Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Jeżeli chodzi o mnie, jestem skłonna uważać, że to wina plam na słońcu. Plam na słońcu - pomyślał Lukę nieco później, kiedy dzień chylił się ku zachodowi. Siedział na ławie śmigacza Arvida i przyglądał się ozdobionym białymi sztukateriami ścianom domów, unoszącym się antygrawitacyjnym kulom i smukłym wieżom Hweg Shul, służącym mieszkańcom do uprawy raktofli. - Czy możliwe, że jakiś mistrz Jedi, który przyleciał tu przed wielu laty, by osiedlić się na planecie, miał ucznia? Że uczył go władać Mocą, nieświadom, iż jego nauki wywołują burze Mocy? A może wiedział o nich, ale nie przejmując się, usiłował ograniczyć siłę albo zasięg? Mistrz Jedi, który dowiedział się na temat Mocy czegoś, czego nie wiedział nikt przedtem? Późnym wieczorem, siedząc w wynajętym pokoju nad tawer-ną„Pod Błękitnym Blerdem Szczęścia", Lukę uzmysławiał sobie istnienie Mocy. Przyglądał się przez okno, j ak upstrzone plamami zieleni antygrawitacyjne kule sąpowoli ściągane ku ziemi, zapewne w obawie, aby którejś nie porwał silniejszy podmuch wiatru. Uświadamiał sobie jej dezorientujący ciężar i przerażającą siłę. Wiedział, że nie zdoła przezwyciężyć Mocy. Nie mógł wywierać 147 nacisku, aby za jej pomocą odnaleźć Callistę, a nie miał pojęcia, jak mógłby nią manipulować, nie wywołując następnej burzy ani nie wyrządzając jeszcze większych szkód mieszkańcom. Mimo to musiał odnaleźć Callistę. Po prostu musiał. Poczuł, że opanowuje go dobrze znany smutek. Wydawało mu się, że niczym zrakowiaciała narośl obejmuje płuca, gardło i serce. Nie było dnia, żeby nie powracał do niego zawsze w taki sam sposób. Ilekroć Lukę uświadamiał sobie fakt, że Callista go opuściła, czuł ból, jakby ktoś krajałjego serce ostrym nożem. Bez jej śmiechu, figlarnego błysku rozbawienia w oczach, charakterystycznego zapachu włosów i uścisku ramion obejmuj ących j ego ciało, miał wrażenie, że wszystkie noce ciągną się bez końca. Przypomniał sobie starąpiosenkę, którą często nuciła mu ciocia Beru. W jego pamięci utkwiła głęboko zwłaszcza jedna zwrotka: Czarne dziury, wygasłych uczuć morza Omijają, wędrując po bezdrożach. I chociaż nie sprzyja im wszechświat srogi, W końcu znów zejdą się kochanków drogi. Musiał ją odnaleźć. Musiał. Osiem miesięcy, j akie upłynęło od chwili, kiedy „Niewidzialny Młot", płonąc niczym pochodnia, roztrzaskał się o powierzchnię Yavina Cztery, było ciągnącym się całą wieczność pasmem ciemności, podczas których Lukę czasami zastanawiał się, czy dalsze życie ma jakikolwiek sens. Teoretycznie wiedział, że ma po co dalej żyć; że jest potrzebny nie tylko swoim uczniom, ale także Leii, Hanowi i ich dzieciom. Mimo to często zdarzały się poranki, kiedy nie widział potrzeby wstawania z łóżka. Doskonale pamiętał, ile bezsennych nocy spędził, licząc w ciemnościach upływające godziny, świadom, że świt nie zwiastuje niczego nowego. Zamknął oczy i ukrył twarz w dłoniach. Dzięki Benowi, Yo-dzie i studiowaniu mądrości, zapisanych we wnętrzu holocronu Jedi, dowiedział się prawie wszystkiego na temat Mocy, dobra i zła, a także ciemnej strony i obowiązków, związanych ze służeniem j asnej . Jednakże w ciągu ostatnich ośmiu miesięcy miał wrażenie, że kroczy przez życie absolutnie sam, pozbawiony czyjejkolwiek pomocy. 148 Panująca w pokoju niemal zupełna cisza koiła jego umysł i zachęcała go, by odpoczął. Przez chwilę Lukę wsłuchiwał się w szmer głosów ludzi, spędzających czas w tawernie. Słyszał głuche odgłosy świadczące o tym, że gdzieś w pobliżu znajdowała się zagroda blerdów Czuł woń odczynników chemicznych, napływaj ącąod przetwórni, które znajdowały się gdzieś pośrodku osady. Uświadamiał sobie istnienie pokrytych pleśniątranspastalowych zasłon za plecami, podobnie jak niezbyt czystych pledów, jakimi przykryto wielkie łoże. Jego umysł powoli przyzwyczajał się i dostosowywał do obcego, wszechobecnego ryku Mocy. Jedynie dzięki temu, że oswaj ał się z tym rykiem, wyczuł obecność jakiegoś Jedi. W osadzie przebywał ktoś umiejący władać Mocą. ROZDZIAŁ Zawlekli Posiew Śmierci. Nawet pomimo zamroczenia, jakie wywoływało słodkokwie-cie, Leia miała wrażenie, że jej gniew przemienia się w ślepą, niszczycielską furię. Opieraj ąc się o poręcz tarasu, przyglądała się, j ak j eden z syn-droidów Ashgada, zataczając się i przystając co kilka kroków, idzie przez większy taras, urządzony na niższym piętrze