Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
.. to jest ta wierzchnia warstwa, chroniąca roślinę przed utratą wilgoci... zmienia swój skład chemiczny z takiego na taki. Na ekranach komputerowych pulpitów pojawiły się rysunki dwóch dosyć skomplikowanych molekuł. - Okazuje się, że taka przemiana ma biologiczny sens pod dwoma uzupełniającymi się względami - ciągnął w tym czasie botanik. - Nie tylko przekształcona w ten sposób epiderma chroni roślinę przed wysuszeniem o piętnaście do dwudziestu procent lepiej niż stara, ale podczas związanej z nią reakcji chemicznej wydzielają się dwie cząsteczki wody po to, żeby roślina mogła je przyswoić. - Innymi słowy, im większa susza, tym bardziej zaczynają szaleć gantuje? - zapytał go syndyk Hemner. - Nieco upraszczając problem, tak - stwierdził botanik i kiwnął głową. - Być może istnieje gdzieś stare koryto rzeki, gdzie gantuje żywią się innymi okazami krzewów, ale nawet jeżeli gdzieś jest, my jeszcze go nie odkryliśmy. Halloran, siedzący pod samą ścianą obok Gwen, popatrzył na Jonny'ego i zmarszczył nos. Jonny ledwo zauważalnie kiwnął głową na znak, że się z nim zgadza: jeżeli gantuja, z którą walczyli, nie była całkiem szalona, nie mieli najmniejszej ochoty spotykać się z taką, która zwariowała do szczętu. - No cóż, istnieją tylko dwa możliwe do przyjęcia rozwiązania - odezwał się ponuro Hemner. - Albo zwrócimy się do przewodniczącego D'arla o to, żeby jak najszybciej dostarczył nam nowe Kobry, albo ewakuujemy całą ludność zamieszkującą Dolinę Kaskii do czasu, aż ustąpi susza. O ile w ogóle ustąpi. - Istnieje jeszcze jedno rozwiązanie - odezwał się głośno Jonny, pragnąc być słyszanym mimo narastającego pomruku głosów wyrażających zgodę na wnioski Hemnera. - A mianowicie? - przynaglił go Zhu. - Samemu zakończyć suszę - odparł Jonny, gestem wskazując zebranym swoją siostrę. - Pozwólcie panowie, że przedstawię doktor Gwen Moreau, która właśnie wróciła z wyprawy w góry otaczające Dolinę Kaskii. Gwen wstała. - Jeżeli pan gubernator generalny Zhu pozwoli, chciałabym zaprezentować wyniki swoich badań, o przeprowadzenie których poprosił mnie przed tygodniem syndyk Moreau. - Badań dotyczących czego? - zapytał podejrzliwie Zhu. - Propozycji pogłębienia przełęczy w łańcuchu górskim Molada w taki sposób, aby skierować część wód z jeziora Ojaante w wyschnięte łożysko Kaskii. Z ustami na wpół otwartymi ze zdumienia, Zhu bez słowa zaprosił ją do swojego stołu. - Dziękuję bardzo. Panowie - zwróciła się do syndyków, wsuwając magnetyczną kartę do czytnika - pozwólcie teraz, że pokażę, jak prosto można to zrobić. Wyjaśniała prawie przez całą godzinę, ilustrując ważniejsze punkty swego wystąpienia większą liczbą rysunków i wykresów niż przemawiający przed nią botanik. Mówiła z dużym zapałem i pewnością siebie, włączając do wykładu wiele elementarnych informacji o metodach wykorzystania zjawisk tektonicznych w tym celu, aby w możliwie bezbolesny sposób dokształcić nawet największych nieuków wśród syndyków... Wreszcie Jonny zauważył, jak panujące w sali zdumienie przemienia się w zainteresowanie, a później w umiarkowany entuzjazm. Dla Jonny'ego te przemiany oznaczały coś więcej, kiedy dostrzegł, jak z twarzy jego siostry na zawsze znika nakładający się na nią tylko w jego myślach wizerunek Gwen-dziesięciolatki. Jego mała siostrzyczka była teraz dorosłą kobietą... a on czuł cholerną dumę z tego, że się nią stała. Kiedy ostatni wykres w końcu zniknął ze wszystkich ekranów pulpitów komputerowych, Gwen kiwnęła głową w stronę syndyków. - Jeżeli macie, panowie, jakieś pytania, postaram się na nie odpowiedzieć. Na chwilę zapadła głucha cisza. Jonny popatrzył na D'arla, spodziewając się ataku na sprzeczny z jego planem projekt. Przewodniczący jednak się nie odzywał, a jego wzrok zdradzał taki sam podziw, jaki Jonny dostrzegał na twarzach innych, siedzących wokół stołu ludzi. - Będziemy musieli zarządzić dodatkowe badania, chociażby po to, by potwierdzić pani wnioski - odezwał się w końcu Zhu. - Myślę jednak, że o ile nie pominęła pani jakiegoś ważnego zagadnienia, może pani już teraz zająć się opracowaniem szczegółów swojego planu. Proszę jak najszybciej określić, w jakich miejscach w uskoku tektonicznym zamierza pani rozmieścić ładunki wybuchowe. - Spojrzał po twarzach siedzących dookoła stołu ludzi. - Jeżeli nie ma jakichś innych spraw... - Przerwał niemal wbrew samemu sobie, kiedy ujrzał uniesioną dłoń Jonny'ego z wyciągniętym wskazującym palcem. - Tak, syndyku Moreau? - Usilnie nalegam na to, by przedstawiona nam przez przewodniczącego D'ar la propozycja została poddana jeszcze raz pod głosowanie - odezwał się uprzejmie, ale bardzo stanowczo Jonny. - Uważam, że zaprezentowane przed chwilą rozwiązanie, które wynikało z mojego wcześniejszego sprzeciwu, dowodzi, że można pokonać nasze problemy bez uciekania się do nowej generacji Kobr. Chciałbym więc, by nasza rada miała jeszcze jedną możliwość wyrażenia opinii o moim wniosku. Zhu pokręcił głową. - Przykro mi, ale w moim przekonaniu nie dowiódł pan niczego, co w zasadniczy sposób zmieniałoby naszą sytuację. - Co takiego? Ależ... - Panie gubernatorze generalny - przerwał mu D'arl jak zawsze spokojnie -jeżeli to pomoże uspokoić pana sumienie, proszę pozwolić mi powiedzieć, że ja nie mam przeciwko nowemu głosowaniu. - Popatrzył na Jonny'ego i lekko się uśmiechnął. - W moim przekonaniu pan syndyk Moreau sobie na to zasłużył - dodał. Odbyło się zatem ponowne głosowanie... a kiedy obliczono głosy, okazało się, że za propozycją D'arla głosowało jedenaście osób, a przeciwko niej - zaledwie siedem. Stojący na skraju kosmodromu Capitalii statek D'arla prezentował się naprawdę okazale - był, rzecz jasna, nieco mniejszy niż ogromne międzygwiezdne transportowce, ale ponad dwukrotnie większy od aventińskiej "Dewdrop". Strzeżony przez czujniki obszar rozciągał się na kolejne pięćdziesiąt metrów wokół statku i kiedy Jonny przekroczył jego granicę, zauważył, jak zamontowana na samym dziobie automatyczna wieżyczka strzelnicza obróciła się, kierując się wprost na niego