They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Linki

an image

Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.

- Nie chciała się trzymać. Pewnie ją zgubiłem. - Gdy pan dołączy do grupy, proszę zwrócić się do przewodnika, to dostanie pan nową. Proszę udać się na początek kolejki na schodach. Coś się dzieje. Być może następna grupa będzie musiała poczekać. Może pan rozminąć się ze swoją. - O? Czy powstał jakiś problem? - Nie wiem. Urzędnik z państwową teczką wydaje nam rozkazy. Przypuszczam, że liczy juany, które można by tu zarobić, bo sądzi, że to święte miejsce powinno stać się podobne do pekińskiej kolei podziemnej. - Jest pan niezwykle uprzejmy. - Proszę się pospieszyć, sir. Bourne popędził schodami w górę, pochylając się za stłoczonymi ludźmi i ponownie poprawiając doskonale trzymające się sznurowadło. Głowę trzymał tak, by widzieć, co robi morderca. Samozwaniec spokojnie przemawiał do cywila, nadal trzymając żołnierza jak w kleszczach... ale coś było nie tak. Niski Chińczyk w ciemnym garniturze skinął głową, ale wzrok skierował nie na komandosa, lecz gdzieś w przestrzeń za nim. A może Jason się pomylił? Jego punkt obserwacyjny nie był najlepszy. To zresztą bez znaczenia, scenariusz był realizowany, dotarcie do klienta miało nastąpić na warunkach podyktowanych przez mordercę. Wszedł przez drzwi do pogrążonego w półmroku wnętrza, okazując takie przejęcie, jak wszyscy stojący przed nim na widok gigantycznej marmurowej rzeźby siedzącego Mao, wznoszącej się tak wysoko i tak majestatycznie, że niemal zapierało dech. Snopy światła skierowane na wspaniały, jakby przeświecający marmur wywoływały nieziemski efekt, wyodrębniając ogromną siedzącą postać z aksamitnego obicia w tle panujących wkoło ciemności. Masywny posąg o przenikliwych oczach zdawał się żywy i świadomy. Jason oderwał od niego oczy i rozejrzał się w poszukiwaniu wyjść i korytarzy. Nie było żadnych. To tutaj właśnie znajdowało się mauzoleum, sala poświęcona narodowemu bożyszczu. Były tu jednakże filary, szerokie i wysokie marmurowe słupy, tworzące ustronne zakątki. Spotkanie mogło się odbyć w cieniu któregoś z nich. Jason mógł poczekać. Mógł skryć się w innym cieniu i obserwować. Cała grupa przeszła do następnej wielkiej sali, a ta wywierała, jeśli w ogóle było to możliwe, jeszcze większe wrażenie. Naprzeciw nich znajdowała się kryształowa trumna z ciałem Przewodniczącego Mao Tse-tunga, okrytym Czerwonym Sztandarem - woskowe ciało spoczywające w pełnym spokoju, choć jego zamknięte oczy wyglądały tak, jakby w każdej chwili mogły się otworzyć i miotać błyskawice potępienia. Wysoko ustawiony sarkofag otaczały kwiaty, a pod przeciwległymi ścianami w ogromnych ceramicznych donicach stały dwa szeregi ciemnozielonych sosen. I znowu krzyżujące się snopy światła grały dramatyczną symfonię kolorów, oświetlając ciemne zakątki, omywając blaskiem jaskrawą żółć, czerwień i błękit bogactwa kwiatów. Wśród pełnego grozy milczenia zgromadzonych dało się słyszeć poruszenie w pierwszej sali, ale ucichło równie nagle, jak powstało. Jako ostatni w kolejce Jason oddalił się nie zauważony. Wślizgnął się za filar, ukrył w ciemnościach i wyjrzał zza błyszczącego, białego marmuru. To, co ujrzał, sparaliżowało go. Wiele sprzecznych myśli kłębiło mu się w głowie, lecz wszystkie zdominowało jedno słowo: pułapka! Za jego grupą nie było następnej! Była ostatnią grupą, którą wpuszczono, on zaś był ostatnią wpuszczoną osobą, zanim zamknięto ciężkie drzwi. To właśnie ten dźwięk usłyszał: zamykanie bramy i pomruki rozczarowania ludzi czekających na zewnątrz. Cos się dzieje... Być może następna grupa, będzie musiala poczekać.... Uprzejmy wartownik na schodach. Mój Boże, od samego początku była to pułapka! Każdy ruch, każde posunięcie zostało obliczone! Od początku! Informacja opłacona na zlanej deszczem wyspie, nieomal nieosiągalne bilety na samolot, wygląd mordercy, którego zobaczył na lotnisku - zawodowego zabójcy, umiejącego znacznie lepiej się przebrać - ze zbyt nienaturalnym uczesaniem, w stroju niedostatecznie skrywającym jego budowę. A potem komplikacje z tym starym człowiekiem, brygadierem Królewskich Saperów w stanie spoczynku - tak nielogicznie logiczne! Wszystko takie prawidłowe, mylny trop tak wyraźny, tak pewny! Żołnierz w oknie mikrobusu obserwujący nie jego, lecz i c h! Czarny księżowski ubiór kupiony przez twórcę samozwańca - ciemna latarnia w świetle słońca, tak zauważalna, tak łatwa do wytropienia. Chryste, od samego początku! ł wreszcie scenariusz odegrany na ogromnym placu, scenariusz, który mógłby napisać sam Bourne - znów nieodparcie przyciągający ścigającego. Odwrócona pułapka: złap myśliwego podchodzącego zwierzynę! Jason zaczął się gorączkowo rozglądać. Daleko przed sobą dojrzał wpadającą do środka smugę światła. Na drugim końcu mauzoleum znajdowało się wyjście, z pewnością pod nadzorem; każdy wychodzący turysta musiał być dokładnie obejrzany. Kroki. Z prawej strony. Bourne obrócił się w lewo, wyciągając zza pasa mosiężny nóż do papieru. Człowiek w szarym maoistowskim mundurku o wojskowym kroju ostrożnie przemknął obok szerokiego filara w przyćmionym świetle padającym na sosny. Był nie dalej niż o półtora metra. W ręku trzymał pistolet z grubym cylindrycznym tłumikiem na lufie, gwarantującym, że wystrzał nie będzie głośniejszy od splunięcia. Jason dokonał morderczej kalkulacji w sposób, którego Dawid Webb nie byłby w stanie zrozumieć. Ostrze musiało być wbite tak, by spowodować natychmiastową śmierć. Z ust wroga nie może wydobyć się żaden dźwięk w chwili, gdy jego ciało zostanie zawleczone w ciemne miejsce. Jason skoczył zaciskając sztywne jak imadło palce lewej dłoni na twarzy żołnierza, równocześnie wbijając mu nóż w szyję i przecinając ścięgna i miękkie chrząstki tchawicy. Jednym błyskawicznym ruchem opuścił lewą rękę, chwytając wielki pistolet, który wróg ciągle jeszcze trzymał w dłoni, i obrócił trupa, padając wraz z nim pod gałęzie sosen stojących szeregiem pod prawą ścianą. Wepchnął zwłoki w niewidoczne miejsce między dwie wielkie ceramiczne donice, w których rosły sosny. Przelazł przez martwe ciało trzymając przed sobą broń gotową do strzału i wrócił na dawne miejsce pod ścianą dzielącą obie sale, skąd mógł widzieć, nie będąc samemu widzianym. Drugi człowiek w mundurze przeszedł przez smugę światła, rozjaśniającego ciemności u wejścia do drugiej sali. Przystanął przed kryształową trumną Mao, oświetloną dziwnym blaskiem i rozejrzał się. Podniósł do ust przenośny nadajnik i powiedział coś. Czekał pięć sekund: na jego twarzy pojawił się wyraz niepokoju. Szybko ruszył w prawo, trasą wyznaczoną dla pierwszego człowieka. Jason na czworakach bezgłośnie podpełznął po marmurowej posadzce aż do nisko zwisających gałęzi. Żołnierz zbliżył się wolnym krokiem, przyglądając się ostatnim turystom w kolejce wychodzących