They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.

Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.

- W sądzie wszystko w porządku? - W porządku. - Głos Terri był zimny. - A twój? A może spędziłeś go, płacząc? Richie wyglądał na zaskoczonego, po chwili spróbował przywołać na usta połowiczny uśmiech. Kiedy jednak popatrzył na Terri, ten wymuszony grymas zgasł. - Najzabawniejsze jest to - ciągnęła - że ty nigdy nie płaczesz. Czasem czułabym się lepiej, gdybyś to robił. Jednak najgłębsze uczucie, na jakie możesz się zdobyć, to użalanie się nad sobą, i to tylko po to, żeby mną manipulować. Oczywiście Elena jeszcze tego nie widzi. Przez okno wpadały ostatnie promienie gasnącego słońca. Zapadał zmierzch; patrząc na Richiego, Terri czuła zamykającą się wokół nich ciemność. - Przestań mnie znieważać - powiedział w końcu. - Wiesz przecież, że ludzie w różny sposób wyrażają swoje uczucia. - Co mówiłeś Elenie? Richie wyprostował swoje żylaste ciało. Terri dostrzegła w jego lśniących, czarnych oczach lekki błysk satysfakcji. - Po prostu jestem rodzicem - odparł chłodno. - Chcę, żeby Lainie znała różnicę między prawdziwą miłością a zauroczeniem. Terri pomyślała, że w tym, jak wykorzystuje pięcioletnie dziecko do swoich celów, jest coś przerażającego. - Aha. A czym jest prawdziwa miłość? Nie jestem pewna, czy bym ją rozpoznała. - Pozwól, że ci wytłumaczę. - Po chwili przerwy Richie podjął wątek, mówiąc z przesadną cierpliwością: - Prawdziwa miłość jest wtedy, kiedy ludzie zobowiązują się dbać o rodzinę i dotrzymują słowa nawet wtedy, gdy nastają złe czasy. To przeciwieństwo tego, co łączy cię z Christopherem Pagetem, powierzchownego zauroczenia, któremu brakuje treści... - Może zatem jestem zbyt płytka, by na ciebie zasługiwać. - Terri przerwała; to, co czuła, było zbyt głębokie, żeby odwoływać się do sarkazmu. - Nie rozumiesz tego? Lubię pracować z Chrisem. Kropka. On nie ma z nami nic wspólnego i nigdy nie miał. A mnie nigdy nie obchodziło, czy zostaniesz największym przedsiębiorcą na świecie. To było twoje marzenie. Ja tylko chciałam, żebyśmy prowadzili normalne życie. Pokręcił głową. - Nic cię nie zadowoli. Tak jest i teraz. Chcesz, żebym był ojcem dla Lainie, a potem narzekasz, kiedy to robię. Nigdy nie mogę wygrać. - Ty zawsze wygrywasz, Richie - odparła cicho. - Ale tym razem ci na to nie pozwolę. - Poczuła suchość w gardle. - Nie pozwolę, żeby Elena resztę życia poświęciła sprawom swojego ojca. Richie położył dłonie na blacie kuchennym. - Lainie nie jest taka jak ty i nigdy nie będzie mnie widziała takim, jakim ty mnie widzisz. Ona ma wyobraźnię, tak jak ja. Porozumiewamy się poziomach, których ty nie rozumiesz. - W jego głosie pobrzmiewała świadomość własnego znaczenia. - Powinnaś wznieść się ponad swoją zazdrość i zrozumieć, jaki dobry jestem dla naszej córki. Terri nie potrafiła nic odpowiedzieć. Mogła tylko myśleć o prawdzie, która ostatecznie do niej dotarła: o jego głębokim przeświadczeniu co do własnej nieomylności, o jego nieuleczalnym egocentryzmie. Zawsze będzie postrzegał Elenę przez pryzmat swoich pragnień i jeśli jednym z nich będzie wykorzystanie jej do uzyskania kontroli nad Terri, uczyni to bez wahania, głęboko przekonany, że robi to dla dobra córki. Ta myśl, uświadomiła sobie Terri, była chyba najbardziej przerażająca ze wszystkich. Richie nie był tylko wyrachowany: w jakimś niezgłębionym zakamarku umysłu rzeczywiście wierzył, że szczęście Eleny jest pochodną jego szczęścia. - Opuszczam cię - powiedziała. Richie zesztywniał. Milcząc, patrzyli na siebie w półmroku. - Nie możesz tego zrobić - odparł w końcu. Uspokoił głos i dodał: - Nie możesz tego zrobić bez wizyt w poradni małżeńskiej. Umówię nas. Po sześciu miesiącach zobaczymy, na czym stoimy. Upłynęła chwila, zanim w pełni zaakceptowała to, co powiedziała, i druga, którą wykorzystała, by powiedzieć mu to, o czym była najgłębiej przekonana. - Masz problem, którego nie da się rozwiązać w poradni. Ja zresztą także. Richie sprawiał wrażenie zranionego. - Cóż może być takie złe, że nie moglibyśmy tego naprawić? Jego głos brzmiał teraz żałośnie i przez chwilę Terri pragnęła go jakoś pocieszyć. Ale było już za późno. - Nie potrafisz zrozumieć, że inni ludzie mogą żyć niezależnie od ciebie - powiedziała spokojnie. - Dotyczy to zwłaszcza Eleny. Nie mogę tego zmienić i nie będę z tym walczyć. - Możesz mi pomóc, Ter. Na tym właśnie polega małżeństwo. Ramiona mu opadły. Wygląda tak samotnie, pomyślała Terri, ale potem przypomniała sobie Elenę. - Nie - odparła. - Tylko ty sam możesz sobie pomóc. Dla nas jest już za późno, a ja muszę myśleć o Elenie. Podniósł głos. - Gdybyś myślała o Elenie, zadbałabyś, żeby miała pełną rodzinę. Terri poczuła ucisk w piersiach. - To wszystko, czego zawsze chciałam, Richie... mieć rodzinę. Ale jest różnica między „pełną” a „zdrową” rodziną. Nie jesteśmy dobrzy dla Eleny. W kuchni było już zupełnie ciemno. Richie przysunął się bliżej. - Nie ty będziesz mówić, co jest dobre