Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
I nadal tego nie chcê. Nie ma w moim ¿yciu pustki, któr¹ nale¿a³oby wype³niæ. Jestem pewna, ¿e moi rodzice pomogliby mi j¹ odszukaæ, gdybym ich o to poprosi³a. Gdybym tego potrzebowa³a. Ale nie potrzebowa³am. Zrani³abym ich tym - doda³a cicho. - A tego nie chcê. Czy to jest wa¿ne? - Czy mówi pani coœ nazwisko Carvell? Anja Carvell? - Nie. - Carly lekko zesztywnia³a. - Czy chce pani powiedzieæ, ¿e to jest nazwisko mojej prawdziwej matki? Nie prosi³am o to. Nie chcê go znaæ. - Nie zna pani ani nigdy nie spotka³a kobiety o tym nazwisku? - Nie i nie chcê tego. - Carly wsta³a. - Nie ma pani prawa tego robiæ. Bawiæ siê moim ¿yciem w ten sposób. - Nie pyta³a pani nigdy o biologicznego ojca? - Do cholery, jeœli ona nic dla mnie nie znaczy, tym bardziej on. Chcia³a mnie pani wkurzyæ, to siê pani uda³o. A teraz niech mi pani powie, co to ma wspólnego ze œmierci¹ Richarda Draca? Eve milcza³a i w tej ciszy zobaczy³a w oczach Carly zaprzeczenie, niedowierzanie, a potem b³ysk przera¿enia. - Nie, to k³amstwo. Wstrêtne, wymyœlone k³amstwo. Ty parszywa dziwko! Pochwyci³a ze stolika ma³y wazonik z fio³kami i rzuci³a nim o œcianê. - To nieprawda! - Mam na potwierdzenie odpowiednie dokumenty - powiedzia³a po prostu Eve. - Pani ojcem by³ Richard Draco. - Nie. Nie. - Carly rzuci³a siê na ni¹, przewracaj¹c przy tym stolik i lampkê, która na nim sta³a. Porcelana rozprys³a siê z hukiem na tysi¹ce kawa³ków. Zanim Peabody zd¹¿y³a zareagowaæ, Eve da³a jej znak, ¿eby siê nie rusza³a i nie broni¹c siê, przyjê³a mocne uderzenie w twarz. - Odwo³aj to! Odwo³aj to! Carly krzycza³a, a ³zy p³ynê³y jej z oczu. Twarz jej by³a blada jak œciana. Z³apa³a koszulê Eve, potrz¹sa³a ni¹, potem z jêkiem siê o ni¹ opar³a. - O Bo¿e, o mój Bo¿e. - Carly. - Z kuchni wy³oni³ siê Michael. Jedno spojrzenie na jego twarz powiedzia³o Eve, ¿e s³ucha³, ¿e us³ysza³. Podbieg³ do Carly, chc¹c wzi¹æ j¹ w ramiona, ale ona go odepchnê³a. Jakby chc¹c siê obroniæ, otoczy³a siê w³asnymi ramionami. - Nie dotykaj mnie. Nie dotykaj. - Jak œwieca przetopiona na wosk, osunê³a siê na pod³ogê. - Peabody, zabierz pana Proctora do kuchni. Mê¿czyzna odsun¹³ siê, potem popatrzy³ na Eve. - To, co pani zrobi³a, by³o okrutne. Okrutne. - Poszed³ do kuchni, a za nim Peabody. Eve przykucnê³a. Nadal czu³a na policzku gor¹cy odcisk d³oni Carly. Ale w ¿o³¹dku mia³a lód. - Przykro mi. - Naprawdê?! - Tak. Aktorka unios³a twarz. Jej wzrok zwiastowa³ szaleñstwo. - Nie wiem, kogo w tej chwili brzydzê siê bardziej, siebie czy ciebie. - Nie wiedzia³aœ o waszych powi¹zaniach, wiêc nie musisz siê siebie brzydziæ. - Spa³am z nim. Dotyka³am go. Pozwoli³am, ¿eby on dotyka³ mnie. Czy jesteœ w stanie zrozumieæ, jak ja siê teraz czujê? Jaka jestem brudna? O Bo¿e, tak. Nagle Eve ogarnê³o straszliwe zmêczenie. Patrz¹c w oczy Carly, walczy³a z w³asnymi demonami. - By³ kimœ obcym. Carly oddycha³a nierówno. - On wiedzia³, prawda? Teraz to rozumiem, wszystko nabiera sensu. To, ¿e tak mnie uwodzi³, tak na mnie patrzy³. To, co mówi³. Ci¹gle powtarza³, ¿e jesteœmy jedyni w swoim rodzaju. Mówi³ to I œmia³ siê. - Znowu chwyci³a Eve za koszulê. - Czy on wiedzia³? - Nie wiem. - Cieszê siê, ¿e nie ¿yje. ¯a³ujê, ¿e sama go nie zabi³am. ¯a³ujê, ¿e to nie ja trzyma³am nó¿. Nigdy nie przestanê tego ¿a³owaæ. ¯adnych komentarzy, Peabody? - Nie, pani porucznik. - Zje¿d¿a³y wind¹. Peabody patrzy³a przed siebie. W ca³ym ciele Eve czu³a pulsuj¹cy, rosn¹cy ból. - Nie podoba³ ci siê sposób, w jaki przeprowadzi³am przes³uchanie? - Nie mnie to oceniaæ, pani porucznik. - Nie pieprz. - W porz¹dku. Nie rozumiem, dlaczego musia³aœ wyjawiæ jej prawdê. - To by³o wa¿ne - warknê³a Eve. - Ka¿dy trop jest wa¿ny. - Zwali³aœ j¹ z nóg. - A wiêc teraz okazuje siê, ¿e moje metody nie dorastaj¹ do twoich standardów. - Pyta³aœ - odwarknê³a Peabody. - Skoro i tak mia³a siê dowiedzieæ, nie rozumiem, dlaczego powiedzia³aœ jej to w taki sposób. Mog³aœ byæ delikatniejsza. - Delikatniejsza? Jej ojciec pieprzy³ siê z ni¹. Powiedz mi, jak przekazaæ coœ takiego w delikatnej formie, ³adnie opakowane i przewi¹zane wst¹¿eczk¹? Popatrzy³a wprost na asystentkê, w której oczach, tak jak w oczach Carly przed chwil¹, zobaczy³a odrazê. - Co ty, do diab³a, wiesz? Co mo¿esz wiedzieæ, maj¹c du¿¹, szczêœliw¹ rodzinê, zbieraj¹c¹ siê przy stole z czystymi twarzami i radosnymi nowinkami. Nie mog³a oddychaæ, nie mog³a nawet nabraæ powietrza. Dusi³a siê. Ale nie mog³a te¿ powstrzymaæ s³ów. - Kiedy twój ojciec przychodzi³ powiedzieæ ci dobranoc, nie k³ad³ siê obok ciebie w ³ó¿ku, nie dotyka³ ciê spoconymi rêkami. W twoim czyœciutkim œwiecie ojcowie nie tul¹ siê dwuznacznie do swoich córek. Wysz³a z windy, przebieg³a hol i wybieg³a na ulicê. Peabody og³uszona zdumieniem sta³a w miejscu. Eve sz³a szybko chodnikiem, z trudem powstrzymuj¹c siê przed kopniêciem parki bia³ych pudli i androida, który je wyprowadzi³