie na łóżko. – No już! Tamten podciągnął się, wychylił za łóżko, zerknął za kotarę, odbijającą postać matki, potem poruszył deską w podłodze i wysunął zwitek banknotów. – O Jezu! – powiedział, kiedy Heniek rozprostował papierki. – O Jezu, zostaw coś. Naharowałem się. Heniek z namysłem przeglądał papierki. Nic ci nie będzie. – Wsadził sobie zmiętą pięćdziesięciozłotówkę do kieszeni. – Tylko szkoda twarzy – ojciec przejechał ręką po zadrapaniach i zasyczał. – Dałbyś stówę. Z tą twarzą to ja sam. dla niepoznaki. – Stary sposób – odwrócił się Heniek. – Ty łobuzie! – doleciało jeszcze z łóżka. Zasunął kotarę. Tamten coś jeszcze zabełkotał i zaczął się podnosić. Matka bez słowa schowała pieniądze. Podała Heńkowi zadrukowany blankiet. – Podejdziesz tam? Podejdź może... Babka skończyła już wycierać talerze i teraz wyciągała, sapiąc, deskę do prasowania. Rozłożyła ją koło okna. – Ty, Heniu, masz przecież swój rozum. Nie chcesz, nie idź... Ale może idź... 19 * Długa, pomalowana w czerwono-żółto-zieloną kratę sala kinowa Domu Kultury zapełniona była mniej więcej do połowy. Paweł usiadł z matką na dobrych miejscach, w samym środku dziesiątego rzędu. Przyszli trochę przed szóstą i na estradzie kończył się właśnie, reklamowany plakatami, poprzedzający film pokaz stołecznej mody jesiennej. Teraz defilowali mężczyźni-modele. Uśmiechnięty konferansjer w przeciętym srebrzystym krawatem czarnym garniturze zręcznie wyłuskiwał odpowiednie karteczki z rąk stąpających uroczyście panów. Przy pianinie uśmiechał się nauczyciel śpiewu z miejscowego liceum, wypełniający właśnie obowiązkową pracę społeczna. Dzień zrobił się ja kiś zatłoczony, nerwowy. Ekonomista i jeszcze teraz matka. Czego tamten może od niego chcieć? – Skończył się, proszę panów, okres spodni amerykańskich typu dżinsy bądź farmery. Mężczyzna 1969, czyli okresu gospodarczej stabilizacji, przykuwa wzrok pań solidną, swobodną wytwornością... Z tyłu Paweł usłyszał miarowe uderzenia. Jeden z dwóch siedzących parę rzędów za nimi żołnierzy wprawnie odbijał butelkę wina. – Powinieneś wyjechać gdzieś na wakacje, tam najłatwiej jest o taką właśnie znajomość – pochyliła się do niego matka, nieduża, tęgawa, o czerstwej twarzy, otoczonej siwymi włosami, nadającymi jej wygląd matrony. – Właśnie Kazik... Znowu Kazik. Już przedtem opowiadała o tej historii z Kazikiem, który chodził z nim razem do szkoły, potem w ogóle nie studiował, tyle, że miał maturę. Ostatnio pojechał na wakacje na Mazury i tam poznał dziewczynę, która się okazała córką, ho, ho, jak wysoko postawionej osobistości. – Przyjemny garnitur elana de luxe, koszulka z usztywnionym kołnierzykiem bez prasowania, wytworny szelest ortalionowego płaszcza zwraca uwagę pań... – I ożenił się z nią... – zaszeptała matka. – Przeprowadził się do stolicy, mam zapisany dla ciebie jego adres, w samym centrum. Nowe budownictwo własnościowe. Zbiorowa parada rozkołysanych wdzięcznie modeli zakończyła pokaz. – Na tym finalizujemy nasz prowizoryczny przegląd i następnie życzymy państwu przyjemnej zabawy na filmie o tragicznie zagubionym w mrokach historii pokoleniu. Dziękujemy... Konferansjer zszedł z estrady. Przy pianinie kłaniał się nauczyciel śpiewu, potem zgasło światło. Paweł nieuważnie patrzył na ekran. Już po wyzwoleniu dwaj bojowcy z podziemia zlikwidowali nie tego, kogo chcieli zlikwidować. Z prawej doleciał do niego stłumiony chichot, uderzyły wysoko odsłonięte, obciśnięte czarnymi pończochami uda. Z tyłu zabulgotało wino. – Do kreski – przestrzegł jeden z pijących, zagłuszając rozmowę przy barze, w czasie której młodszy z dwóch z podziemia zapalał spirytus w szklankach mówiąc, że czasy wtedy, w powstanie, były lepsze, bo wiedzieli, czego chcą i z kim walczą. – Tamten Kazik cztery razy jeździł na Mazury, cztery lata, i dopiero właśnie za czwartym razem się udało. Mają trzy pokoje z kuchnią, samochód. Najlepiej właśnie na Mazury, tam ubiór nie jest najważniejszy, wszyscy równi. Masz kąpielówki? – zainteresowała się nagle. Za dwadzieścia minut ten film powinien się skończyć. O co chodziło ekonomiście? Znowu spotęgowało się zdenerwowanie tą sprawą. Młodszy zamachowiec z pod ziemia miał już niedużo czasu na wykonanie wyroku... Z tyłu coś zabulgotało. To jeden z żołnierzy wymiotował do czapki. – To skandal – powiedział ktoś z boku dżinsy w czterdziestym piątym, roku. Nieznajomość podstawowych realiów. Matka odwróciła się z niesmakiem. – Widzisz, ty chamie pieprzony, wstyd mnie przynosisz przed tą panią – rozzłościł się drugi żołnierz. – Pierdol się – odpowiedział tamten z godnością