Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Nic mi nie jest, czuję się tylko trochę dziwnie. Mitch, kiedy Stella zamieszkała w tym domu, zaczęły ją nawiedzać szczególne sny. I wtedy to wszystko się rozpętało, prawda? To znaczy wcześniej... Oblubienica tylko ukazywała się od czasu do czasu. Nie zachowywała się gwałtownie -tak przynajmniej twierdzi Roz. Nie stanowiła dla nikogo zagrożenia. - Owszem. Jednak gdy wprowadziła się tu Stella z chłopcami, Amelia zaczęła zachowywać się coraz bardziej nieprzewidywalnie. - A ja się zjawiłam niewiele później. Tak więc w Harper House nagle zamieszkały trzy kobiety. - Hayley poczuła, jak ogarnia ją chłód. Zaczęła masować ramiona, żałując, że nie wzięła ze sobą bluzy. - Ja byłam w ciąży, Stella miała dwóch synków, no a Roz... Roz to jej praprawnuczka. - Uhm... - Mitch pokiwał zachęcająco głową. - I potem Stella zaczęła mieć te swoje sny. Bardzo plastyczne, alegoryczne sny, które w naszym mniemaniu były podsuwane jej podświadomości przez Amelię. To zapewne mało naukowe określenie... - Bardzo adekwatne. - A kiedy Stella i Logan... - Hayley urwała, bo w tym momencie Roz weszła do biblioteki. - Przepraszam, że cię tu ściągnęłam. - Nie ma o czym mówić. Co się stało? - Hayley, najpierw dokończ myśl - powiedział Mitch. - Bo zgubisz wątek. Racja. A więc Stella i Logan zakochali się w sobie, a to bardzo nie spodobało się Oblubienicy. Sny Stelli stawały się coraz makabryczniej sze, coraz bardziej przygnębiające, a jednocześnie nawiązywały do jej sytuacji. Kulminacja nastąpiła tego wieczoru, gdy Amelia nie chciała wpuścić Stelli do chłopców - tego wieczoru, kiedy przyszedłeś tu po raz pierwszy, Mitch. Nie zapomnę tamtych wydarzeń do końca moich dni. Wtedy też podała nam swoje imię - wtrąciła Roz. - Stella jakoś dotarła do jej uczuć i wówczas Oblubienica podsunęła nam trop. Rzeczywiście. I po tym Amelia zostawiła ją w spokoju, prawda? Stella powiedziałaby nam przecież, gdyby jeszcze później nawiedzały ją niepokojące sny, lub gdyby Oblubienica zaczepiła ją w jakiś inny sposób. Wówczas Amelia skoncentrowała się na Roz - zauważył Mitch. Uhm. - Hayley pokiwała głową, zadowolona, że Mitch pojął jej tok rozumowania. - I Roz została zaatakowana jeszcze gwałtowniej. Zaczęła mieć widzenia na jawie, czyż nie tak, Roz? Owszem. Nastąpiła też eskalacja przemocy. Im bardziej zbliżałaś się do Mitcha, tym bardziej jej odbijało. Niewiele brakowało, a by cię zabiła. Ostatecznie, przyszła ci z pomocą, gdy stanęłaś w obliczu innego zagrożenia, jednak przedtem sama cię atakowała. Ale od czasu, jak się zaręczyliście z Mitchem, kiedy się pobraliście, zostawiła was w spokoju. Przynajmniej na razie. - Roz podeszła do Hayley i zaczęła gładzić dziewczynę po ramieniu. - Teraz postanowiła zabrać się do ciebie, czy tak? Tak mi się zdaje. Sądzę, że obecność trzech kobiet w domu - ciebie, Stelli i mnie - z jakiegoś powodu wyprowadziła ją z równowagi. - Hayley zerknęła na Mitcha i uniosła dłonie do twarzy. - Nie wiem, jak to ująć lepiej, ale od tamtej pory wydarzenia zaczęły toczyć się coraz szybciej i z każdym dniem nabierają tempa. - To interesujące spostrzeżenie. Trzy kobiety, na różnym etapie życia, wszystkie trzy samotne w momencie spotkania. Wasz związek w jakiś sposób pobudził Oblubienicę do działania. A gdy Stella, a potem Roz poddały się miłości, Amelia zaczęła popadać w coraz większe szaleństwo. - Skarbie, czy ona cię w jakiś sposób skrzywdziła? - Nie. - Hayley zacisnęła usta, po czym spojrzała na Roz, a następnie na Mitcha. - Rozumiem, że powinniśmy opowiadać o naszych przygodach z Oblubienicą, by Mitch mógł je wszystkie zarejestrować. Nie bardzo jednak wiem, jak mam opowiedzieć o tym, co właśnie mnie spotkało. A w każdym razie, jak zrobić to w subtelny sposób. To dość krępujące. - Czy chciałabyś, żebym wyszedł? - spytał Mitch. - Wołałabyś porozmawiać z Roz w cztery oczy? - Nie. To byłoby głupie z mojej strony. Przecież Roz i tak musiałaby ci wszystko opowiedzieć. - Hayley zaczerpnęła głęboki oddech. - No dobrze. Jak położyłam Lily spać, postanowiłam się zrelaksować, pooglądać telewizję w saloniku na górze. Trafiłam na jakiś stary, romantyczny film i zaczęłam fantazjować. Te piękne stroje, efektowne oświetlenie i eleganckie kluby, do których ludzie chodzili na tańce. Zaczęłam sobie wyobrażać, jak czułabym się w takiej fantastycznej sukni i z przystojnym mężczyzną u boku. Urwała na moment. Przecież nie musiała mówić, że tym mężczyzną z jej marzeń był Harper. To nie miało znaczenia dla sprawy. - W każdym razie, tańczyliśmy razem, zakochani, a potem zaczęliśmy się całować. Wiecie, jak wyglądają te namiętne, hollywoodzkie pocałunki? - Oczywiście. - Roz uśmiechnęła się szeroko. - Coraz bardzie i Wtapiałam się w marzeniach i zaczęłam sobie wyobrażać, jak się potoczą wydarzenia po zakończeniu filmu. Chyba miałam na myśli seks. -Nerwowo przełknęła ślinę. -Takie tam rojenia. Świece, kwiaty i olbrzymie łoże, a na nim dwoje kochających się ludzi