Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Z kieszeni spodni wyjął czystą chustkę do nosa, zanurzył ją w wodzie z lodem i owinął lekko krwawiącą dłoń. Następnie zapalił drugą lampę, żeby oświetlić wystawę nad ko- minkiem. Niewiarygodne. Była to pełna fotograficzna prezentacja kariery wojskowej Ulstera Stewarta Scarletta. Od szkoły oficerskiej do zaokrętowania, od przybycia do Francji do chwili znalezienia się w okopach. Pomiędzy zdjęciami wisiały mapki z pozycjami za- znaczonymi grubymi czerwonymi i niebieskimi liniami. Na więk- szości fotografii głównym bohaterem był Ulster. Canfield widział już wcześniej zdjęcia Scarletta, były to jednak głównie ujęcia z przyjęć albo fotki robione z okazji różnych sportowych zmagań - przy polo, tenisie albo na żaglach - na których wyglądał dokładnie tak, jak życzyła sobie tego firma fotograficzna Brooks Brothers. Tu jednak był między żołnierzami i Canfield zobaczył, że Scarlett jest niemal o pół głowy wyższy od najwyższego z nich. Wszędzie byli żołnierze, wszystkich stopni i wszystkich formacji. Niezdarni kaprale, zmęczeni sierżanci usta- wiający w szeregu jeszcze bardziej zmęczonych szeregowców, wpatrzeni w Scarletta oficerowie - wszyscy robili to, co robili, bo tak chciał energiczny szczupły porucznik, który w jakiś sposób skupiał na sobie całą ich uwagę. Na wielu zdjęciach młody oficer obejmował ramionami sztucznie uśmiechniętych towarzyszy, jakby zapewniając ich, że te szczęśliwe dni wkrótce powrócą. Twarz Scarletta promieniała optymizmem. Zimny i bardzo zadowolony z siebie, pomyślał Canfield. Znajdujący się na środku ozdobnie obramowany arkusz okazał się aktem nadania Srebrnej Gwiazdy za waleczność pod Meuse-Argonne. Ze zdjęć wynikało, że Ulster Scarlett był najlepiej przystosowanym bohaterem, jaki kiedykolwiek miał szczęście znaleźć się na wojnie. Cała ta wystawa wydawała się groteskowo nie na miejscu. Powinna znajdować się w gabinecie zasłużonego wojownika, który walczył przez pół wieku, a nie tu, na Pięćdziesiątej Czwartej, w przeładowanym salonie człowieka uganiającego się za przyjemnościami. * Ciekawe, prawda? - Janet wróciła do pokoju. * Robią wrażenie, mówiąc oględnie. * Otóż to. Gdyby ktoś zapomniał, wystarczy, żeby wszedł tutaj, i zaraz sobie przypomni. * Rozumiem, że ta... obrazkowa historyjka wojenna nie była twoim pomysłem. - Wręczył Janet drinka; zauważył, że chwyciła go mocno i natychmiast podniosła do ust. * Z całą pewnością nie. - Odstawiła prawie pustą szklankę. - Proszę, siadaj. Canfield szybko wypił większą część swojej szkockiej. * Pozwolisz, że najpierw zajmę się tym. - Wziął od niej szklankę. Usiadła na dużej sofie twarzą do kominka, a on podszedł do barku. - Nigdy nie sądziłem, że twój mąż cierpi na tego rodzaju... - przerwał i kiwnął głową w stronę kominka - ...kaca. * Trafne porównanie. Jesteś filozofem. * Niechcący. Po prostu nigdy nie myślałem, że to taki typ człowieka. - Przyniósł drinki, podał jej jeden i stanął obok. * Nie czytałeś jego sprawozdań? Myślałam, że prasa nie pozostawiła wątpliwości co do tego, kto naprawdę jest odpowiedzial- ny za porażkę kajzera. - Napiła się. * Cóż, tacy są chłopcy z prasy. Muszą sprzedać swoje gazety. Czytałem je, ale nie brałem tego na serio. Sądziłem, że on też nie. * Mówisz, jakbyś znał mojego męża. Canfield zrobił zdziwioną minę i odsunął szklankę od ust. * Nie wiedziałaś? * Czego? * Że go znałem. I to całkiem dobrze. Byłem pewien, że wiesz. Przepraszam. Janet ukryła zaskoczenie. * Nie ma za co przepraszać. Ulster miał szerokie grono przyjaciół. Nie mogę znać ich wszystkich. Czy byłeś jego nowojor- skim znajomym? Nie pamiętam, żeby wspominał o tobie. * Nie, niezupełnie. Spotykaliśmy się czasem, kiedy przyjeż- dżałem na wschód. * Ach, prawda, jesteś z Chicago. * Tak. Ale moja praca zmusza mnie do podróży po całym kraju. * A co robisz? Canfield usiadł. * Mówiąc prozaicznie, jestem sprzedawcą. - Co sprzedajesz? Znam mnóstwo ludzi, którzy sprzedają różne rzeczy. • - Hmmm... Nie handluję ani akcjami, ani domami, ani nawet mostami. Sprzedaję korty tenisowe. Janet roześmiała się. Miała przyjemnie brzmiący śmiech. * Żartujesz! * Nie, poważnie. Sprzedaję korty tenisowe