Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
— Albo nie lubi fok, albo te rogi ranią mu uszy — wyraził przypuszczenie ojciec. —- Po prostu może nie lubić Dixie—powiedziała Savannah. Na wielki finał foki utworzyły szerokie koło i znowu miały ciskać do siebie piłkę, tym razem jednak zaczęły od wysokości dwudziestu stóp, a każda następna usiłowała rzucić piłkę jeszcze wyżej, odsuwając się jednocześnie odrobinę w tył. I za każdym razem, kiedy wydawało się, że piłka za bardzo poleciała w bok, foka wykonywała widowiskową pogoń, chwytała błyszczącą ku- lę na czubek nosa, chwilę nią balansowała, a następnie wysokim łukiem ciskała na przeciwną stronę areny. Raz jeszcze to Kleopa- tra popełniła błąd kończący cały popis. Naszua posłała piłkę aż na wysokość trapezu, ta dotknęła wprawdzie pyska Kleopatry, ale się na nim nie utrzymała i poleciała w ciemność. Sambone, która oddawała się zabawie z pasją środkowego napastnika, rzuciła się w ślad za piłką w tej samej chwili, gdy rozległ się gwizdek Smitty'ego, przyzywający foki, aby złożyły publiczności pożeg- nalny ukłon. Ponad oklaski i pochwalne okrzyki wzbił się śmiertelny krzyk Sambone. Światło reflektora przeskoczyło w tym kierunku i zo- baczyliśmy, jak przyciskając fokę do kraty, tygrys odgryza jej łeb. W jednej chwili znalazł się przy nim Smitty, wściekle go chłosz- cząc, dzieci rzucały się w objęcia rodziców, cały tłum wydał z siebie zbiorowy jęk grozy. Cezar przycisnął Sambone do piachu 332 i jednym machnięciem łapy rozpruł jej brzuch. Lśniącym poto- kiem wypłynęły na arenę wnętrzności, pysk tygrysa lśnił czerwo- no. Matki rękami zakrywały pociechom oczy, część widzów rzuciła się do wyjścia. W obecności trzystu dzieci tygrys zaczął pożerać fokę. Tego wieczoru ojciec kupił tygrysa. Myślałem, że matka zerwie karabin ze stojaka i na miejscu zabije ojca i tygrysa, kiedy dotarliśmy do domu z klatką kołyszącą się z tyłu pickupa. Cezar nadal zajmował się resztkami foki, kiedy matka zaczęła krzyczeć na ojca. Była w nastroju nie tyle gniew- nym, co morderczym. Smitty chciał zastrzelić Cezara zaraz po spektaklu, ale przeszkodził mu w tym ojciec, który zaoferował się, że sam przejmie pieczę nad bestią. Ktoś zapomniał ją nakarmić przed występem, więc — argumentował ojciec — zwierz zacho- wał się zgodnie ze swoją naturą. Tato wystawił Smitty'emu czek na dwieście dolarów, ten zaś zatroszczył się już o to, aby na skrzyni samochodu znalazła się klatka z tygrysem, bicz i ognista obręcz na dokładkę. Sambone była duszą całego przedsięwzięcia, jedyną, która potrafiła zagrać Dixie. Inne foki, tłumaczył rozhisteryzowa- ny Smitty, potrafiły tylko ciskać piłkę i połykać ryby. Kiedy klown zaczął pokpiwać z kwalifikacji dyrektora jako tresera, ten powiesił go za kołnierz na wieszaku w swoim wozie. Upokorzenie klowna pogłębiło jeszcze irrealizm nabycia Cezara. Staliśmy w ciemności i patrzyliśmy, jak tygrys pożera resztki foki, które wciągnął do środka klatki. Lukę spekulował, czy aby Sambone nie jest pierwszą w dziejach foką zabitą i spożytą przez tygrysa. . — Foki na wolności nie bardzo przejmują się tygrysami — mówił Lukę, a podczas gdy my obserwowaliśmy Cezara* ojciec dobijał targu ze Smittym. — To nie jest ich główny problem. — Ciekawa jestem, czy wszystkim fokom świata zostanie przesłana taka właśnie wiadomość: „Kiedy grasz Dixie, uważaj na tygrysa" — powiedziała Savannah. — Na tym chyba polega ewolucja, prawda? — Ja zwracałbym uwagę na wszystko tej wielkości—powie- działem z lękiem. — Niech mi ktoś powie, po co ojcu, na miłość boską, tygrys bengalski! 333 —Od śmierci Joopa nie mamy W domu żadnego zwierzątka — wyjaśniła Savannah. — Sam wiesz, jaki tata jest sentymentalny. — Więc znowu to samo, Henry—krzyknęła matka, z daleka zlustrowawszy tygrysa. — Po raz kolejny staniemy się pośmie- wiskiem całego Colleton- Zanim słońce wstanie, tygrysa ma tu nie być. Nie chcę, żeby znowu zaczęto powtarzać, że wyszłam za największego idiotę w Karolinie Południowej. — Przecież nie mogę po prostu wypuścić dzikiej bestii, Lila. Może pożreć którąś z tych ślicznych rodzinek właśnie wtedy, kiedy będą się naśmiewać z nas, Wingo. Zabił tę fokę, którą teraz zjada. To dlatego dostałem go tak tanio. — Rozumiem, że nie mogłeś puścić koło nosa takiej gratki, Henry? — Znakomita reklama dla stacji benzynowej — oznajmił z dumą ojciec. — Natychmiast zdałem sobie z tego sprawę, ledwie usłyszałem ryk tej foki. Uderzyło to we mnie nagle jak grom: on przyciągnięci tłumy klientów. — Tata nauczy tygrysa grać &ixie na rogach — wyjaśniła Savannah. * — Nie, co wieczór będzie mu wpychał do klatki fokę i przyj- mował zakłady, kto wygra — wykrztusił Lukę, dusząc się ze śmiechu. — Będę go karmił swoimi pyskatymi dziećmi, jeśli nie zamk- ną paszczęki i nie będą z większym szacunkiem wypowiadać się o ojcu. Nie jestem w najlepszym nastroju i dlatego lepiej nie wchodzić mi na odcisk. Jasne? A teraz posłuchajcie, bo wyjaśnię wam coś z tego, jak działa współczesny świat Kupiliśmy właśnie stację Esso, tak? — Tak — potwierdził Lukę