Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
“Moim kosztem” - pomyślałem z goryczą i już w następnej chwili oddałbym wszystko, żeby tylko cofnąć tę myśl. Poruszając dłonią wolno i delikatnie, uwolniłem jeden nadgarstek z uchwytu buldoga. Podniosłem kołnierz kurty i odpiąłem broszę. Pokazałem ją wszystkim. - Niczego sobie nie przypominam - burknął książę Władczy. Król usiadł w łożu. - Zbliż się, chłopcze - polecił. Wyswobodziłem się z uścisku strażników, poprawiłem ubranie. Potem zaniosłem broszę królowi. Powoli wyciągnął dłoń. Wziął klejnot z mojej ręki. Serce zamarło mi w piersi. - Ojcze, to tylko... - zaczął rozdrażniony książę Władczy. - Synu - przerwał mu król. - Byłeś tam. Pamiętasz. A na pewno powinieneś pamiętać. - Ciemne oczy króla lśniły jak za dawnych czasów. Jednocześnie jednak w kącikach ust i koło nosa rysowały się zmarszczki świadczące o długotrwałym bólu. Władca uniósł klejnot i przyjrzał się księciu z uwagą, jak za dawnych lat. - Dałem chłopcu tę broszę. I swoje słowo, w zamian za jego obietnicę. - Więc najlepiej będzie, jeśli zabierzesz z powrotem i broszę, i słowo. Nigdy nie wyzdrowiejesz, jeśli ciągle ktoś będzie ci przeszkadzał. - W głosie księcia Władczego znowu zabrzmiał rozkazujący ton. Czekałem w milczeniu. Król przetarł oczy drżącą dłonią. - Raz danego słowa nie sposób cofnąć - rzekł stanowczo, choć słabym głosem. - Czy mam rację, Bastardzie Rycerski? Czy zgadzasz się ze mną, że nie sposób cofnąć danego słowa? - Zgadzam się, wasza wysokość, jak zawsze. Nie sposób cofnąć danego słowa. Człowiek musi dotrzymać przysięgi. - Rad jestem, że się ze mną zgadzasz. - Oddał mi broszę. Wziąłem ją z jego dłoni z tak ogromnym uczuciem ulgi, że aż zakręciło mi się w głowie. Król Roztropny oparł się o poduszki. Przez jeden oszałamiający moment wiedziałem, że znam te poduszki, to łoże. Leżałem w nim i patrzyłem na błazna w dniu napaści na Wodną Osadę. Poparzyłem sobie palce w tamtym kominku.... Król westchnął ciężko. Był wyczerpany. Za chwilę zapadnie w sen. - Zabroń mu tu przychodzić bez wezwania - zarządził książę Władczy. Król z trudem otworzył oczy. - Bastardzie, zbliż się, chłopcze. Podszedłem, posłuszny jak pies. Ukląkłem obok łoża. Król uniósł wychudłą dłoń, poklepał mnie niezgrabnie po ramieniu. - Chłopcze, zawarliśmy umowę, prawda? - Szczere pytanie. Skinąłem głową. - Dobry chłopak. Dobry. Ja dotrzymuję słowa: Pamiętaj, byś i ty dotrzymywał swego. Ale - zerknął na księcia Władczego - przychodź raczej po południu. Po południu czuję się silniejszy. - Przyjdę dziś po południu, jeśli wasza wysokość pozwoli. Uniósł dłoń i leciutko poruszył nią w odmownym geście. - Jutro. Albo innego dnia. - Zamknął oczy i odetchnął ciężko. - Wedle twego rozkazu, królu panie. - Skłoniłem się nisko. Wstałem i wpiąłem broszę w klapę kaftana. - Czy mogę odejść, wasza wysokość? - zapytałem, jak każe etykieta. - Wynoś się - warknął książę. Skłoniłem mu się z mniejszą atencją i wyszedłem. Jego strażnicy odprowadzali mnie wzrokiem. Dopiero po wyjściu z komnaty przypomniałem sobie, że nie wspomniałem królowi ani słowem o moich planach małżeńskich. Teraz wydawało się nieprawdopodobne, bym w najbliższym czasie zyskał ku temu okazję. Wiedziałem, że popołudniami znajdę zawsze u boku króla księcia Władczego, Osiłka albo szpiega. Nie miałem najmniejszej ochoty poruszać tego tematu w obecności kogokolwiek poza władcą. “Bastardzie”. “Chciałbym teraz zostać na jakiś czas sam, książę Szczery”. Zniknął. Wolnym krokiem ruszyłem w dół po schodach. 15. SEKRETY Książę Szczery postanowił zaprezentować cztery okręty wojenne w środkowym dniu święta Przesilenia Zimy. Zgodnie z tradycją powinien był zaczekać na poprawę pogody i wodować je pierwszego dnia wiosennego Święta Radości, gdyż ten właśnie czas uważa się za najbardziej pomyślny dla podobnego przedsięwzięcia, ale naciskał na szkutników i załogi, by wszystko przygotować jeszcze zimą, na dzień tradycyjnego polowania - jego wyniki uważa się za przepowiednię obfitości przyszłej strawy. Gdy wyciągnięto statki z szop i po pochylniach zepchnięto na wodę, oznajmił zgromadzonemu ludowi, iż są to jego myśliwi i jedynym łupem, który ugasi ich łaknienie zdobyczy, będą szkarłatne okręty. Tłum odpowiedział milczeniem. Książę nie takiej reakcji oczekiwał. Moim zdaniem ludzie chcieli zapomnieć o wojnie, schronić się pod osłoną zimy i udawać, że wiosna nigdy nie nastanie. Książę Szczery im na to nie pozwolił. Tego samego dnia zaczęło się szkolenie załóg. * * * Wczesnym popołudniem polowałem ze Ślepunem. Wilk był zdegustowany, uznał, że o dziwnej porze wybrałem się na łowy, i pytał, dlaczego najlepsze chwile przed brzaskiem straciłem na zadawanie się z samicą. Odparłem jak najprościej, że tak właśnie musiało być i będzie jeszcze co najmniej przez kilka dni, a prawdopodobnie i dłużej. Nie był uszczęśliwiony. Ja także nie. Przeszkadzała mi świadomość, że Ślepun jest tak doskonale świadom każdego mojego kroku, a ja często nawet nie wiem o jego obecności. Czy książę Szczery mógł go wyczuć? Zaśmiał się ze mnie. “Czasami muszę się zdrowo namęczyć, żebyś ty mnie usłyszał. Mam się przebijać przez ciebie, a potem jeszcze wrzeszczeć do niego?” Nie upolowaliśmy wiele - dwa mizerne króliki. Przyrzekłem Ślepunowi przynieść następnego dnia jakieś resztki z kuchni. Jeszcze mniejszy sukces odniosłem przekonując go, by uszanował moją intymność. Zupełnie nie potrafił zrozumieć, dlaczego wyróżniałem jedną czynność spośród innych wspólnych działań. Oznaczała ona pojawienie się w bliskiej przyszłości potomstwa, które stanowi przedmiot troski całego stada. Nie sposób wyrazić słowami, jak trudna była to rozmowa